wtorek, 8 października 2019

Saga #9 (Brian K. Vaughan/Fiona Staples)

Przyznam się bez bicia, że gdy twórcy serii ”Saga” ogłaszali zawieszenie cyklu na co najmniej rok, byłem dość mocno przekonany, że gdy wydawnictwo Mucha Comics dociągnie wreszcie do dziewiątego tomu zbiorczego, już dawno w USA pojawią się zapowiedzi kolejnych zeszytów. Tymczasem mamy pierwszą połowę października 2019 roku, znamy już zapowiedzi Image Comics do samego końca roku i śladu po powrocie serii Briana K. Vaughana oraz Fiony Staples brak, zaś ponowna lektura finałowych jak dotąd rozdziałów tej serii przypomniała mi o tym, jaką emocjonalną petardą twórcy pożegnali się z czytelnikami i udali się na urlop. Od kilku dni możecie przekonać się o tym na własnej skórze i to w języku polskim.

Nie pierwszy raz twórcy mamią nas na początku kolejnego tomu pozorną sielanką. Hazel, córka Marko i Alany, coraz bardziej się rozwija u boku swoich rodziców, Ghusa, Petrichor oraz Księcia Robota i jego synka (wybaczcie mi używanie głównie angielskich imion, ale znacznie bardziej mi ”leżą”). Chociaż dni upływają im głównie na martwieniu się o rzeczy dość przyziemne, to jednak nikt nie ma wątpliwości, że prędzej czy później kolejne kłopoty w końcu dosięgną ich swoimi mackami. Tym razem pod postacią łowczyni nagród, która zniewoliła samego The Willa i nie do końca wiadomo, które z nich jest bardziej niebezpieczne dla życia i zdrowia małej Hazel oraz jej najbliższych. Jedno jest pewne – nie wszyscy ujdą z życiem z tego starcia, a nasze serca kolejny raz zostaną bez litości rozdarte.

Skoro to już dziewiąty tom serii ”Saga”, to trudno tu przed Wami próbować chociażby odkrywać Amerykę w tego typu tekście. Tworzący scenariusz Brian K. Vaughan już w 2012 roku wyłożył nam swój plan na ten tytuł i konsekwentnie go realizuje. Sięgając więc po jedną z najnowszych publikacji od Mucha Comics trudno oczekiwać jakiejkolwiek rewolucji i – niespodzianka! – żadnej tu nie ma. ”Saga” jest zatem niezmiennie opowieścią przede wszystkim o niezwykłej rodzinie, która w niecodziennych okolicznościach stara się stawić czoła kolejnym śmiertelnym niebezpieczeństwom, przy okazji próbując wychować swoją córkę na dobrą istotę. Niesamowicie ujmujące jest dla mnie w komiksie tym to, że chociaż nie jaram się nim już tak mocno jak jeszcze te pięć-sześć lat temu, to jednak nadal bez wahania wskazałbym właśnie ”Sagę” jako przykład jednego z najlepszych komiksów od Image, jakie wychodzą w naszym kraju. Głównie przez to, że twórcom udaje się tak brawurowo realizować swoje najważniejsze założenie, że w trakcie lektury komiksu leciutko żałuję, iż jeszcze nie doczekałem się własnego potomstwa.
Jak już wspomniałem wcześniej, właśnie ta kwestia relacji rodzic-dziecko jest kluczem i istotą ”Sagi”. W to twórca scenariusza wyraźnie wkłada najwięcej serca i w zasadzie tylko ten jeden wątek przez te wszystkie tomy nie miał tak wyraźnego zastoju, że aż zęby bolały. Jasne, można narzekać na to, że niektóre wątki w tej serii ciągnęły się niemiłosiernie i mieć przy tym całkowitą rację. Sam zresztą narzekałem tu i ówdzie na to, że The Will w poprzednich tomach był bo był i tyle. Ale dla tych małych, pozornie nieistotnych scen wypełnionych klasycznym rodzicielstwem, warto się przez to wszystko przebijać. W tym tomie już chociażby sekwencja kłótni Hazel ze Squire dała mi flashbacki z własnego dzieciństwa i przekomarzań pomiędzy moją siostrą i mną, co tylko kolejny raz dało jasność, jak naturalną i prawdziwą historią o wychowywaniu dziecka jest ”Saga”. Jest tego tutaj znacznie więcej, lecz z oczywistych względów nie będę strzelać spoilerami. O ile mogę spokojnie napisać, że dziewiąty tom serii ponownie dał mi solidną dawkę tego, co lubię w niej najbardziej, tak nie da się ukrywać faktu, iż Vaughan i Staples stylowo zadbali o to, by akcji i dramatu nie zabrakło, a niewykluczone, że także i solidnej porcji łez.

Jak to ma zwykle miejsce w wydaniach zbiorczych, pod sam koniec tomu kumulują się wątki, dochodzi do nieuniknionych konfrontacji, a także wypadałoby zaserwować czytelnikowi coś co sprawi, że koniecznie będzie on chciał sięgnąć po kolejną odsłonę, kiedykolwiek by ona się miała pojawić. I tutaj ta sztuka udała się Vaughanowi i Staples idealnie. Jest akcja, jest przerażająco, krwawo i smutno, a przede wszystkim – lekturę kończymy jeśli nie zszokowani tym co właśnie przeczytaliśmy i zobaczyliśmy, to na pewno nie do końca dowierzamy w finałowe wydarzenia. Dziewiąty tom pierwotnie przeczytałem w oryginale jakiś rok temu i byłem w szoku. Teraz, gdy odświeżyłem sobie tę pozycję w wersji Mucha Comics, wciąż nie jestem w stanie do końca uwierzyć, że to co się wydarzyło na ostatnich stronach, stało się tak serio. No i kurde – DAWAĆ MI TU KOLEJNE ZESZYTY, AAAARGH!!!

O rysunkach Fiony Staples w zasadzie również nie mogę napisać niczego, o czym bym już nie wspominał w poprzednich tekstach. Po prostu strasznie pasuje mi styl tej artystki i łykam jej prace bez popitki. Przy okazji tego tomu serii warto jednak wspomnieć, że na samym końcu tomu otrzymujemy dwie strony dodatków, na których widać tak zwane thumbnaile (po naszemu najlepiej przetłumaczyć to jako ”projekty”) stron ostatniego z umieszczonych w komiksie zeszytów. Daje to fajny pogląd tego, jak nieraz daleko pada efekt finalny od początkowo planowanego.

Jakość wydania to Muchowy standard: 152 strony na kredzie, twarda oprawa i cena okładkowa w wysokości 65 ziko. Czy warto? No cóż, od dziewiątego tomu wejść w tę serię pewnie nie wejdziecie, a stałych zjadaczy zachęcać chyba nie trzeba. Dla mnie lektura była zabawą przednią i zdecydowanie polecam.
     
---------------------------------------------------------
     
"Saga #9" do kupienia w sklepie Mucha Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz