środa, 26 czerwca 2019

Oblivion Song: Pieśń Otchłani #2 (Robert Kirkman/Lorenzo De Felici/Annalisa Leoni)

No przyszło nam trochę czekać na wydanie drugiego tomu serii ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani”… chwila, moment, ta seria nadal tak się nazywa? Polskiego podtytułu bowiem nie uświadczymy bowiem na okładce, grzbiecie czy gdziekolwiek na fizycznej kopii drugiej odsłony tego komiksu, ale za to przypominają nam o nim internetowe oferty sprzedaży tego komiksu. No nic, nieważne – przecież nie wpływa to na jakość samej historii. Potwierdzi to każda osoba, która jojczyła o kolor białej kreseczki na okładce ”Criminala” ;) W każdym razie po ponad roku oczekiwania, nowy tom serii autorstwa Roberta Kirkmana i Lorenzo De Felici zawitał w końcu do naszego kraju.

Jak być może pamiętacie z pierwszej odsłony, dekadę temu trzysta tysięcy mieszkańców Filadelfii zostało w wyniku tajemniczego wydarzenia przeniesionych do świata, który nazwano potem Oblivion. Gdy uporano się z najazdem potworów z tamtego miejsca, ruszyły akcje poszukiwawcze oraz śledztwa, które miały ustalić co poszło nie tak i kto za to odpowiada. Dziesięć lat później, nadzieje na odnalezienie ocalałych maleją i rząd w końcu decyduje się nieco przystopować własne działania. Nathan Cole – główny bohater serii, nie ustaje jednak w samodzielnych akcjach, ponieważ wie, że w Oblivion jest jego brat i wcale nie pali się do powrotu. Ponadto, Nathan jest współwinny całemu zamieszaniu z przenikaniem się światów, a wygląda na to, że ma dużą ochotę raz jeszcze wystawić Filadelfię na ogromne niebezpieczeństwo.

Przy okazji oceniania premierowej odsłony cyklu ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” wspomniałem, iż komiks zrobił na mnie umiarkowanie dobre wrażenie. Nie wyrwał z butów tak jak pierwsze odsłony ”Żywych Trupów”, ale i od razu przedstawił coś wartego uwagi, co odróżniło tytuł ten od początkowo ciągnącego się niemiłosiernie ”Outcast: Opetanie”. I po lekturze dwójki, zdania w zasadzie nie zmieniam. Robert Kirkman jest tu nieustannie sobą – prowadzi do przodu wątek tytułowego Oblivion, co jakiś czas zrzucając na nas dość nieoczekiwane zwroty akcji, ale jednocześnie cały czas robi te typowe dla niego zagrywki. W efekcie w drugim tomie serii dostajemy znacznie więcej wątków obyczajowych, których nie każdy jest fanem. Przyznać jednak muszę, że w przypadku ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” nie są one tak męczące jak wiecznie smutni bohaterowie zombie-telenoweli i ich problemy.
Nieco więcej czasu antenowego dostają w drugim tomie postacie, które wcześniej pojawiały się w fabule, ale jednak jeszcze nie zdążyły aż tak rozbłysnąć. Najbardziej dotyczy to Eda – brata Nathana, a także Heathem – jego dziewczyna. W obu przypadkach bohaterowi ci mocno zyskali w moich oczach, głownie dzięki wyraźnemu pogłębieniu ich charakterów, które przy okazji nie okazały się zbyt sztampowe i nijakie. Szkoda, że w nie dorównuje im sam Nathan. Główny bohater serii w pewnym momencie lektury stał się dla mnie mocno męczący, taki trochę w stylu Kyle’a Barnesa z ”Outcast: Opętanie”, który też przez dłuższy czas bardziej mnie irytował niż interesował. Mam nadzieję, że w trzecim tomie będzie pod tym względem wyraźna poprawa.

Nie wiem też do końca co sądzić o warstwie graficznej w wykonaniu Lorenzo De Felici. Jego ilustracje mają miejscami swój urok i znakomicie się sprawdzają, chociażby w momentach gry artysta skupia się mocniej na wymyślnych potworach czy rewelacyjnie prezentujących się pejzażach. Tutaj widać wyraźnie, że De Felici ma parę w łapach, tylko… no nie wszędzie mu to wychodzi. Gdy akcja przenosi się do bardziej zamkniętych pomieszczeń i artyście przychodzi rysować przede wszystkim postacie ludzkie, zaczynają się schody. Jest w tym tomie jeden kadr, zupełnie bezspoilerowy, pokazujący starszą parę przerażoną tym, co słyszą w telewizji. Rysownik zaprezentował nam ich tak, że przez moment nie byłem pewien czy przypadkiem nie są oni martwi, a do teraz nie dam sobie głowy uciąć za to, że są… starszymi ludźmi. Takich momentów w komiksie jest więcej i zdarzało się, że wytrącało mnie to z uwagi, bo miejscami nie byłem do końca pewien kogo w zasadzie teraz widzę. Pochwalić muszę jednak kolorystkę ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani”, a więc Annalisę Leoni, która odwaliła kawał naprawdę dobrej roboty.

Nijak oczywiście nie można przyczepić się do jakości wydania, jaką zaprezentowało nam Non Stop Comics. No, może oprócz zbierającego brud materiału użytego do okładki. Tłumaczenie jest ok, trudno było doszukać się źle brzmiących dialogów czy jakichś ewidentnych wpadek (z oryginałem jednak nie porównywałem). Całość jest oczywiście w miękkiej oprawie, a cena okładkowa to uczciwe 44 złote. Oczywiście znajdziecie tu i tam odpowiednie rabaty, dzięki którym kwota ta zauważalnie się obniży.

Moim zdaniem ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” to nie jest ani najlepszy, ani najgorszy komiks autorstwa Roberta Kirkmana. Drugi tom to solidny średniak i powinniście zadać sobie pytanie, czy to wystarczy, byście po lekturze poczuli się usatysfakcjonowani. No i warto dodać, NSC już wstępnie potwierdziło, że wrześniowy tom trzeci w Polsce pojawi się znacznie szybciej, niż za 15 miesięcy. Może nawet za jakieś 9 :P
    
-----------------------------------------------
    
"Oblivion Song: Pieśń Otchłani #2" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz