"Copperhead”
duetu Jay Ferber/Scott Godlewski zadebiutowało na sklepowych półkach we
wrześniu 2014 roku i praktycznie z miejsca znalazło się na mojej liście rzeczy
do kupowania w wydaniach zbiorczych. Komiks ten przypadł mi do gustu na tyle,
że umieściłem go w swoim własnym rankingu pięciu najlepszych tytułów od Image 2015 roku. Po opublikowaniu dziesięciu numerów, twórcy ogłosili przerwę przy
pracach nad tym tytułem. Scott Godlewski bowiem otrzymał fuchę przy miniserii
”Dark and Bloody” dla DC Vertigo i nie mógł jednocześnie pracować nad ”Copperhead”. Problem w tym, że prace
tego rysownika spodobały się tam na tyle, że następnie zajął się kolejną
miniserią – ”The Lost Boys”, a obecnie rysuje pojedyncze numery serii z DC
Rebirth (”Superman”, ”Green Lanterns” czy ”Batwoman”). Tymczasem po niemal osiemnastu
miesiącach przerwy, Jay Ferber wznowił ”Copperhead”,
rzecz jasna z innym rysownikiem. Obawiałem się, że wraz z odejściem
Godlewskiego (częściowym co prawda, wspomnę o tym później), seria straci sporo
z tego, za co ją tak ceniłem. Tymczasem okazało się, że te obawy były
nieuzasadnione.
Nowym rysownikiem ”Copperhead” został mający za sobą kilka projektów w mniejszych
wydawnictwach Drew Moss. Nie miałem do czynienia z żadną spośród jego
poprzednich prac, lecz przykładowe strony pierwszego rozdziału omawianego
dzisiaj komiksu odrobinę rozwiały moje wątpliwości. Co prawda jego ilustracje
ostatecznie nie trafiły do mnie tak mocno jak te autorstwa Godlewskiego, to
jednak futurystyczno-westernowy klimat ”Copperhead”
okazał się być czymś, w czym artysta ten całkiem nieźle się odnalazł. Nie mamy
tu zarazem do czynienia z jakąś gruntowną zmianą stylu ilustracji. Moss i
Godlewski dysponują dość podobnym stylem rysowania i tak naprawdę dzielą ich
niuanse. Cieszy mnie, że nowy rysownik serii fajnie także dogaduje się z
kolorystą Ronem Riley’em. Tutaj muszę zaznaczyć, że także i on dołożył swoich
kilka groszy do tego, że zmiana rysownika nie jest zbyt mocno odczuwalna. Nowe
numery ”Copperhead” charakteryzują
się tą samą, przygaszoną paletą barw, które fajnie podkreślają
pustynno-westernowy charakter tytułowego miasteczka. Wizualnie zatem
niezmiennie mamy do czynienia z czymś przypominającym lekko legendarny serial
”Firefly”.
Tymczasem Scott Godlewski cały czas jest także
obecny w tym komiksie. Spod jego ręki wyszły okładki poszczególnych rozdziałów,
a także coś fajnego znajdziemy w zaskakująco licznych dodatkach.
Także i Jay Ferber nie spuścił z tonu, co dla
mnie jest informacją nawet lepszą od tego, że zmiana rysownika nie wyszła na
minus. Już od pierwszych stron tego tomu jesteśmy rzuceni w wir wydarzeń. Po
tym jak szeryf Clara Bronson odkrywa zwłoki burmistrza Copperhead, wszystko
momentalnie staje na głowie. W momencie, gdy kobieta powinna skupiać się na
rozwiązaniu tej trudnej sprawy, jej głowę zaprzątają także inne problemy – były
facet, który nagle i bez zapowiedzi pojawił się w mieście, a także nowy
burmistrz, którym okazuje się… no, tego Wam nie zdradzę :)
Trzeci tom ”Copperhead”
charakteryzuje się najszybszym jak dotąd tempem prowadzenia historii. Duży
wpływ na to ma fakt, że jest to także najkrótszy z dotychczas wydanych tomów.
Zawiera on raptem cztery zeszyty, co swoją drogą nijak nie przełożyło się
niestety na cenę okładkową, ale nie o tym tu teraz mowa. Bardzo lubię komiksy,
które łączą w sobie dwie rzeczy – pędzącą przed siebie akcję oraz poszanowanie
intelektu czytelnika. Zwłaszcza z tym drugim problem mają głównie komiksy
superhero. Tymczasem historia przedstawiona na łamach trzeciego tomu ”Copperhead” jest szybka, ale przy tym
spójna, logiczna i rozsądna. Ferber ani razu nie sprawił, bym pomyślał sobie,
iż w tym bądź innym momencie mocno przegiął. Co więcej, udało mu się rozbudować
znane nam już postaci, a także dołożyć kilka nowych, które w większości okazały
się być fajnym rozbudowaniem obsady komiksu.
No i klimat. Ten obronił się nie tylko dzięki
rysunkom Drew Mossa. Także i scenarzysta kolejny raz rozpisał tytułowe
miasteczko (i jego najbliższe okolice) jako miejsce intrygujące i ciekawe. Co
więcej, tym razem także odwiedzimy nieco przestrzeni kosmicznej w związku z
wątkiem, który szykowany jest na tom czwarty.
Wspomniałem już o tym wcześniej, lecz teraz
powtórzę i rozwinę. Trzeci tom ”Copperhead”
składa się tylko z czterech zeszytów i kosztuje 16,99$. Jeśli szybko
sprawdzicie, kupienie wersji zeszytowych wyszłoby taniej, bo tylko 15,96$.
Wydanie zbiorcze rekompensuje to bardzo rozbudowaną sekcją dodatków, których w
sumie aż 28 stron. Wśród nich zdecydowanie najciekawsze wydały mi się
niewykorzystane szkice Scotta Godlewskiego do paru stron numeru 11, a więc rozdziału
rozpoczynającego omawiany właśnie tom. Można sobie fajnie porównać, jak
delikatnie zmienił scenariusz początkowych sekwencji. Ponadto jest to sporo
szkiców, w tym też okładek, a także rozbudowana galeria.
”Copperhead”
powróciło na sklepowe półki w wyśmienitej formie. Jeśli spodobały Wam się
początkowe odsłony tej serii, to nie musicie się niczym martwić – tom trzeci
również przypadnie Wam do gustu. Oby tylko tym razem był odrobinkę dłuższy.
"Copperhead vol. 3" do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz