Myślę, iż nikogo tu zbytnio nie
zdziwi to, gdy przyznam się iż Donny’ego Catesa nie znam z ani jednego komiksu
Marvela, aczkolwiek słyszałem o jego pracy dla Domu Pomysłów wiele dobrego.
Fakt, kilka jego pomysłów z kosmicznym Ghost Riderem na czele brzmią intrygująco,
ale ponieważ moja relacja z Marvelem w ostatnich miesiącach opiera się na serii
większych lub mniejszych rozczarowań, z wyjątkiem pod postacią tomu ”Vision”,
jakoś nie czułem ani chęci ani tym bardziej potrzeby przekonania się, czy Cates
robi tam równie udane rzeczy, co na poletku tytułów autorskich. Bo wiecie, znam
i lubię jego ”Redneck” z Image,
podobnie dobre zdanie mam o jego tytułach dla wydawnictwa Dark Horse – ”The
Ghost Fleet”, ”Buzzkill” oraz ”The Paybacks”, a lada moment napiszę Wam, dlaczego
dobrze czytało mi się ”God Country”.
Na początek jednak małe ”ale”.
Według tego, co widzimy na okładce, serwis Nerdist określił komiks ten mianem
”olśniewającego debiutu. 10/10”, co mocno mnie zdziwiło, gdyż ”God Country” jest trzecim komiksem we
wspólnym dorobku duetu Cates/Shaw i piątym w karierze samego scenarzysty.
Chciałem się więc dowiedzieć w jakim kontekście recenzent serwisu użył tego
zwrotu – być może chodziło mu o debiut w Image, co akurat byłoby prawdą. Prawda
okazała się zaskakująca, ponieważ fragment ten to dwa słowa z oceny jedynie
pierwszego numeru miniserii, który swoją drogą zresztą wcale nie dostał 10/10.
Ale na okładce fajnie wygląda, co nie? ;) Dodam od razu, że podobny tekst jest
na okładce oryginalnego wydania, więc nie jest to efekt pomysłowości
wydawnictwa KBOOM.
Samo ”God Country” skupia się na rodzinie Quinlanów. Roy, zapracowany mąż
i ojciec kilkuletniej dziewczynki, stara się jeszcze opiekować swoim ojcem
Emmettem. Ten jednak cierpi na Alzheimera i poznajemy go w momencie, gdy
kompletnie nie rozpoznaje swoich najbliższych, a wręcz zagraża ich
bezpieczeństwu swoją agresywnością, co odbija się także na relacji Roya z żoną.
Pewnego dnia wszystko się zmienia – w zachodnim Teksasie zaczyna szaleć potężna
burza, która okazuje się nie być z tego świata. Gdy uderza w dom Quinlanów,
Emmett wychodzi z gruzów cały, uzdrowiony i uzbrojony w ogromny miecz. To
właśnie on sprawił, że starzec został uzdrowiony i może próbować naprawić
relację z synem i jego najbliższymi. Ale miecz nie jest jego i w końcu na
miejscu pojawia się istota, która chce go odzyskać.
Bardzo lubię komiksy, które pomimo
pozornej prostoty scenariusza i tak potrafią nieco wymknąć się schematom oraz w
zaskakujący sposób wymieszać dwa pozornie średnio pasujące do siebie tematy. ”God Country” to komiks, który w bardzo
sprawny sposób miksuje ze sobą fantasy spod znaku magii i dramat obyczajowy o
ciężkiej chorobie, przemijaniu oraz rodzinie. Nie kojarzę żadnego innego
komiksu, który poruszałby kwestię tego, jak trudną przypadłością jest choroba
Alzheimera (oczywiście nie mówię, że takowych nie ma), a tutaj Cates idealnie
moim zdaniem przedstawił kluczowe zagadnienia i opisał, jak może działać ona
nie tylko na osobę chorą, ale także i na jego najbliższe otoczenie. Zwłaszcza w
początkowym rozdziale tomu, gdy głównym bohaterem wydaje się być nieco bardziej
Roy, możemy wręcz poczuć jak bardzo jest on rozdarty w związku z sytuacją ojca.
Później Cates nie wzbudził we mnie aż tylu emocji, ale uczciwie muszę napisać,
że wątek obyczajowy na łamach ”God
Country” jest prowadzony w zaskakująco udany sposób. Przyznam otwarcie, że
totalnie nie spodziewałem się iż Cates utrzyma równy poziom tej części
prowadzonej przez siebie fabuły do samego końca.
Ale hej, nie myślcie że okładka
kłamie i dostajemy sześć rozdziałów smutków i przemyśleń. Absolutnie nie, ”God Country” to wciąż historia o
kolesiu z gigantycznym mieczem, któremu przyjdzie się zmierzyć z istotami nie z
tej ziemi. Aha, a miecz jest żywy i całkiem rozgadany. Jako komiks oferujący
czystą, nieskrępowaną rozwałkę tytuł ten też sprawdza się bardzo dobrze. Tutaj
jednak muszę powiedzieć, że w moich oczach największe brawa należą się tutaj
nie Catesowi, który w kwestii klasycznego mordobicia niczego nowego nie odkrył,
ale rysownikowi – Geoffowi Shawowi. Ten co prawda moim ulubieńcem raczej nigdy
nie zostanie, a jego styl nazwałbym ”taki Jock, ale trochę słabszy”, ale
kuuuuurde – w komiksie jest sporo plansz, które mogą wywołać opad szczeny i
gdyby całość stała na tak wysokim poziomie, klaskałbym uszami z radości. Gdy akcja
przyspiesza i trzeba pokazać bijatykę albo akcja przenosi się do miejsc
niekoniecznie znajdujących się na naszej planecie – tutaj Shaw czuje się
ewidentnie jak ryba w wodzie i pokazuje pełnię swojego talentu. Dzielnie wspiera
go przy tym Jason Wordie, kolorysta dotąd znany mi tylko z komiksów opartych na
licencji filmu ”Planeta Małp”, wydawanych przez Boom! Studios. Mam jednak
nadzieję, że nazwisko to będziemy mieli okazję częściej widywać na okładkach
komiksów, ponieważ ”God Country” znakomicie
broni się także dzięki jego wysiłkom.
Komiks ten to dla młodego jeszcze
wydawnictwa KBOOM pierwsza rzecz z oferty Image Comics i mam nadzieję, że nie
ostatnia. Umiejscowiona w Kartuzach firma zapewne wybrała tytuł ten ze względu
na to, że po prostu jest dobry, ale sądzę, iż fakt że nazwisko Catesa już
wkrótce może mocno pojawiać się w Marvelowskiej ofercie Egmontu (nie wiem,
przypuszczam tylko) też miał jakieś znaczenie. ”God Country” to fajnie przetłumaczony i nieźle wydany komiks. Otrzymujemy
tom w twardej oprawie i powiększonym formacie, który na półce idealnie pasuje
do nowszych tytułów od Mucha Comics. Jest też przy tym porównywalny do nich cenowo
– na okładce widnieje kwota w wysokości 75 złotych, a więc dokładnie tyle samo
co podobne objętościowo tomy ”The Wicked
+ The Divine” czy ”Wiedźmy”. Na końcu
”God Country” znajdziecie 20 stron dodatków,
na które składają się przede wszystkim warianty okładkowe, ale jest też co
nieco więcej.
Z takich małych, zakulisowych rzeczy
dorzucę tylko, iż gdy na tegorocznych Złotych Kurczakach KBOOM zdradziło, że
wyda coś z Image, zapytałem tylko jak im się ten tytuł negocjowało. Stwierdzili,
że ciężko. Wypada zatem podziękować temu wydawnictwu za wysiłek, kupić ”God Country” i tym samym zachęcić ich
do kolejnych twardych negocjacji. Jest to komiks jak najbardziej wart uwagi, a
ja ze swojej strony dodam, że wcale się nie obrażę jeśli zobaczę ”Redneck” w polskiej wersji językowej :)
---------------------------------------------------
"God Country" do kupienia w sklepach wydawnictwa KBOOM oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz