Szukając jakiejś fajnej gierki na smartfona,
postanowiłem spróbować swoich sił w liczącej sobie już ponad dwa lata produkcji
”The Walking Dead: Road to Survival”.
Wciągnąłem się, nie ukrywam, lecz moja przygoda z tą grą najprawdopodobniej już
wkrótce dobiegnie końca. Dlaczego? Postaram się wyjaśnić to w poniższej
recenzji.
”The
Walking Dead: Road to Survival” to gra stanowiąca połączenie gatunków rpg oraz
rts. Wcielamy się w niej w przywódcę małej grupki ocalałych z zombie
apokalipsy, którzy trafiają do miasteczka Woodbury. Tam szybko okazuje się, że
rządzący miastem Gubernator to szaleniec i… przenosimy się w czasie do
wcześniejszych wydarzeń. Od teraz naszym zadaniem jest pokonać drogę od naszego
pierwszego schronienia do wrót miasteczka. Zarazem musimy dbać o jego rozwój i
rozbudowę, dzięki czemu będziemy mogli też rozwijać i wzmacniać naszą ekipę.
Omawiana dzisiaj gra nie wnosi do swojego
gatunku niczego nowego. Są tu znane wszystkim z Was elementy typowe dla
strategii (zbieranie zasobów, rekrutowanie postaci, rozbudowa miasta, tworzenie
nowych technologii), jak i role playów (wzmacnianie, dozbrajanie i rozwijanie postaci).
Największym zauważalnym dla mnie plusem tej produkcji jest jej prostota oraz fajne
osadzenie w realiach komiksowego świata ”Żywych
Trupów” i próba opowiedzenia w nich fajnej, zgrabnej historii. To co jest z
kolei największą wadą produkcji, to niesamowicie mocne nastawienie się na
system pay-to-win, który w pewnym momencie skutecznie zabija chęć dalszej gry. Ale
po kolei.
”The
Walking Dead: Road to Survival” jest grą prostą. No przynajmniej odnoszę
takie wrażenie, skoro taki człowiek jak ja potrafił ogarnąć większość jej
mechanizmów w kilka chwil. Na początku oczywiście produkcja prowadzi nas za
rączkę (i to dosłownie, bo musimy klikać miejsca wskazywane przez rękę), ale
szybko okazuje się być dość intuicyjna. Z pewnością pomaga w tym fakt, że nie
powinniście spodziewać się przesadnie rozbudowanej mechaniki. W mieście możemy
postawić raptem kilka rodzajów budynków, a ich rozwijanie to kwestia jednego
kliknięcia. Podstawowe surowce są tu dwa (pożywienie i drewno), więc sprawa
jest bardzo prosta. Lokacje w mieście pozwalają nie tylko na jego rozwój przez rozbudowę,
ale także, jak to w ”Żywych Trupach”
bywało, przez wypady po za mury miasta. Te mają różny stopień trudności i opłacają
się bardziej, ale nie zawsze kończą się sukcesem. To zależy od tego, kogo i ile
osób wyślemy w misję. Surowców zawsze brakuje i nieraz musimy kombinować co
zrobić dalej. Oprócz wypadów na misje za miasto, możemy także od pewnego
momentu atakować innych graczy i kraść im zasoby, narażając się na odwet
oczywiście. Jednakże to także nie zawsze się udaje, a ponadto walka z innym
graczem to tylko podpucha. Tak naprawdę mierzymy się z SI, kierującą postaciami
oponenta. Jeśli trafimy na kogoś z dużo niższym rankingiem od naszego, sprawa
jest bardzo prosta, ponieważ w walce atakujemy pierwsi.
Walka odbywa się w systemie turowym, walczymy z
ludźmi (szybsi, lecz zadają mniej obrażeń) lub zombiakami (powolne, ale jeden
kęs może zabić bohatera) i wystawiamy w niej do sześciu postaci. Każda z nich ma atak specjalny, który można użyć po naładowaniu odpowiedniego paska. Tutaj jednak
zauważalna jest już pewna przesada. Po pierwsze, w naszej ekipie wojaków może
być absolutnie każdy. Moja drużyna to w chwili obecnej dość egzotyczny skład:
Carl, Maggie, Negan, Dr Stevenson oraz Lily.
Ta ostatnia dwójka w komiksach należała do mieszkańców Woodbury. Zaś szósta
postać jest losowa w zależności od danej misji. Kuriozum to jednak system
rozwijania postaci. Za samą walkę nie otrzymujemy nic, oprócz zasobów i
przygarniania ocalałych. Czasem trafia się jakaś postać mająca konkretne imię,
którą możemy dołączyć do naszej ekipy lub wrzucić do innej, która np. wyrusza
na wypady po surowce. Aby levelować naszych ”obrońców”, bo tak gra nazywa
walczących w trybie fabularnym, musimy… poświęcać inne postaci. Gdy chcemy
podnieść poziom danej postaci, gra pyta kogo chcemy w zamian stracić i
zaznacza, ile punktów doświadczenia za nią dostaniemy. Jest to niezwykle
głupie.
Misje ponadto są przyozdobione pewną fabułą,
która jest. Po prostu jest. Czasem musimy dokonać wyborów, które mają wpływ na
dalszy ciąg misji, lecz podobnie jak w przypadku gier studia Telltale, jest to
raczej pozorny wybór.
Niestety, w pewnym momencie bardzo mocno w znaki
daje się fakt, że ”The Walking Dead:
Road to Survival” okazuje się nastawione na pay-to-win. Jako osoba, która
nie ma zamiaru wydawać dodatkowych złotówek na lepsze gadżety, po tygodniu dość
intensywnego grania, utknąłem w miejscu na jednej z misji. Pomimo nieustannego rozwijania
miasta oraz moich postaci, moi przeciwnicy szybko robią się już tak nienormalnie
silni oraz, iż aby ich pokonać muszę wykonywać jeden segment misji na dzień, a
potem wracać do ulepszania statystyk. Oczywiście zawsze mogę wydać pieniądze na
niezwykle silne postacie lub bronie i wydaje mi się, że ”The Walking Dead: Road to Survival” tego właśnie oczekuje. Wkrótce
bowiem pewnie stanę przed wyborem – wydatki na bonusy lub kilka dni bez
wykonywania misji, by skupić się na zbieraniu zasobów i rozwoju. Szanse
normalnego spotkania postaci z co najmniej czterema gwiazdkami (oznaczającymi jej
siłę) są niezwykle niskie, zaś wylosowanie jako nagrodę na zbieractwo niestandardowej
broni są w zasadzie zerowe. Przez ponad tydzień zadawania się z ”The Walking Dead: Road to Survival” nie
udało mi się ani jedno, ani drugie. Ba, nie mam nawet ani jednej postaci z
trzema gwiazdkami. Zabija to skutecznie radość grania i gdy już dojdę do
ściany, wtedy moja odpowiedź będzie jedna i porzucę zabawę z tą produkcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz