W grudniu wydawnictwo Image Comics zaoferowało czytelnikom pięć nowych serii, ja zaś dziś pokrótce opiszę swoje wrażenia z czterech z nich. Zdecydowanie najgłośniejszą premierą był start "Witchblade", któremu to poświęcę kilka zdań na samym końcu dzisiejszej odsłony "Jedynek pod lupą". Zapraszam do rozwinięcia posta.
"Bonehead #1" (Bryan Hill/Rhoald Marcellius)
Kolejna alternatywna wersja przyszłości, w której technologia całkowicie zdominowała ludzkie życie. Już to na dzień dobry mnie nieco odrzuciło, ponieważ takich tytułów w ostatnich miesiącach wystartowało parę, także i w samym Image (chociażby "God Complex", które stylistycznie jest baaaardzo podobne do "Bonehead"), no ale dałem szansę i poleciałem dalej. Generalnie pierwszy numer serii trochę przeczy opisowi, jaki możecie znaleźć na stronie Image. Tam wspomina się, iż główny bohater serii może być kluczem do uratowania miasta, tymczasem w samym komiksie widzimy jedynie jak skacze po ścianach i po drodze ucieka władzom oraz tłucze po ryjach paru pomniejszych gangsterów. O ile sam pomysł pokazania futurystyczny parkourowców wydaje się być całkiem w porządku, tak powinna za tym pójść jeszcze jakaś interesująca historia. "Bonehead #1" jej niestety nie przedstawiło. Rysunkowo przyzwoicie, chociaż bez szału. Dlatego też po kolejne odsłony już nie sięgnę.
"Paradiso #1" (Ram V/Dev Pramanik)
I kolejna alternatywna przyszłość, tym razem znacznie bardziej w postapokaliptycznym sosie. Jack Kryzman to mężczyzna poszukujący drogi do miasta Paradiso. Dysponuje on pewnym urządzeniem, które w kilka chwil jest w stanie naprawić każdą zniszczoną czy uszkodzoną elektronikę. Szybko zatem staje się celem możnych tego świata. I tutaj przynajmniej widać, że twórcy mają jakiś pomysł na przedstawiony świat i bohaterów. Sama intryga, chociaż skupiona koło dość... jak by to ująć... dość naiwnie działającego urządzenia, jest dość fajnie rozrysowana. Na tyle, bym był zainteresowany ciągiem dalszym. Dodatkowo Dev Pramanik fajnie oddał brud i zniszczenie świata, w którym osadzona jest akcja. "Paradiso" nie zachwyciło, ale zaciekawiło praktycznie już od początkowej, dość tajemniczej sekwencji. Będę wypatrywać kontynuacji.
"Rumble #1 (2017)" (John Arcudi/David Rubin/Dave Stewart)
Tutaj bez oceny. Pierwsza odsłona serii, najwyraźniej w przeciwieństwie do większości czytelników, nieszczególnie mnie porwała. Tutaj dodatkowo zmienił się rysownik na, w mojej ocenie, gorszy model. Dlatego też sobie odpuściłem lekturę.
"Sleepless #1" (Sarah Vaughn/Leila Del Duca/Alissa Sallah)
Tego tytułu byłem bardzo ciekawy już od pierwszych jego zapowiedzi, chociaż zarazem trudno nie było odnosić wrażenia, iż tytuł ten będzie bardzo wyraźnie nakierowany na żeńskiego odbiorcę. Tak też w istocie jest, niemniej nie chcę tym samym z miejsca Was zniechęcać. Opuśćcie swoje strefy komfortu ;) Pierwszy numer "Sleepless" daje nam trochę baśni, trochę rodzącego się romansu, trochę złowrogiej intrygi oraz interesujące postaci, które jednak zostały na razie ledwie zarysowane. Twórczyniom udało się to całkiem fajnie wymieszać i kto wie - może jednak sięgniecie i się przekonacie, nawet nie będąc w głównym targecie. Ja nie ukrywam, że tytuł mnie nie przekonał, ale nie nazwę go czymś złym czy słabym. Po prostu to nie moja bajka.
"Witchblade #1 (2017)" (Caitlin Kittredge/Roberta Ingranata/Bryan Valenza)
Ciekaw byłem, czy Top Cow pójdzie w totalny reboot serii czy też może pojawią się jakieś delikatne nawiązania do Sary Pezzini. Okazuje się, że mamy do czynienia z tym pierwszym i w tym momencie wszyscy czterej fani starego uniwersum Top Cow opuszczają salę ;) Ku mojemu zaskoczeniu, lektura była całkiem satysfakcjonująca. Nowa bohaterka przedstawiona została w ciekawy sposób, widać drzemiący w niej potencjał. Całość skręca chwilami w stronę horroru, gdzie indziej zaś czuć klimaty magii, która zawsze towarzyszyła artefaktom. Mały minus tylko postawię przy dość oklepanym motywie zagranym przy jednej z postaci drugoplanowych - myślę, że jeśli sięgniecie po ten komiks, od razu zrozumiecie co mam na myśli. Jako zupełnie nowe podejście do postaci, ale z zachowaniem szacunku do poprzedniej inkarnacji, akceptuję ten zeszyt. I to na tyle, że z chęcią sobie sprawię wydanie zbiorcze. Największą wygraną jest jednak dla mnie Roberta Ingranata. Rysownika dysponuje stylem mocno kojarzącym mi się ze Stjepanej Sejicem z czasów, gdy był w dobrej formie. Jednocześnie nie jest to jakieś kopiowanie i rysowniczka ma swój dość charakterystyczny sznyt, który baaaaardzo przypadł mi do gustu. Oby tak dalej, jedynka mnie naprawdę kupiła.
I na dziś to tyle, kolejna odsłona "Jedynek pod lupą" powinna pojawić się 4 lutego. Ale nie obiecam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz