sobota, 9 grudnia 2017

Chrononauci #1 (Mark Millar/Sean Murphy/Matt Hollingsworth)

O mojej niechęci do komiksów Marka Millara pisałem oraz wspominałem tu i ówdzie już tyle razy, że najprawdopodobniej już zdążyliście przewrócić oczami gdy zobaczyliście to zdanie. Niestety lub stety, perspektywa szybkiego kontraktu na ewentualną ekranizację, a także dobre zarobki za pracę sprawiają, iż nie jest mu szczególnie trudno znaleźć kolejnych, znanych artystów, którzy narysują komiksy do jego scenariusza. To, co dla mnie jest mocno problematyczne, to fakt iż najczęściej nakłania on do współpracy rysowników, których dorobek bardzo sobie cenie i lubię w miarę na bieżąco śledzić ich karierę. Sean Gordon Murphy jest właśnie jedną z takich osób, dlatego też ostatecznie skusiłem się i sięgnąłem po ”Chrononautów” gdy wychodzili zeszytowo. Finał tej miniserii był dla mnie wówczas ogromnym zawodem i chciałem o tym tytule zapomnieć możliwie jak najszybciej. Tymczasem wydawnictwo Non Stop Comics włączyło owy komiks do swojej oferty, a to oznaczało tylko jedno – moje drugie starcie z  Dannym i Corbinem.

Tak właśnie nazywają się dwaj główni bohaterowie ”Chrononautów”. Dzięki pewnemu niezwykłemu odkryciu w Turcji, Corbinowi udaje się skonstruować oraz z sukcesem uruchomić pierwszy, bezzałogowy pojazd służący do podróży w czasie. Gdy próba ta udaje się, czas na pierwszą misję z załogą. Pierwszymi chrononautami mają zostać właśnie Corbin i jego najlepszy kumpel nie do końca poważny Danny. Coś jednak idzie nie tak jak powinno i zamiast świętowania wzniosłych chwil zmieniających spojrzenie ludzkości na rzeczywistość, trzeba skupić się na tym, by historia nie została znacząco zmieniona. Nie będzie to jednak zbyt łatwym zadaniem w momencie w którym okaże się, że jeden z przyjaciół nie widzi niczego złego w dozbrajaniu szesnastowiecznych wojaków w czołgi i samoloty. Tymczasem tropem Corbina i Danny’ego rusza ekipa, która nie będzie bała się ubrudzić sobie rąk.

Jeśli chodzi o twórczość Marka Millara, to często możecie spotkać się z opinią, że wszystkie swoje autorskie komiksy pisze on od razu z myślą o sprzedaniu praw do ekranizacji. Osobiście mam nieco inną teorię. Mianowicie uważam, że twórca ten najpierw pisze scenariusze filmowe, a potem kompiluje je do postaci komiksu, by na mniejszej grupie kontrolnej wybadać, czy dana rzecz ma szansę się przyjąć. To oczywiście tylko moje własne domniemania, lecz oczywiście mają one coś wspólnego z ”Chrononautami”. Otóż podczas lektury komiksu trudno nie mieć poczucia jego ”filmowości”. Mnóstwo rozwiązań zaproponowanych przez Millara jest idealnie skrojonych pod szalony, Hollywoodzki blockbuster filmowy, co ma zarówno swoje zalety jak i wady.

Zacznę od tych pierwszych, bo nieco w opozycji do większości recenzentów, wcale nie zauważam ich tak dużo. Generalnie bardzo lubię komiksy, których akcja toczy się z jednej strony bardzo szybko, ale z drugiej zaś nic na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia wybrakowanego czy też pisanego na kolanie. ”Chrononauci” sprawdzają się pod tym kątem i muszę uczciwie oddać Millarowi, że na tyle dobrze skonstruował fabułę, by jej wady były ukryte nieco głębiej. Tempo prowadzenia opowieści przy tym jest porażające. Komiks składa się z raptem czterech rozdziałów, ale dzieje się tu tyle, że Marvel czy DC obdzieliliby tymi wydarzeniami dwanaście komiksów. Cieszę się także, że chyba pierwszy raz od… nie wiem, od zawsze (?) czytam mainstreamowy komiks o podróżach w czasie, w którym nikt nie jest nieustannie spięty o zachowanie ciągłości dziejów. Oglądanie średniowiecznych wojsk walczących przy użyciu samolotów, karabinów i innych rodzajów nowoczesnych sprzętów dostarczyło mi sporo radości.

Jednak gdy poświęcicie czas i wgryziecie się nieco mocniej w ”Chrononautów”, zauważycie iż komiks ten jest pusty. Konstrukcja postaci leży. Chociaż scenarzyście udało się fajnie pokazać dość nietypową ”buddy story”, to jednak uważniejsze oko wyłapie, że motywacje do poszczególnych działań zarówno w przypadku Corbina jak i Danny’ego są po prostu płaskie. Zwłaszcza ten pierwszy potrafi zmienić zdanie o 180 stopni pod wpływem krótkiej pogaduchy. Drugi plan praktycznie nie istnieje. Pojawia się tam co prawda kilka postaci, które jednak są tak karykaturalnie przerysowane, że trudno brać zagrożenie z ich strony za jakkolwiek realne. Zresztą jeśli sięgniecie po omawiany dzisiaj komiks i nie strzelicie facepalma przy ostatniej scenie, w której pojawia się Mannix, będę pod sporym wrażeniem. No i wreszcie ta końcówka… Tutaj zdecydowanie nie powinienem dokładnie pisać o tym, co mi się w niej nie podobało, ponieważ tylko bym Wam ją wyspoilerował. Sęk w tym, że o ile faktycznie nie spodziewałem się takiego rozwiązania głównych wątków, o tyle jest ona tak słaba, że przy lekturze tomu od wydawnictwa Non Stop Comics zęby zgrzytały mi dokładnie tak samo, jak kilka lat wcześniej podczas czytania oryginału.

Sean Murphy na szczęście jest na łamach ”Chrononautów” sobą, dzięki czemu nie mogę się w żaden sposób przyczepić do jego rysunków. Jego współpraca z kolorystą Mattem Hollingsworthem układa się znakomicie i zupełnie mnie nie dziwi, że duet ten ściśle ze sobą współpracuje do dziś. Styl Murphy’ego jest dość charakterystyczny: lekkie, delikatnie kreskówkowe rysunki bez grubych, topornych linii, spora dbałość o detale i drugi plan. Co prawda to ”Tokyo Ghost” uważam za najlepszą rzecz, jaką Murphy wyczarował przy pomocy ołówka, lecz ”Chrononautów” także świetnie się ogląda. Swoją robotę robią też okładki wariantowe do poszczególnych numerów, które są jedynymi dodatkami do wydania od Non Stop Comics.  Inspirowane znanymi dziełami kinematografii dzieła prezentują się znakomicie i tak samo sprawowałyby się jako plakaty do powieszenia na ścianie.

Edycja polskojęzyczna nie rozczarowuje. Miękka okładka, kredowy papier, niska cena okładkowa (w tym przypadku – 40zł). Chociaż tłumaczył Kamil Śmiałkowski, nie mogę się jakoś mocno do czegokolwiek przyczepić. Z drugiej jednak strony, po krótkim obcowanie z ”Archie” od Ultimata Comics mogę mieć mocno podwyższony próg tolerancji :)

Czy więc polecam lekturę ”Chrononautów”? Jeśli szukacie niezobowiązującej, niezbyt ambitnej, poprowadzonej w szaleńczym tempie lektury i nie cierpicie na alergię na Marka Millara jak ja – zatem nie wiem dlaczego jeszcze nie macie pozycji tej w swoich zbiorach.

Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
"Chrononauci #1" do nabycia w sklepie Non Stop Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz