Poprzednim razem
napisałem kilkanaście zdań o komiksie, którego polska premiera dosłownie dzień
później została zapowiedziana przez wydawnictwo Non Stop Comics. Dziś sięgam po
pozycję, która z całą pewnością nie powtórzy tego losu. Nie wierząc już w to, że
pewna pani z centrali Image przestanie traktować Taurus Media jak powietrze i
pozwoli im kontynuować rozpoczęte przez siebie serie z tego właśnie
wydawnictwa, postanowiłem nadrobić w oryginałach przynajmniej część z nich.
Kupiłem zatem czwarty, piąty i szósty tom ”Black
Science” (w USA ukazały się już kolejne dwa, więc wciąż jestem do tyłu) i
tym razem na czytelników czeka mała niespodzianka. Remender bowiem postanowił
pobawić się nieco tematyką superbohaterską.
Pia McKay próbuje
odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jej ojciec siedzi w wariatkowie, a ona
musi znosić związek matki z Kadirem. Jednak pewnego dnia dzieje się coś
nieoczekiwanego – urządzenie międzywymiarowe informuje ją, że w Hong Kongu
pojawił się ślad kogoś z jej byłej drużyny. I faktycznie tak jest, lecz nie
jest to nic dobrego. Starzy wrogowie powracają, by z pełną siłą przejąć władzę
nad Ziemią. Na szczęście, w pobliżu pojawiają się członkowie Anarchistycznej
Ligi Naukowców (ewentualnie Legion Czempionów Etyki) – grupa herosów, która
może nas uratować. I w niej także widać znajome twarze. Tymczasem Grant McKay
otrzymuje szansę ucieczki z psychiatryka, a Kadir kolejny raz przekonuje się,
że jest jedynie narzędziem w rękach Mr. Blocka.
Czytając pierwsze
zapowiedzi tego tomu mocno zastanawiałem się nad tym, jak Rick Remender chce
wpleść w snutą przez siebie opowieść zaznaczone tu i ówdzie wątki
superbohaterskie? I teraz, gdy jestem już po lekturze szóstego tomu ”Black Science”, muszę powiedzieć że
wybrnął. Historia nie odbiega klimatem od tego, do czego dotychczas
przyzwyczaili nas twórcy, a pojawienie się pewnych postaci w trykotach i
pelerynach przedstawione zostało nadzwyczaj naturalnie. Znacznie mocniej
przyczepić się można do tego, że zwrot ”zbieg okoliczności” na kartach tego
komiksu został wykorzystany do absolutnych granic zdrowego rozsądku.
Jak wspomniane zostało
już przy okazji powyższego opisu zarysu fabuły, kolejny raz najważniejszą
bohaterką tomu jest Pia McKay. Co prawda dalsze rozdziały zwiastują, iż Grant
lada chwila ponownie przechwyci palmę pierwszeństwa, to jednak mam nadzieję, że
się mylę i zostanie on ustawiony w drugim szeregu. Pia jest najzwyczajniej w
świecie ciekawiej prowadzoną postacią. Rezolutna, twarda, pewna siebie, ale
momentami także wyraźnie nierozsądna i podejmująca fatalne decyzje – bardzo
mocno przypomina swojego komiksowego ojca. Lecz zarazem nie brak w niej
czułości i dbałości o innych, co z pewnością zawdzięcza matce. Im bardziej
szósty tom ”Black Science” odciąga
naszą uwagę od Granta i przedstawia przygody Pii i jej towarzyszy, tym lektura
jest przyjemniejsza, nieco lżejsza (chociaż nie brak i tu mroczniejszych
momentów), sama fabuła także nie unika szafowania wydarzeniami na dużą skalę.
No ale właśnie, to też już przed chwilą zaznaczyłem – nie dzieje się tak przez
cały tom.
Komiks zawiera numery
#26-30 serii ”Black Science” i w
dwóch ostatnich rozdziałach Remender na front ponownie wysuwa Granta oraz jego
brata, którego we wcześniejszych odsłonach mieliśmy już okazję lekko poznać. Tak
mocne przesunięcie środka ciężkości fabuły nie przypadło mi do gustu, ponieważ
McKay jest w moich oczach postacią już wypaloną. Niestety Remender sprawia
wrażenie, jak chciał go odkupić w oczach czytelników, co uważam za kiepski
pomysł. W momencie, gdy twórcy serii dali nam dającą się lubić i radzącą sobie
w roli głównej bohaterki, chociaż zarazem niepozbawioną skaz Pię, powrót jej
umęczonego i chcącego wszystko naprawić ojca to strzał w kolano. Grant od trzech
tomów jest w moich oczach postacią, która powinna stanąć w drugim szeregu i się
zbyt mocno nie wychylać. Tak jak wyszło to w przypadku Kadira, który generalnie
szują jest niesamowitą, ale zarówno poprzedni jak i ten tom pokazują, iż
zrzucenie go na dalszy plan oraz ”kopanie leżącego”, jakie uprawia na nim Mr.
Block, tak naprawdę wyszło mu na dobre. Kadir, który cały czas jest postacią
mocno niejednoznaczną, paradoksalnie zyskał nieco głębi w momencie, gdy jest go
znacznie mniej niż było. Obaj ci panowie w mojej ocenie opowiedzieli już swoją
historię i powinni dać błyszczeć innym postaciom, ale przynajmniej w przypadku
Granta, nie zanosi się na to.
Jak zwykle sporo okazji
do wyszumienia się dostali Matteo Scalera oraz Moreno Dinisio. Ten pierwszy
niewątpliwie skorzystał z nadarzającej się okazji, ponieważ scenariusz szóstego
tomu ”Black Science” zaoferował mu
możliwość narysowania kilku rozkładówek i artysta ten jak zwykle nie zawiódł. Od
pierwszego tomu tego cyklu podkreślam, jak mocno pasuje mi to, co robi na
łamach komiksu artysta i dziś muszę się jedynie powtórzyć. Znakomicie uzupełnia
go Moreno Dinisio, który bardzo pozytywnie odnalazł się w komiksie, po przejęciu
obowiązków od Deana White’a.
Na końcu zbioru
znajdziemy 12 stron dodatków, na które składają się okładki wariantowe, szkice
oraz kilka zdjęć ulic Hong Kongu i ich rysunkowe oddanie autorstwa Scalery.
Szósty tom serii ”Black Science” to w mojej ocenie dobra
zabawa, która mogłaby być znacznie lepsza, gdyby Remender nie przeniósł
niepotrzebnie rolę głównego bohatera z Pii na Granta. Na szczęście rysunkowo
wciąż jest bardzo dobrze, zaś cliffhanger sprawił, że przy najbliższej
możliwości postaram się wysupłać dodatkowe środki na tomy 7 i 8.
----------------------------------------------------------------------
"Black Science vol. 6: Forbidden Realms and Hidden Truths" do kupienia w sklepie ATOM Comics
czyli Twoim zdaniem klamka zapadła o braku kontynuacji? jak się domyślam także serii Lazarus nie zobaczymy od Taurusa? ostatnie numery u nas wyszły jakos w 2016 :(
OdpowiedzUsuńSłyszę tylko kolejne plotki. Wynika z nich, że jeśli od Taurusa są na coś szansę w najbliższych miesiącach, to tylko na Lazarusa.
Usuń