czwartek, 28 grudnia 2017

Top 5 #68 - Największe rozczarowania 2017 roku

Podobnie jak rok i dwa lata temu, w podsumowaniach roku nie znajdziecie niczego w stylu pięciu najgorszych komiksów mijającego roku, ponieważ mało we mnie masochisty i jeżeli dany tytuł nie przypadł mi do gustu, to po prostu nie katuję się nim dalej dla idei (tu chciałbym pozdrowić fanów Marvela). Postanowiłem za to podsumować rzeczy, które z jakiegoś powodu bardzo mnie rozczarowały w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Zapraszam do rozwinięcia posta.
5. Powtórka z zeszłego roku: "Youngblood" i inne rozczarowujące przeciętniaki.
W ciągu mijających dwunastu miesięcy Image wypuściło na rynek kilkadziesiąt nowych tytułów. Piszę o nich w miarę na bieżąco na łamach rubryki "Jedynki pod lupą", do śledzenia której oczywiście zapraszam. W zeszłym roku wskazywałem na łamach podobnego podsumowania na dwa tytuły, po których spodziewałem się całkiem sporo, a otrzymałem zwykłą wydmuszkę. Były to "Black Magick" i "Horizon". W 2017 niestety tak srogich rozczarowań było więcej. Zdecydowanie najmocniej przejechałem się na "Youngblood", ponieważ naprawdę uwierzyłem, że Chad Bowers i Jim Towe będą w stanie zrobić coś fajnego z tworami Roba Liefelda. Mieli kilka fajnych pomysłów, udostępniane previewsy wyglądały nieźle, więc skusiłem się na trzy pierwsze numery w ciemno. Otrzymałem niestety komiks przesiąknięty Liefeldyzmami, którego już w pierwszym numerze momentami nie dało się czytać. Szkoda. Innymi dużymi rozczarowaniami tego roku były dla mnie "The Old Guard" (znowu Rucka, podejrzane), "Planetoid Praxis" (mizerna kontynuacja świetnego pierwowzoru), "Extremity" (za chaotyczne skakanie po łebkach), "Plastic" (za totalne spapranie fajnie zapowiadającego się punktu wyjściowego), "Eternal Empire" (dwie klasy gorsze od poprzedniego komiksu tego duetu), "Crosswind" (chyba najmniej interesujący komiks Gail Simone jaki czytałem), "Mage: The Hero Denied" (no cóż, nuda) czy "Angelic" (interesujący świat, nieciekawa fabuła). Jak widzicie, było tego sporo.

4. Image bez nowego hitu.
W 2016 roku wydawnictwu Image oraz poszczególnym twórcom udało się mocno wypromować kilka tytułów, które może nie brylują jakoś specjalnie na listach sprzedaży zeszytów, ale jednak zdobyły ogromną popularność w wersji zbiorczej, a także "rozpleniły" się po całym świecie i tym dołączyły do grona najbardziej rozpoznawalnych serii wydawnictwa. Serie takie jak "Paper Girls", "Monstress" czy "Kill or be Killed", nawet jeśli w 2016 nie debiutowały, to właśnie wtedy szybko stały się swoistymi samograjami. Dużo się o nich mówiło, pisało, nominowało do rozmaitych nagród, chwaliło i to nie tylko na terenie USA. Wręcz czuło się, że są one skazane na sukces. Tymczasem 2017 dobiega końca i trudno jest mi wskazać chociaż jeden tytuł, który powtórzył lub ma szansę wkrótce powtórzyć takie osiągnięcia. Przez moment wydawało się, że "A.D.: After Death" Scotta Snydera i Jeffa Lemire ma szansę zrobić triumfalny pochód przez cały świat, lecz mam wrażenie, że dziś mało kto pamięta o tym komiksie. Jasne, jest kilka tytułów z tego roku, które mogą wyjść po za świat komiksu ("Kill the Minotaur", "Crosswind" czy "Redneck") ale jasno widać, że większym zainteresowaniem fanów cieszą się kolejne figurki, przypinki czy dopytywania Briana K. Vaughana o ekranizację "Sagi".

3. "Outcast: Opętanie" i inni, czyli Robert Kirkman chowający głowę w piasek.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że założone przez Roberta Kirkmana studio Skybound święci same triumfy. Sam twórca co moment ogłasza współpracę w kolejnymi podmiotami przy tworzeniu komiksów, zabawek, gier, animacji, książek czy filmów. To, co jednak widzę ja, to konsekwentne nabywanie przez Kirkmana najbardziej gwiazdorskich nawyków. Twórca, który jeszcze kilka lat temu nie bał się powiedzieć "tak, popełniłem błąd" przy rozmaitych okazjach (jak przy komiksie "Infinite" czy niektórych decyzjach podjętych podczas tworzenia kolejnych numerów "The Walking Dead"), dziś uchodzi za nieomylną maszynkę do zarabiania pieniędzy i człowieka, którego dotyk zmienia wszystko w złoto. Tylko, że tę swoistą obłudę widzi coraz więcej osób i na wszelkiej maści comic conach zadają oni pytania, przy których Kirkman nabiera wody w usta. I tak nie dowiecie się od niego niczego o lecących na łeb wynikach oglądalności serialowego wcielenia "The Walking Dead", jego procesie sądowym ze stacją AMC, zapowiadanej już od kilku lat kontynuacji komiksu "Super Dinosaur" czy kompletnej porażce drugiego sezonu "Outcast: Opętanie", która doprowadziła do ostatecznej i bardzo cicho przeprowadzonej kasacji serialu. Skybound ma na swoim wizerunku już kilka rys, co jest całkowicie normalne w tym biznesie. Smuci tylko fakt, że Kirkman zachowuje się już jedynie niczym typowy Hollywoodzki rekin i nie pozostało już niemal nic z osoby, która potrafiła zaskoczyć bezkompromisową opinią i sporą dozą samokrytyki.

2. Ciche podwyżki cen komiksów Image w USA, czyli twórcy z nie do końca totalną swobodą?
Do sierpnia tego roku standard cenowy komiksów z Image wyglądał następująco: zeszyty w cenie 2,99$ lub 3,99$. Wydania zbiorcze od 9,99$ (pierwsze tomy) do 14,99$, za wyjątkiem pozycji bardziej obfitych w ilość stron. Zapewniano nas, że cena zeszytu oraz to, czy dany komiks weźmie udział w "dziesięciodolarowej" promocji wydania zbiorczego to kwestia indywidualnych wyliczeń oraz decyzji poszczególnych twórców. Dziś wydaje się być to zwykłą mrzonką. Od sierpnia standardy cenowe wyglądają tak: wszystkie nowe serie w zeszytach kosztują 3,99$, niemal wszystkie ukazujące się tytuły, jeśli jeszcze tyle nie kosztowały, to ich cena wzrastała, wydania zbiorcze zaś (z nielicznymi wyjątkami) to cena promocyjna 9,99$ lub 16,99$. Dziwne w tej sytuacji są dwie rzeczy. Po pierwsze, trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy już nie mają nic do gadania i muszą się do takiego cennika dostosować. Wyjątki to "Spawn", "Saga", "Paper Girls" i do niedawna "The Walking Dead", które jednak od stycznia przeskakuje na 3,99$. Po drugie, cena wydań zbiorczych momentami jest... mniej atrakcyjna niż zeszytów. Widoczny na zdjęciu trzeci tom "Copperhead" zawiera cztery zeszyty, których kupno kosztowało 15,96$. Zapowiedź odsłony czwartej prezentuje ten sam problem, a jestem w stanie znaleźć także i inne przykłady. Niby to tylko dolar, ale niepisaną zasadą miękkookładkowych wydań zbiorczych jest to, by ich cena była atrakcyjniejsza niż zeszytów, które się na nie składają. Najbardziej jednak rozczarowujące w tym wszystkim jest dla mnie to, że jeszcze w marcu tego roku Eric Stephenson zapewniał, że czytelników Image nie czekają w najbliższym czasie żadne podwyżki cen.

1. "Chytra baba z Image".
O tej Pani i problemach z nią związanych pisałem nieco szerzej TUTAJ, a po statystykach widzę, że tekst odbił się dość sporym echem - to zdecydowanie najchętniej klikany post tego roku na blogu i drugi w historii jego istnienia. Dlatego też najpierw zachęcę Was do przeczytania tekstu, jeśli jeszcze go nie znacie. Tutaj zaś napiszę tylko tyle, że całkiem niedawno wydawnictwo Non Stop Comics dało mi dwa sygnały świadczące o tym, że problemy nie omijają także i ich. Co prawda pojawiła się niedawno zapowiedź wydania całego tomu "Oblivion Song" zanim czytelnicy w USA poznają coś więcej, niż jego pierwszy rozdział, ale dla równowagi wydawnictwo przyznało, że nad datą publikacji drugiego tomu "Rat Queens" pracuje między innymi od "dział prawny" NSC, co nie jest zbyt dobrym zwiastunem. Drugą zaś sprawą jest to, że wydawca miał tuż przed świętami ujawnić swoje potwierdzone zapowiedzi na okres styczeń-czerwiec 2018, które z pewnością różnić się będą od tych znanych z katalogu rozdawanego we wrześniu na MFKiG. Te się nie pojawiły, a nieoficjalnie dowiedziałem się, iż wynika to z, a jakże, problemów z dograniem konkretów z Image.

Na dziś to tyle, kolejne "Top 5" zajmie się już bardziej przyjemnymi rzeczami. Wskażę pięć moim zdaniem najlepszych komiksów z Image, które w 2017 ukazały się w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz