czwartek, 6 września 2018

Felieton: "Spawn", który nie chce dać się ugryźć

Co prawda nie wiem, skąd wzięły się te nadzieje, jednakże zauważyłem iż po każdej turze zapowiedzi od wydawnictwa Non Stop Comics pojawia się jęk zawodu z powodu tego, że wśród ogłoszonych tytułów nie ma "Spawna". Być może umknęły mi jakieś słowa którejś z osób kierujących tym wydawnictwem, jakoby byli zainteresowani sprowadzeniem przygód Ala Simmonsa (lub też Jima Downinga) do naszego kraju. Być może jednak jest to po prostu sentymentalny płacz pokolenia legendarnego TM-Semica, który sprowadził serię tę nad Wisłę i publikował ją od 1997 do 2001 roku, zaś potem w latach 2004-2007 kontynuowała ją Mandragora.

W dzisiejszym tekście chciałbym na chwilę pochylić się nad tym, dlaczego uważam iż podjęcie ewentualnej decyzji na temat ponownego sprowadzenia "Spawna" do naszego kraju jest... co najmniej trudna.

No bo umówmy się, gdzie by tu zacząć?
1. "Spawn" wraca od numeru #1 w zwykłych TP
Jak dla mnie opcja totalnie z czapy i bez sensu. Zakładając, że zapewne większość domagających się powrotu tej marki do naszego kraju zna i być może cały czas posiada numery wydane wcześniej przez TM-Semic i Mandragorę, czekałoby nas raptem jedenaście tomów powtórzonego materiału. Tu oczywiście można śmiało zakładać, że spora część osób wymieniłaby z radością podarte zeszyty na wydania zbiorcze, jednakże warto też zwrócić uwagę na dwie inne rzeczy. Po pierwsze, seria "Spawn" dobija właśnie do 300 numeru, co oznaczałoby publikację blisko 50 tomów serii. Przy zachowaniu jakiegoś rozsądnego tempa, powiedzmy raz na 2 miesiące, otrzymujemy "tylko" osiem lat publikowania komiksu, by w okolicach 2027 roku dolecieć do wydarzeń opublikowanych w 2018 roku. Po drugie zaś, miękkookładkowy cykl "Spawn Origins" i tak zatrzymał się na tomie 20 (zeszyty #117-122) i od 2014 roku jest zawieszony.

+ Publikacja od #1 jest przystępna dla nowych czytelników.
+ Z pewnością tomy nie kosztowałyby milionów monet.
- To nie "Thorgal", by dał radę się utrzymać przez 50 tomów.
- Cykl zawieszony w USA.
2. "Spawn" wraca od numeru #1 w wersji HC
Nieco, ale tylko nieco rozsądniejsze wydaje się sięgnięcie po tę serię w popularnym dziś dzięki Egmontowi formacie "dwa tomy w jednym tomie". Tak ukazywać będzie się chociażby "Invincible". W takim przypadku kolejne tomy kosztowałyby około stówki, co mogłoby już być problematyczne dla części potencjalnych odbiorców - sam znam osoby, które nie kupują komiksów droższych niż 50-60 złotych okładkowo. Oczywiście sześć początkowych odsłon oznaczałoby powtórki z TM-Semica i Mandragory. Podobnie jak w przypadku tomów w miękkiej oprawie, tak i tutaj publikacja została w pewnym momencie przerwana. Ukazało się łącznie dziesięć tomów, które zamykają się na numerze #120 i na razie nie widać kontynuacji. Tymczasem, by dobiec do numeru #300 potrzebowalibyśmy ich "tylko" dwadzieścia pięć.

+ Solidniejsze wydanie.
+ Potencjalnie szybciej nadrabiamy zaległości.
+/- Cena.
- To wciąż 25 tomów.
- Seria zawieszona w USA.
3. "Spawn" wraca od numeru #1 w wydaniach deluxe
Podobnie jak w przypadku obu poprzednich opcji, tak i tutaj największym problemem jest to, że "Spawn" w tej formie zaliczył tylko cztery tomy i cykl został zawieszony. Każdy tom zawierał aż 25 zeszytów, co sprawia, iż ich pojemność to około 500 stron. Są owszem przypadki w naszym kraju, gdy wydawnictwa decydowały się na takie grubasy, lecz nie ma ich szczególnie dużo, a i wydaje mi się, że "Spawn" mimo wszystko nie jest też takim samograjem, by tomiszcza w cenie kręcącej się wokół 200 złotych za sztukę byłyby hitem sprzedaży. Do nadgonienia oryginału potrzebowalibyśmy na dzień dzisiejszy "tylko" tuzina takich publikacji.

+ Hm... oryginały ładnie się prezentują.
+ Komiksem można kogoś zabić i się prawdopodobnie nie uszkodzi.
- Potencjalna cena odstrasza.
- Seria zawieszona w USA.
4. "Spawn" wraca od numeru #1 w formie compendium.
To jak już tak sobie fantazjujemy, to wspomnę jeszcze o kompendium z 2012 roku, które zawierało 49 początkowych numerów serii i wydano je w wersji czarno-białej (co dla części może być problematyczne). Drugiego tomu oczywiście ze świecą szukać. No cóż, nie wyobrażam sobie tego, by ktoś się zdecydował na publikację tomów po 1000 stron każdy. Nawet w wersji bez kolorów, cena byłaby zabójcza.

+ Eee...
- Wielkie, ciężkie, nieporęczne, drogie i bez kolorów
5. "Spawn" wraca od numeru #68, czyli tam, gdzie przerwała Mandragora
Naturalnie nawet przez myśl mi nie przeszło, by pisać Wam tu teraz o wersji zeszytowej. Ale załóżmy, że ktoś podejmuje serię w miejscu, gdzie przerwała Mandragora, a więc od oryginalnego numeru #68. Wtedy wydawca musiałby... sam sobie składać wydania zbiorcze, ponieważ w takim formacie one nie funkcjonują (ewentualnie podjąć "Spawn Origins" od okolic tomu 11). Druga sprawa jest jednak ważniejsza. Mandragora ruszyła z kontynuacją tej serii nieco ponad dwa lata po skasowaniu jej przez TM-Semica. To relatywnie krótki czas. Podjęcie się kontynuowania cyklu po dwunastu latach przerwy to już zupełnie inna para kaloszy, która naturalnie odstraszyłaby od sięgnięcia po serię osoby, które nie znały dotychczasowych losów Ala Simmonsa.

+ Brak młócenia powtórek.
- Wypięcie się na nowych czytelników.
- Duży nakład pracy: tomy trzeba tworzyć od podstaw.
6. "Spawn" wraca od numeru #102, czyli pierwszego logicznego "jumping pointu"
Gdyby potencjalny wydawca "Spawna" koniecznie nie chciałby walczyć z zeszytami już wcześniej opublikowanymi w naszym kraju, a także nie wskakiwać w środek historii, pierwszy rozsądny punkt, gdzie można wskoczyć to numer 102 - pierwszy po "ostatecznym" starciu z Malebolgią. Sęk w tym, że od tego momentu dużo złych rzeczy zaczęło dziać się z tym komiksem. Todd McFarlane przez jakiś czas chyba nie wiedział, jaki kierunek nadać teraz swojej serii, przez co poziom historii odczuwalnie spadł. Doszły do tego słynne problemy sądowe, przez co z serii zniknęli lubiani Cogliostro, Angela czy Medieval Spawn, a i origin głównego bohatera doczekał się modyfikacji. No i oczywiście zostalibyśmy wtedy z 35 pominiętymi zeszytami.

+ Brak powtórek przy jednoczesnym dobrym miejscu dla nowych czytelników.
- No ale rozmemłane się to strasznie robi.
7. "Spawn" wraca od numeru #150, czyli drugiego logicznego "jumping pointu"
W pewnym momencie Todd McFarlane powiedział "Stop" i oddał swoją serię w ręce innych twórców. Od #150 zeszytu serię przejmuje duet Brian Haberlin/David Hine, lecz wyraźnie widać, że to ten drugi był tym "ważniejszym" scenarzystą. Ten duet poprowadził serię przed 35 numerów i dał czytelnikom kilka niezłych historii. Gdyby ktoś w Polsce zdecydował się na taki krok, bylibyśmy 83 zeszyty w plecy, ale za to dostalibyśmy coś zdatnego do czytania.

+ Komiks nie ssie.
- Spora przerwa między Mandragorą i kontynuacją.
8. "Spawn" wraca od historii "Endgame"
W 185 numerze serii Todd McFarlane wraca na stołek scenarzysty i SPOILER ponownie zabija Ala Simmonsa. Nowym Spawnem zostaje przebudzony ze śpiączki Jim Downings, którego twarz... widzieliśmy już w początkowych rozdziałach serii. Plusem takiego rozwiązania jest to, że od tego momentu poziom serii mocno skoczył w górę, zaś ona sama była bardzo przystępna zarówno dla starych wyjadaczy jak i nowych czytelników. Downing jako Spawn dotrwał do numeru #250 i jest to mój ulubiony okres w historii tej serii. Dodatkowym smaczkiem jest też to, że od #201 rysowaniem zajmuje się Szymon Kudrański. Największym problemem byłoby, naturalnie, brak oryginalnych wydań zbiorczych - te zakończyły się na #212. No i fakt, że mamy tu do czynienia z kimś innym, niż Al Simmons. Wiadomo, że tak zwanych "fanów" może to uwierać pod plecami.

+ Doooobry komiks
+ Z dużym szacunkiem podchodzi zarówno do wyjadaczy jak i nowych czytelników
+ Szymon Kudrański od +/- trzeciego tomu
- No ale jak to? Jakiś biały gość w kostiumie Spawna? Co to ma być?!? Hurr durr <donośny odgłos pękania dupy>
9. "Spawn" wraca od historii "Resurrection"
Najświeższy "jumping point" to one-shot o tytule, który widzicie powyżej, po którym płynnie przechodzimy do numeru #251. Wraca Al Simmons - groźniejszy, potężniejszy, bardziej wściekły... a poziom serii ponownie mocno pikuje w dół. Nie pomaga tu udział Paula Jenkinsa czy Erika Larsena, nowy/stary Spawn i jego przygody są momentami wręcz aczytalne. Tytuł dźwiga się nieco z kolan, gdy na pokład ponownie zawita Szymon Kudrański, a po przejęciu warstwy graficznej przez Jasona Shawna Alexandra seria staje się bardzo ładnie narysowaną, ale jednak i tak fabularną wydmuszką. Nie o takiego Spawna nic nie robiłem.

+ Świeży materiał.
+ I w większości fajnie narysowany. Nawet Larsen się postarał jakby nieco bardziej.
- Fabularnie zwyczajnie ssie.

Natomiast na koniec słowo wyjaśnienia. Generalnie kręcę nosem na ewentualne plany ponownej publikacji serii "Spawn" w naszym kraju, bo oprócz story-arcu z Jimem Downingiem w zasadzie nie widzę tu żadnego większego sensu dla dowolnego wydawcy - no chyba, że tak bardzo chcecie "Spawna", że łykniecie nawet byle szajs. Jest jednak jeden tytuł, który w mojej ocenie powinien pojawić się w naszym kraju. 2-3 tomy, zamknięta historia, ciekawi twórcy i chyba niezły sposób na to, by wysondować rynek. I jest to...
10. "Spawn" nie wraca od razu, bo najpierw ktoś sięga po "Hellspawn"
Licząca 16 numerów seria, w większości autorstwa Briana Michael Bendisa (wówczas jeszcze w świetnej formie) i rysowana głównie przez genialnego Ashley'a Wooda. W USA ukazała się jako jeden, kompletny tom, ale chyba spokojnie można byłoby podzielić go na bardziej racjonalne, dwa lub trzy mniejsze wydania. W mojej ocenie najlepszy spin-off, jakiego doczekało się uniwersum Spawna i zdecydowanie jest to komiks, który warto zaprezentować polskim czytelnikom. Myślę, że doskonale sprawdziłby się również jako coś sondującego zapotrzebowanie naszego rynku na postać Ala Simmonsa.

+ Niemal wszystko
- Nic lepszego potem by się już nie ukazało :/

Tak przedstawiają się moje przemyślenia w kwestii ewentualnej obecności serii "Spawn" w naszym kraju. Nie jestem całkowicie na nie, ale nie ukrywam, że sądzę iż sprowadzenie czegoś oprócz wspomnianego wyżej "Hellspawna" w zasadzie mija się z celem.

Ciekaw jestem Waszych opinii. Dajcie znać w komentarzach tu pod postem lub też na Facebooku.

3 komentarze:

  1. Na główną serię raczej nie ma co liczyć ale wszelkie spin-offy mogły by do nas zawitać jak wspomniany w tekście Hell Spawn albo może tegoroczny Medieval Spawn and Witchblade.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale ja chceeeeeem
    tup tup tup tup tuptup

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja przyjmę chętnie wszystko ale najbardziej ponownie to co wydawało TM-Semic to był sztos

    OdpowiedzUsuń