niedziela, 10 grudnia 2017

Jedynki pod lupą #17

W listopadzie w barwach Image Comics wystartowało aż siedem nowych tytułów. Tym razem bez zbędnych ceregieli postanowiłem napisać kilka zdań o każdym z nich. Czy warto zwrócić na nie Waszą uwagę? W wyborze postaram się pomóc w rozwinięciu posta.
"Coyotes #1" (Sean Lewis/Caitlin Yarsky)
Sean Lewis swoimi wcześniejszymi tytułami w Image wyrobił sobie u mnie spory kredyt zaufania i spłaca go z nawiązką. "Coyotes" skupia się na obłożonej klątwą dziewczynce imieniem Red oraz policjancie, który po przeniesieniu stara się zrozumieć wydarzenia, których mała była świadkiem... a może i prowodyrem. Pierwszy numer nowej serii przyzwoicie wprowadza nas w realia świata wymyślonego przez Lewisa. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ponieważ po prostu poznajemy poszczególne postacie i część ich historii. To, czym "Coyotes" jednak mnie urzekło, to rewelacyjny klimat meksykańskiego święta zmarłych, połączonego z odrobiną voo doo.Plus rysunki debiutantki Caitlin Yarsky, której styl kojarzy mi się nieco z Rileyem Rossmo, którego bardzo lubię, więc i w tym przypadku ilustracje oceniam pozytywnie. Z pewnością sięgnę po drugi numer.

"Dark Fang #1" (Miles Gunter/Kelsey Shannon)
Historii o wampirzycy-ekolożce, część pierwsza. Po "Dark Fang" spodziewałem się naprawdę sporo, zwłaszcza dzięki fajnie prezentującym się zapowiedziom twórców. Niestety rzeczywistość brutalnie to zweryfikowała i w efekcie otrzymałem ledwie średnio interesującą i mało przekonywującą historię. Valla - główna bohaterka komiksu - ma swoje sympatycznie głupawe momenty jak ten z początku zeszytu, gdy postanawia zarabiać na życie na seks-kamerce i fragment ten jest bardzo zabawnie opisany, ale to tylko pojedyncze sceny. Wątek ekologiczny, którym miał się wyróżniać ten komiks, jest tutaj ledwie zaznaczony i stanowi kiepski pretekst do rozlewu krwi. Całość oparta jest na słabych fundamentach i tylko przyjemne rysunki Kelsey Shannon mogą sprawiać, że chciałbym sięgnąć po numer drugi. Raczej jednak tego nie zrobię.

"Evolution #1" (James Asmus, Joseph Keatinge, Christopher Sebela & Joshua Williamson/Joe Infurnari)
Mówią, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Za "Evolution" odpowiada aż czterech naprawdę niezłych scenarzystów, lecz strasznie obawiałem się, że ich współpraca nie będzie układać się szczególnie dobrze. Tymczasem zaserwowali oni nam całkiem klimatyczny horror, którego wielowątkowa fabuła powoli, lecz konsekwentnie zazębiała się i w efekcie stworzyła zgrabną całość. Niestety, nie jest to coś, co urzekło mnie po lekturze pierwszego zeszytu. Fabuła nie jest szczególnie odkrywcza, mocno trąci utartymi schematami i nie wyczuwam, by "Evolution" miało się stać nową jakością w gatunku. Nawet cliffhanger jest mało pociągający. Dam tutaj szansę przy drugim numerze, lecz jeśli nie zacznie dziać się w nim coś bardziej intrygującego, pożegnam się z tym tytułem. Na plus zaliczyć trzeba klimatyczne rysunki Infurmari, lecz to wciąż trochę zbyt mało.

"The Gravediggers Union #1" (Wes Craig/Toby Cypress)
Kolejny tytuł, po którym spodziewałem się wiele, lecz w przeciwieństwie do "Dark Fang", tutaj nie czuję się zawiedziony. Wes Craig rozpisał niezbyt skomplikowaną, ale pomysłową i zabawną historię, która może całkiem nieźle rozwinąć się w przyszłych numerach. Świat zalewany jest przez rozmaite stworzy w tempie tak szybkim, że zawodowi pogromcy nie nadążają ich tępić. Ich lider - Cole, uważa, że ten zmasowany atak nie jest dziełem przypadku i chce bliżej przyjrzeć się sprawie. Niestety nie wszyscy biorą jego obawy na poważnie. W tle czai się jeszcze wątek jego córki, która może odgrywać niemałą rolę w całym tym szaleństwie. Zeszyt spełnia obietnice z zapowiedzi i prezentuje nam historię utrzymaną w delikatnie niepoważnym tonie, za to z fajne zaprezentowanymi postaciami i wątkami. Craig całkiem nieźle sprawdza się w roli scenarzysty i nieco żałuję, że rysownik Toby Cypress małpuje nieco styl artysty "Deadly Class". Jestem przekonany, że gdyby poszedł bardziej w stronę autorskiej kreski, byłoby to lepszym rozwiązaniem. Jestem jednak zaintrygowany na tyle, by chcieć więcej.
  
"No. 1 With A Bullet #1" (Jacob Semahn/Jorge Corona)
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Według zapowiedzi, komiks ten miał komentować niejako nawyki ludzi uzależnionych od zaistnienia w Internecie. Nash Huang jest właśnie taką osobą - jej nazwisko stało się rozpoznawalne w sieci i pociągnęło to za sobą spory rozgłos i rozpoznawalność. Zachłyśnięta tym dziewczyna staje się jedną z ofiar ataku hackerów, którzy wykradają z jej komputera liczne dane i wypuszczają je do sieci. W tym także seks-taśmę, która staje się hitem. Nash nie tylko musi poradzić sobie z tym wszystkim, ale także z pewnym jegomościem, który po tym wycieku zaczyna ją prześladować. Mocny, dosadny komiks, którego twórcy nie patyczkują się i piszą wprost o tym, co sądzą na temat dzisiejszego uzależnienia od technologii. Zarazem jednak jest to wciągająca historia, która pozytywnie mnie zaskoczyła nie tylko stopniem, w jakim mnie wciągnęła, ale także dzięki bardzo fajnym rysunkom. Polecam, dla mnie jest to kandydat do sięgnięcia po wydanie zbiorcze.

"Port of Earth #1" (Zack Kaplan/Andrea Mutti)
Nie dziwię się, że studio Top Cow mocno promowało ten komiks. Wygląda na to, że pierwszy raz od dłuższego czasu udało się tam wyprodukować komiks, przy którym nie grzebał Matt Hawkins, a więc z automatu całkiem dobry. Fabuła jest dość prosta: na Ziemi powstaje tytułowy port, który staje się miejscem regularnych kontaktów ludzi z obcymi. Pod płaszczykiem handlu i współpracy kryje się coś jeszcze - obcy imigranci, którzy przybywają na Ziemię w rozmaitych celach. Premierowa odsłona serii to przede wszystkim world-building, który jednak jest na tyle interesujący, że późniejszy nacisk na bardziej oklepanym wątku dwóch żołnierzy tropiących nielegalnych obcych przestępców jakoś nie razi. Czytało się to całkiem przyjemnie, tak samo zresztą jak oglądało. "Port of Earth" zdecydowanie skrywa w sobie spory potencjał i mam nadzieję, że twórcy będą w stanie go mocniej wydobyć na światło dzienne. Z pewnością sprawdzę ich postępy w numerze drugim.

"Void Trip #1" (Ryan O'Sullivan/Plaid Klaus)
Ostatni ludzie we wszechświecie to hipisi, którzy poszukują swojej planety obiecanej. Gabe jest starszy i zgorzkniały, Ana jest wiecznie na haju. Nie wiedzą, że ich tropem podążają istoty, które nie zawahają się przed niczym, by tylko ich dopaść. Tak w skrócie wygląda fabuła pierwszego zeszytu "Void Trip", który to był dla mnie komiksem wyższego ryzyka. Opis zachęcał do sprawdzenia, lecz przykładowe strony nakazywały nie jarać (hue hue hue) się zbyt mocno. No i w sumie słusznie, bo o ile punkt wyjściowy miniserii jest naprawdę fajny, tak już jego realizacja nieco kuleje. Nie znalazłem w tym tytule nic, co mogłoby mnie skusić do dalszego śledzenia losów Gabe'a i Any: fabularnie jest to takie sobie, rysunkowo także nic powyżej przeciętnej. Mały plus za sporą dawkę fajnego humoru, który mógł stoczyć się do poziomu kibla, lecz tak się nie stało. Ale to nieco za mało jak dla mnie i tytuł bez żalu odpuszczam.

Na dziś to tyle, kolejna odsłona "Jedynek pod lupą" pojawi się 7 stycznia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz