wtorek, 3 października 2017

Żywe Trupy #26: Do broni (Robert Kirkman/Charlie Adlard/Stefano Gaudiano)

Mniej więcej w okolicach publikacji w USA 120 zeszytu serii ”Żywe Trupy” obiecałem sobie, że przestanę czytać anglojęzyczną wersję tego tytułu i przerzucę się jedynie od tomy od Taurusa. Dzięki temu do lektury kolejnych odsłon tego cyklu przystępowałem z ogromnym napięciem. Te czasem przeradzało się w rozczarowanie, jak na przykład miało to miejsce przy okazji ”Bez odwrotu” – odsłony numer 25. Tym razem jednak mogę śmiało napisać, że Robertowi Kirkmanowi znowu się udało i lektura najnowszej odsłony serii była doświadczeniem bardzo przyjemnym. W tekście są małe, lekkie spoilerki, ale nie powinny one psuć radości z lektury.

Grunt pod nogami Ricka Grimesa wydaje się być coraz bardziej grząski. Jego kolejne decyzje spotykają się z niezadowoleniem mieszkańców Alexandrii i to tak dużym, że jeden z młodszych obywateli postanawia coś z tym zrobić. I tak oto z klatki wydostaje się więziony przez lata Negan. Jaki jest jego pierwszy krok? Otóż wymyka się on z osiedla i postanawia spróbować dołączyć do Szeptaczy. Tymczasem kolejne zmiany zachodzą w życiu Michonne, Carla, Aarona czy pogrążonego w żalu i żałobie Eugene’a. Ten ostatni dodatkowo nawiązuje łączność radiową z nieznajomą kobietą. Czyżby więc w pobliżu funkcjonowała kolejna grupa o istnieniu której nikt dotąd nie wiedział?

”Do broni” jest kolejnym z typowych dla tej serii tomów, w których pozornie dzieje się niewiele, ale stanowi niezwykle ważny rozdział przed kolejnymi wydarzeniami. I faktycznie trudno nie odnosić wrażenia, że praktycznie od początku do samego końca trwa tutaj rozstawianie pionków na szachownicy oraz planowanie kolejnych ruchów. No ale kurcze, jak Kirkman fajnie to wszystko przedstawił, trudno w zasadzie powiedzieć.

Nie ulega żadnym wątpliwościom, że w tym tomie liczą się tylko dwie postacie: Rick i Negan. Cała reszta, niezależnie od tego czy mają co robić w tomie czy też kręcą się tylko na trzecim planie, zupełnie się tutaj nie liczy. Nawet Alfa – przywódczyni Szeptaczy i obecna główna zła serii – po spotkaniu Negana niknie, a jej niewątpliwa charyzma zostaje stłamszona. Niezwykle barwny złoczyńca, jakim niewątpliwie jest były lider Zbawców, to postać po której nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Na łamach ”Do broni” doskonale widzimy to kolejny raz, ale w mocno nietypowym wydaniu. Najnowszy tom ”Żywych Trupów” oferuje głębsze zaznajomienie się z ”kulturą” i obyczajami Szeptaczy, ale okazuje się, że bardzo fajnym sposobem na przedstawienie to czytelnikowi było natychmiastowe zderzenie tego z poglądami kogoś takiego jak Negan. W efekcie to, co samo w sobie mogłoby zrobić niezłe wrażenie, tutaj jest podbite do kwadratu. Rozmowy z Alfą, samcze potyczki z Betą i inne interakcje mężczyzny z Szeptaczami są poprowadzone bardzo dobrze. Podczas lektury nie można się nudzić, ani także przewidzieć połowy rzeczy, które mogą się wydarzyć. To, co dzieje się w finale omawianego dzisiaj komiksu jest czymś, czego absolutnie się nie spodziewałem i konsekwencje tegoż zdarzenia pewnością nie będą wesołe dla większości postaci.

Z drugiej strony mamy z kolei Ricka, który stał się ciekawy, a to coś, czego nie mogłem powiedzieć o tej postaci od dobrych kilku tomów. Obserwowanie jak powoli staje się dokładnie takim liderem, jak osoby które wcześniej usuwał w dowódczych stanowisk, jest świetnym wątkiem i liczę, że Kirkman na tym nie poprzestanie. Rick zawsze był postacią, która zarzekała się iż nie chce być liderem, teraz zaś kurczowo trzyma się roli dowódcy, ponieważ jest świadom konsekwencji jej utraty. Gdyby Rick nie rządził, byłby praktycznie zupełnie nieprzydatnym nikim. Mężczyzna jest tego świadomy i chociaż wokół niego pojawia się coraz więcej postaci, które mogłyby go zastąpić, on chwyta się każdego sposobu, by utrzymać się przy sterach. Ciekawi mnie mocno, czy w kolejnych tomach wątek ten będzie kontynuowany czy też w przypadku tej postaci nastąpi jakieś szybkie otrzeźwienie. Prawdę powiedziawszy, zdecydowanie wolałbym ujrzeć to pierwsze.

Rysunkowo w zasadzie nie ma się co rozpisywać. Charcie Adlard oraz Stefano Gaudiano zrobili dokładnie to, do czego przyzwyczaili nas na przestrzeni czterech poprzednich tomów ”Żywych Trupów”. Rysunkowo więc jest nieźle, chociaż bez większych rewelacji.

Także i od strony technicznej nie ma wielkich zmian. Oznacza to, że znowu trafił mi się mały błąd w druku (strona 21 ze śladami po wałku z maszyny drukarskiej), ale sądząc po braku bulwersów na Facebookowej stronie wydawnictwa, musiałem trafić po prostu ma taki egzemplarz. No nic, trudno ;) godny odnotowania jest jednak fakt, że po kilkunastu tomach wydawnictwo Taurus zmieniło wreszcie stronę z nazwiskami autorów i jako twórcy okładki widnieją Adlard oraz Dave Stewart, a nie Tony Moore. Mała rzecz, a bardzo cieszy.

Jest to dla mnie absolutnie niesamowite, że pomimo 26 tomów na karku, ”Żywe Trupy” cały czas potrafią utrzymać moje zainteresowanie i pomimo kilku naprawdę słabszych odsłon sprawić, że na kolejne tomy czekam z niegasnącym entuzjazmem. ”Do broni” jest właśnie jednym z takich tomów, dlatego też serdecznie polecam zapoznać się z zawartością tego komiksu. 
    
--------------------------------------------------------------------------
 
Dziękuję wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
  
"Żywe Trupy #26: Do broni" do kupienia jest w sklepach Centrum Komiksu oraz Atom Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz