Miało być przyspieszenie i jest – w
2018 roku wydawnictwo Non Stop Comics opublikowało tylko dwa tomy serii ”Odrodzenie”, a na 2019 zaplanowano…
trzy :) No cóż, spodziewaliśmy się jeszcze jednego, ale lepiej tyle niż żaden,
prawda? Można domniemywać, że spowolnienie tempa publikowania tej serii
oznacza, że jakimś hitem sprzedażowym to ona nie jest, więc moim zakichanym
obowiązkiem jest tylko jedna rzecz – nakłaniać, nakłaniać i jeszcze raz
nakłaniać, byście wydali pieniądze na ten tytuł. I zrobię to bez cienia
zażenowania, ponieważ uważam, że tytuł jest jak najbardziej na to zasługuje.
Jeśli jeszcze nie wiecie z czym
macie do czynienia, to już wyjaśniam. ”Odrodzenie”
opowiada o małym miasteczku w stanie Wisconsin, na terenie którego dochodzi do
niezwykłego wydarzenia – zmarli wracają do życia. Nie chodzi jednak o atak
zombie czy coś w ten deseń. Ludzie ci po prostu wrócili i starają się wieść
normalne życie. Tyle tylko, że w Wausau jest to już niemożliwe – miasteczko zostaje
poddane kwarantannie, a zagadka powrotu zmarłych z każdym kolejnym dniem wydaje
się być coraz bardziej skomplikowana. W piątym tomie serii, ”odrodzona” Em
zawiązuje niełatwy sojusz, by zwiększyć szanse na znalezienie ojca jej dziecka.
Jej starsza siostra Dana dowiaduje się, że ktoś zagrażał jej synkowi i
postanawia się na nim zemścić. Tymczasem w ośrodku badającym przyczyny powrotu
zmarłych dochodzi do niekoniecznie etycznych czynów, w morderstwem włącznie.
Wszystko zaś doprowadza do tego, że przez miasto przetacza się fala protestów
Odrodzonych, która w finale doprowadza do ogromnej tragedii.
”Odrodzenie” łącznie liczyć będzie w polskiej edycji osiem tomów,
zatem właśnie weszliśmy w drugą połowę całości opowieści. Nie macie poprzednich
odsłon? Nic straconego, ponieważ wszystkie są dostępne w większości sklepów
Internetowych i jak dobrze poszperacie, to za około 120 złotych nabędziecie
nówki, a używki nawet taniej. No dobra, ale dlaczego w zasadzie warto sięgnąć
po ten tom jak i wszystkie wcześniejsze? Z prostego powodu, ale będziecie
musieli uwierzyć mi na słowo.
Na rynku USA jest wiele komiksów,
które roztaczają wizję wielkiej tajemnicy, której kolejne szczegóły
rozwiązywane będą przez dłuuuugi czas, aż w końcu nastąpi grande finale i
wszystko stanie się jasne. Na takiej zasadzie budowano na przykład ”Palcojada”, publikowanego obecnie w
naszym kraju przez wydawnictwo Egmont, a możemy śmiało dorzucić do tego inne
komiksy – podobne praktyki, chociaż podlane sosem z superbohaterów stosował chociażby
Jonathan Hickman w swojej wielkiej epopei z Marvelowskimi Mścicielami w roli
głównej. Dostajemy kolejne tomy opowieści, w każdym z nich mniej lub więcej
wskazówek dotyczących głównego wątku i jeśli twórca robi to umiejętnie, to nie
przeszkadza nam zbytnio to ile tomów ma całość. Czym więc w zasadzie różni się ”Odrodzenie” od tych tytułów i wyróżnia
się na tle wielu innych przykładów? No właśnie tym, że od początku do końca
dzieło Tima Seeleya i Mike’a Nortona jest przemyślane i nie ma tu miejsca na
wątki, które byłyby kompletnie z du… eee… znikąd wzięte.
Trzymając się powyższych przykładów.
Dziś, po ukazaniu się całej Hickmanowskiej opowieści trudno znaleźć
czytelników, którzy byliby z niej w pełni zadowoleni. Zwłaszcza z ostatniego
aktu. ”Palcojad”, to dopiero przed
większością z Was, jest podobny. Jeśli czytaliście serię tę w oryginale, to z
pewnością przyznacie mi rację, że finał tej serii jest zwyczajnie daremny. Tymczasem
”Odrodzenie” jest serią, którą nie
tylko nieźle się czyta tom po tomie, ale spokojnie można dodatkowo ją docenić,
gdy otrzyma się już całość. Seeley i Norton nie tylko stworzyli fabułę, która
po ujawnieniu wszystkich zagadek naprawdę trzyma się kupy i trudno się do
czegoś przyczepić, ale także zaprezentowali nam bohaterów, miejsca i zdarzenia,
które śledzi się z ogromnym zainteresowaniem. Poszczególne postacie są ciekawe
i praktycznie każda z nich skrywa swoje tajemnice, a ich odkrywanie nierzadko
jest zadziwiającym doświadczeniem. Jednocześnie otrzymujemy liczne zwroty akcji
(no nie będę ukrywać, finał ”Wezbranych wód” to nie było coś, czego bym się
spodziewał po tym komiksie) i nawet pozornie nieistotne wątki, jak w tym tomie ten
należący do Em, mogą okazać się ważne dla budowanej misternie mitologii ”Odrodzenia”. Gdy pierwszy raz sięgałem
po tę serię, czyli w czasach gdy ukazywała się w USA, do samego końca nie
wierzyłem, że twórcom uda się nie rozczarować czytelników finałem ich serii. Tymczasem
oni zagrali na moim pesymistycznym nosie i wraz z każdym zeszytem oraz tomem udowadniali,
że mają plan, który nie polega na wariackim i nieprzemyślanym zamykaniu wątków
(tak, patrzę na ciebie ”Palcojadzie”).
Wszystko to idealnie podkreślają
spokojne, dokładne i świetnie pasujące do klaustrofobicznego klimatu komiksu
rysunki Mike’a Nortona oraz kolory Marka Englerta. Ale i nastrojowe okładki
autorstwa Jenny Frison warte są wspomnienia. Ilustracje zdobiące front i tył każdego
z tomów również przykuwają wzrok i pozostaje nam tylko żałować, że w
standardowych wydaniach zbiorczych od Image nie mamy okazji przyjrzeć im się w
całej okazałości. Kto wie czy dla ”Odrodzenia”
w naszym kraju nie byłoby lepiej, gdyby wydawnictwo Non Stop Comics zdecydowało
się sięgnąć po czterotomową edycję deluxe?
No ale ok, gdybanie zostawmy sobie
na kiedy indziej. Edycja polska to zwykle, miękkookładkowe wydanie zbierające
sześć kolejnych zeszytów. Nie ma tu ani okruszka jeśli chodzi o dodatki. Jest za
to cena okładkowa w wysokości 42 złotych, lecz jak powszechnie wiadomo, jak się
poszpera to znajdzie się znacznie taniej. Czy warto? Jak najbardziej. Dlaczego tej
serii jeszcze nie macie w zbiorach? Nie wiem. Zatem sio! Wyjazd! Kupować dobry komiksik!
-----------------------------------------------
"Odrodzenie #5: Wezbrane wody" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz