Jak ujawnił na swoich mediach społecznościowych rekin biznesu, jakim bez wątpienia jest Rob Liefeld, wskutek "niekorzystnych umów" utracił on kontrolę na marką "Youngblood", której ostatnia inkarnacja wydawana była przez Image Comics.
Jak wynika z opublikowanego przez Liefelda oświadczenia, gdy w 1997 roku podpisywał umowę na mocy której miało powstać wydawnictwo Awesome Comics, do którego autor przeniósł swoje twory wydawane dotąd przez Image, wszedł on we współpracę ze Scottem Rosenbergiem z upadłego niewiele wcześniej Malibu Comics. Gdy ich biznes jednak nie wypalił, podzielili między siebie prawa do poszczególnych marek, lecz Liefeld sądził iż nie chodziło o kwestie komiksowe, a dotyczących jedynie ekranizacji oraz wszelakich gadżetów. W 2018 roku Rosenberg musiał sprzedaż swoje prawa i te trafiły do niejakiego Andrew Reva, który wczytał się w posiadane papiery i wynikało z nich, że zyskał znacznie większą kontrolę nad marką "Youngblood" niż wszyscy się spodziewali.
Efekt jest taki, że Liefeld w chwili obecnej ma, cytuję, "możliwy do podważenia" dostęp do stworzonych przez siebie postaci, co oznacza iż każde ich użycie może dla Liefelda skończyć się w sądzie. Dlatego też zapowiadana od miesięcy kontynuacja najnowszej serii nie ukaże się.
Liefeld dodał jednak, że sprawa dotyczy tylko "Youngblood". Czyli w najbliższym czasie może nas masakrować innymi swoimi dziełami, czego sobie i Wam szczerze nie życzę.
Jako ciekawostkę należy dodać, że podczas tegorocznego SDCC Andrew Rev był obecny podczas akcji zbierania portfolio od debiutujących artystów. Legitymował się jako przedstawiciel nowego wydawnictwa, które jesienią ma się pojawić na rynku, a jego nazwa to Terrific Production.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz