niedziela, 18 lipca 2021

Głębia tom 5: Światłość niesie światłość (Rick Remender/Greg Tocchini/Dave McCaig)

Spośród wszystkich dotychczasowych projektów Ricka Remendera dla Image Comics, ”Głębia” była zdecydowanie najbardziej niekonwencjonalna. Nie tyle z powodu podjętej tematyki, ponieważ wszelakie odmiany postapokalipsy są od dłuższego czasu w modzie i zgaduję, iż nieco szperając nieco, nomen omen, głębiej, z pewnością znaleźlibyśmy niejeden komiks o ostatkach ludzkości żyjącej pod wodą. Jednakże historię Stel Caine Rick Remender promował jako komiks z różnych względów dla niego terapeutyczny, mający nieść przesłanie dotyczące tego, iż optymizm może pomóc pokonywać największe trudności. Czy w związku z tym można było spodziewać się, iż komiks ”Głębia” zakończy się jakoś inaczej, niż właśnie optymistycznie? W zasadzie nie. Pytanie tylko, czy Rick Remender właśnie w taki sposób doprowadził do finału losy Stel i jej najbliższych?

Trochę wody w Wiśle i innych rzekach upłynęło od momentu wydania przez Non Stop Comics poprzedniej odsłony tej serii. Ta, przypomnę, pojawiła się w sprzedaży w październiku 2018 roku, więc jak łatwo można policzyć, na finał czekaliśmy niecałe trzy lata. Pamięć potrafi być zawodna, o czym szybko się przekonałem zasiadając do lektury niniejszej pozycji. Szybko bowiem połapałem się, że niemal nic bardziej szczegółowego z ”Głębi” nie pamiętam, więc nie mogła zapaść inna decyzja, jak przejazd przez całą serię od samego początku. Pomimo raczej mieszanego odbioru serii w naszym kraju, ja akurat zaliczałem się do jej zwolenników, a ten niepoprawny optymizm głównej bohaterki bardzo przypadł mi do gustu. Takie niedorzecznie wręcz pozytywnie nastawione postacie stanowią dla mnie bardzo fajny dodatek w historiach, które przez 95% czasu trwania są smutne i depresyjne jak polskie komedie romantyczne.

Dlatego też ten tekst jest nie tylko oceną samego, finałowego tomu cyklu ”Głębia”, ale także podsumowaniem całości. Tak jak ”Black Science” czy ”Deadly Class” były nastawione na bezpardonową jazdę bez trzymanki, tak ta seria toczyła się znacznie wolniej i pomimo tego, iż ważył się w niej los ostatków ludzkości, można zaryzykować stwierdzenie, iż mieliśmy tu do czynienia z komiksem najbardziej kameralnym. W finale jesteśmy świadkami ataku słynnego i przerażającego Spalonego Legionu na ostatnie miasto ludzi, lecz trudno nie odnosić wrażenia, że to wszystko pretekst do zaprezentowania wybuchów i rozpierduchy, w trakcie której dojdzie jednak do tego zdecydowanie najważniejszego – rozwiązania problemów, które podzieliły Stel, Tajo i Dellę. Niekoniecznie w najbardziej oczywisty sposób, co akurat jest bardzo spoko, ponieważ do samego końca nie byłem pewien jak scenarzysta ostatecznie rozwiąże poszczególne wątki. Ale dla wyrównania od razu wpada też tu minus, bo… mimo wszystko finał jest taki, jakiego się spodziewałem ;)

Ostatecznie nie uważam ”Głębi” za komiks słaby czy coś w ten deseń. W moim osobistym rankingu nie wygrywa on co prawda z żadnym komiksem Remendera opublikowanym przez Image Comics, ale na pewno prędzej polecę komuś tę pozycję, niż cokolwiek z tego co czytałem z Marvela autorstwa tego scenarzysty. Czy jednak będę wracać do tego tytułu? To jest w zasadzie pewne, ponieważ na pokładzie do samego końca trwał Greg Tocchini. Remender do pierwszej fali swoich komiksów dla Image Comics zatrudnił samych wymiataczy. Wes Craig, Matteo Scalera, Sean Murphy, Jerome Opena czy właśnie autor rysunków do ”Głębi” – każdy z nich jest naprawdę ostrym zawodnikiem, z których Remender potrafił wydobyć to, co absolutnie najlepsze. O ile jednak w tamtych tytułach historia podobała mi się tak samo mocno jak warstwa graficzna, tak w przypadku niniejszej serii jednak Tocchini pozamiatał i w moich oczach zepchnął scenarzystę na dalszy plan. Nie wiem czy byłoby to możliwe, gdyby od drugiego tomu nie dołączył do niego kolorysta Dave McCaig. Obaj weszli w cudowną, artystyczną synergię, którą podtrzymali do samego końca i raz za razem łapałem się na tym, że ”Głębię” w zasadzie bardziej przeglądam i podziwiam poszczególne ilustracje, niż czytam. Na końcu komiksu znajduje się galeria okładek różnych autorów, ale także i szkicownik Tocchiniego i nie wiem, czy to nie mój ulubiony fragment tego komiksu. Chociaż wiecie co? Nie, jednak wiem – był. Z pewnością będę rozglądać się za przyszłymi dziełami tego artysty. Oby było to coś, przy czym ponownie będzie mógł w pełni rozwinąć swoje skrzydła.

Niejako podsumowując, dla mnie ”Głębia” to przede wszystkim uczta dla oczu. Remender niby gdzieś tu jest, ale raczej nie błyszczy jak przy innych tytułach. I gdyby nie Tocchini, to mógłbym napisać, że komiks przeczytałem i szybko o nim zapomniałem. Terapeutyczna strona komiksu mocno do mnie jednak nie przemówiła i chociaż Stel Caine jest sama w sobie fajną oraz dość nietypową postacią, to jednak scenariuszowo całość tego tytułu nie wybija się ponad solidnego średniaka. Ale przyjemnie wydanego i stosunkowo niedrogiego. W chwili gdy piszę te słowa i tak w sklepie Non Stop Comics trwa fajna promocja, więc ”Głębię” możecie kupić w niewysokiej cenie oraz chyba adekwatnej do poziomu samej serii.

"Głębia tom 5: Światłość niesie światłość" do kupienia między innymi w sklepie Non Stop Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz