czwartek, 25 stycznia 2018

Saga #7 (Brian K. Vaughan/Fiona Staples)

Chociaż nieustannie jasno deklaruję się jako osoba, która jest zakochana w kolejnych odsłonach ”Sagi”, nie pozostaje bezgranicznie ślepy na pewne rzeczy, które nie do końca mi się podobają. Trudno było mi nie czuć ogromnego zawodu po tym, jak w moje ręce trafił drugi tom wydania deluxe. Wyraźnie także widzę pewne przyzwyczajenia Briana K. Vaughana, który w każdym kolejnym tomie używa bliźniaczo do siebie podobnych zagrywek. No tylko co z tego, skoro koniec końców to wszystko i tak przegrywa z tym, że po prostu świetnie się bawię przy lekturze samego komiksu?

Tym razem główni bohaterowie ”Sagi” lądują na komecie o nazwie Phang. Podobnie jak i reszta wszechświata, tak i tutaj mocno odczuwalne są rezultaty niegasnącego konfliktu pomiędzy Skrzydlatymi oraz Rogatymi. Hazel i jej bliscy napotykają rodzinę stworzeń, które przypominają wyglądem surykatki, zaś zdarzenie to sprawia, że koniec końców bohaterowie zostają na Phang na kolejnych sześć miesięcy. W tym czasie każde z nich nauczy się wielu nowych uczuć, czasem doprowadzające do drastycznych kroków. Jednakże wszyscy oni nadal znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie. Śladem Marko i Alany nie tylko podąża kolejny, śmiertelnie niebezpieczny łowca nagród. Phang czeka także ogromna katastrofa i nie wszyscy są tego jeszcze świadomi. Kolejne zmiany czekają także Gwendolyn czy Upartego.

Siódma odsłona cyklu autorstwa Briana K. Vaughana i Fiony Staples zapowiadana była jako zdecydowanie bardziej mroczna i pesymistyczna od poprzedniej. Tak też stało się w rzeczywistości, przez co w omawianym właśnie komiksie w większym stopniu skupiamy się na toczącym wszechświat konflikcie, zwłaszcza na jego totalną bezcelowość, która jednak każdego dnia kompletnie odmienia życie tysięcy niewinnych istot. Wojna, która nigdy nie była najważniejszym wątkiem ”Sagi”, także i tutaj stanowi bardziej tło, chociaż zdecydowanie bardziej wyraziste, niż w poprzednich odsłonach. Wydarzenia na Phang można interpretować także jako odniesienie do dotyczących naszych czasów konfliktów, lecz przy tym nie uważam, by czytelnikowi narzucano tutaj zbyt nachalnie konkretnie punkty widzenia. To, co nadal jest najważniejsze w ”Sadze”, to opowieść o rodzinie, której przyszło funkcjonować w ciężkich czasach i okolicznościach, które zmuszają ich do niełatwych sojuszy.

I tak oto Alana i Marko ponownie oczekują narodzin potomka, przez co zdają się jakby mniej skupiać na niebezpieczeństwach, które na nich czyhają. Hazel cały czas rośnie i poznaje nowe odczucia: tym razem będzie to pierwsza miłość oraz strata bliskiej osoby, do czego dziewczynka w pewnym stopniu się przyczynia. Książę Robot zatraca się w żalu i depresji, przez co jego kolejne działania stają się kompletnie nieprzewidywalne. Petrichor z kolei jest nieprzerwanie zimna i oschła, a także podejrzliwa w stosunku do każdego napotkanego gościa. Chociaż każde z nich jest od siebie totalnie inne, funkcjonują obok siebie i gdy przychodzi zagrożenie, są w stanie wzajemnie sobie pomagać. Vaughan bardzo fajnie pokazał, jak owa niecodzienna grupa dociera się ze sobą i skrywa więcej uczuć, niż pokazuje na pierwszy rzut oka. Jednakże nie wszystko tutaj kończy się dobrze – tym razem otrzymujemy kilka momentów, które mogą nieco mocniej ścisnąć za gardło. Zakończenie tomu to z kolei coś, czego bardzo trudno było się spodziewać i z pewnością jest to coś, co wzmoże chęć oczekiwania na ósmy już tom.

Trochę słabo wypadają wszystkie wątki skupione nie na głównych bohaterach. W zasadzie wszystkie sprawiają wrażenie wrzuconych nieco na siłę. Chyba najsłabiej prezentują się sceny z Upartym, które w zasadzie zupełnie mnie nie ruszały. Jeśli twórcy mają na niego jeszcze jakiś pomysł, to zdecydowanie zbyt długo zabierają się do tego, by go nam przedstawić.

Rysunki Fiony Staples w mojej ocenie stoją na jak zwykle satysfakcjonującym poziomie. Do jej charakterystycznego stylu już chyba każde z nas zdążyło się przyzwyczaić i w siódmej odsłonie ”Sagi” artystka nie wznosi się ponad prezentowany dotąd poziom, ale też i nie zdarzają jej się jakieś totalne wpadki. Kilka plansz potrafi zachwycić czytelnika, na kilku innych nieco kłuje brak większej ilości detali. Dobór używanych kolorów jest odpowiedni i w zasadzie nie mam tu nic do dodania. No może oprócz tego, co już padło na Facebooku wydawnictwa Mucha Comics – tak, te czarne strony na końcu tomu powinny się tam znaleźć i nie są błędem w druku :)

Nie zmieniła się także jakość wydania od wspomnianego wydawnictwa – komiks opublikowano w twardej oprawie bez materiałów dodatkowych (tych nie było również w oryginale) w cenie okładkowej 59zł.

Chociaż siódmy tom ”Sagi” nie zachwyca tak, jak początkowe odsłony cyklu i sam łapię się na myśleniu o tym, że byłoby całkiem nieźle, gdyby seria powoli zaczęła zmierzać w stronę własnego finału, to i tak jestem przekonany, że nikogo z wielbicieli serii nie trzeba w ogóle zachęcać do tego, by sięgnęli po ten tom. I słusznie, bo to cały czas stojąca na satysfakcjonująco wysokim poziomie opowieść, pełna wzruszeń, śmiechu i zaskoczeń. Wszystko to, chociaż w różnych proporcjach, znajdziecie także i tym razem.     
    
--------------------------------------------------------------------
                
Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
"Saga #7" do kupienia w sklepie Mucha Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz