”Gideon Falls” to jeden z tych komiksów, które udało mi się
częściowo poznać w oryginale zanim któryś naszych rodzimych wydawców zdążył go
zapowiedzieć. W tym przypadku było to jednak smutne (dla mnie) i zarazem
zabawne (dla innych), ponieważ Mucha Comics ujawniła, iż opublikuje w Polsce
ten tytuł dosłownie dwa dni po tym, jak otrzymałem w przesyłce od ATOM Comics
oryginalne wydanie pierwszego tomu. Mój wewnętrzny Janusz długo nie umiał
przecierpieć tych trzydziestu paru złotych, które mogłem przecież przeznaczyć
na coś, czego w Polsce nie ma. Na przykład na najnowsze tomy ”Żywych Trupów” ;) No ale hej, jest to
jest, sprzeda się, a wcześniej się przeczyta. Jak pomyślałem tak zrobiłem i już
wtedy wiedziałem, że Jeff Lemire znowu to zrobił – napisał doskonały komiks.
Dziś możemy go przeczytać po polsku i postaram się Was do tego chociaż trochę
zachęcić.
Ojciec Wilfred utracił swój kontakt
z Bogiem. Nie ma w sobie już tego zapału co kiedyś i pracuje w seminarium,
chociaż bez wielkiego przekonania. Pewnego dnia zostaje przeniesiony do parafii
w miasteczku Gideon Falls, by zastąpić pewnego zaginionego księdza. Bardzo
szybko jednak okazuje się, że tajemnica jaka spowiła tę miejscowość sięga
znacznie głębiej i wszystko sprowadza się do tajemniczej Czarnej Stodoły. Drugim
głównym bohaterem komiksu jest Norton – cierpiący między innymi na obsesje
młodym chłopakiem, który w śmieciach szuka wskazówek, mających udowodnić mu i
innym że nie oszalał i Czarna Stodoła naprawdę istnieje. Jego terapeutka
próbuje zmierzyć się z obsesjami Nortona, lecz ostatecznie oboje przekonują
się, że legenda o tym budynku ma w sobie sporo prawdy.
Mniej więcej od końcówki 2017 roku
notujemy systematyczny wzrost obecności komiksów Jeffa Lemire’a na naszym
rynku, Zaczęło się co prawda dawno temu, bo w 2009 roku, gdy Timor Comics wydał
”Opowieści z Hrabstwa Essex”, lecz dwa lata temu zaczęło się na dobre. W
ubiegłym roku ukazało się dziewięć tytułów z jego nazwiskiem na okładce, zaś w
chwili gdy piszę te słowa, licznik zatrzymuje się na liczbie czternaście, w
zapowiedziach są cztery kolejne jego komiksy, a i w ”Batman: Metal #3” był
jakiś fragment z jego scenariuszem. Co prawda nie umiem sobie przypomnieć, by
jakiś inny scenarzysta z USA cieszył się nagle w Polsce uznaniem tak wielu
wydawców (mamy tu Muchę, Egmont, Non Stop Comics i KBOOM), lecz w takiego typu
sytuacji zawsze powinno pojawiać się pytanie: czy ilość jest równa jakości?
Uspokajam zatem – jak dotąd tylko te komiksy Lemire’a, które mają na okładce
znaczek Marvela są uważane za solidne, ale jednak średniaki. Reszta zbiera
znacznie lepsze oceny, a wydaje mi się, że ”Gideon Falls” znajdzie miejsce w ścisłej czołówce ocen dorobku
tegoż twórcy.
Lemire pokazał nam już kilkukrotnie,
że doskonale sprawdza się zarówno w tych komiksach, które skupiają się na
zwykłych ludziach postawionych w niezwykłych okolicznościach, solidne
science-fiction z robotami ogarnie, a i również
coś z superbohaterszczyzną potrafi zrobić tak, że klękajcie narody (tu
patrzę na ”Czarnego Młota”). W przypadku dzisiaj omawianego komiksu mamy do
czynienia z horrorem, który określiłbym mianem… dwutorowego. Chociaż nie jestem
do końca pewien, czy to dobre określenie. Jak widać z jednego z powyższych
akapitów, na kartach ”Gideon Falls”
skupiamy się na losach dwóch kompletnie różnych od siebie mężczyzn, których
łączy jedynie tajemnicza Czarna Stodoła, jak i coś, co zostaje ujawnione na
samym końcu tomu i stanowiło to dla mnie przy pierwszej lekturze niemały szok.
Jednak dwutorowość tego komiksu nie skupia się tylko na tym, że mamy parę
głównych bohaterów, ale i na tym, że do każdego z nich możemy przypisać po dwa
wątki od scenarzysty.
Ojciec Wilfred oprócz biegania za
legendarną Stodołą, mierzy się ze wspomnianym już kryzysem wiary i ten wątek
Lemire nie zaznaczył luźno, a poświęcił mu bardzo dużo miejsca. I w swoim
stylu, zrobił to bardzo przekonywująco. Scena w której duchowny stara się
napisać swoje pierwsze kazanie w Gideon Falls oraz to, co ostatecznie mu z
wyszło z tych prób to kilkustronicowa perełka. Wilfred praktycznie od
pierwszych stron komiksu przekonuje nas jako postać, a z czasem staje się
jeszcze bardziej pełnokrwisty i wzbudzający, przynajmniej u mnie, bardzo
mieszane uczucia. Nie inaczej jest z Nortonem. Tutaj z kolei Lemire skupia się
także na próbach poradzenia sobie z chorobą psychiczną, która ewidentnie trawi
umysł tego młodego mężczyzny. Po lekturze premierowej odsłony ”Gideon Falls” nabrałem przekonania, że
chociaż faktycznie ma on rację co do Czarnej Stodoły, to jednak jest zarazem
osobą tak mocno uwięzioną w swej obsesji, że mógłby z czasem zacząć stanowić
zagrożenie. Jak na tom, który zamyka się w około 160 stronach, tak znakomite i
realistyczne ukazanie nam dwójki najważniejszych bohaterów jest czymś, co
należy pochwalić.
Ale hej, nie samymi życiowymi
rozterkami bohaterów ”Gideon Falls”
żyje, prawda. Komiks ten to jednak cały czas rasowy horror, który tylko zyskuje
dzięki rysunkom Andrea Sorrentino, do których zresztą zaraz przejdę. Nie jest
to oczywiście coś, co sprawi że narobicie w gacie ze strachu, ponieważ ten
gatunek tak nie działa w komiksach. Jest jednak wszystko to, czego można było
oczekiwać. Jest zatem na stronach pierwszego tomu ”Gideon Falls” intryga, która z każdą kolejną stroną zaczyna się
gmatwać, lecz jednocześnie wciągać czytelnika. Premierowa odsłona tej serii
jest jedyną, którą zdążyłem poznać w oryginale i już nie mogę się doczekać
momentu, w którym Mucha opublikuje drugi tom. Oczywiście datami z niedawnego
katalogu się nie sugeruje – mamy w końcu już drugą połowę trzeciego kwartału i
wydawca ten jak dotąd opublikował tylko to, czego nie zdążył w drugim kwartale.
Jakoś powątpiewam, by udało się Musze nadrobić zaległości.
No i wreszcie czas wspomnieć o pracach
Andrea Sorrentino. Rysownik ten pracował już z Jeffem Lemire co najmniej
dwukrotnie (”Green Arrow” oraz ”Staruszek Logan”), ja zaś poznałem go znacznie
wcześniej – najpierw przy miniserii ”God of War” dla DC Wildstorm (bodaj 2010
rok), a potem kupowałem wiernie ”I, Vampire” z DC New 52. I już wtedy uważałem,
że gość ma mocną parę w łapie oraz może osiągnąć na komiksowym rynku w USA
naprawdę wiele. Rysownik ten ujął mnie swoim brudnym, ulicznym klimatem swoich
rysunków, a także bardzo realistycznym stylem. Sorrentino, za wyjątkiem wspomnianego
”God of War”, gdzie prawdopodobnie leciał według nie swoich wytycznych,
charakteryzuje się cienką ale wyrazistą kreską. Artysta ten potrafi wyciągnąć
na wierzch masę szczegółów, lecz warto podkreślić, że tylko tam, gdzie jest to
absolutnie niezbędne. Bardzo często zauważycie bowiem w ”Gideon Falls” puste tła i przestrzenie, lecz jedynie w miejscach, w
których jest to akceptowalne. Ogromny plus za pomysłowe rozkładówki oraz
świetnie przemyślane okładki poszczególnych zeszytów. Sorrentino to jest naprawdę
konkretny gość.
Wydanie od Muchy standardowe –
twarda oprawa, nieco powiększony format, galeria okładek wariantowych jako
dodatek i sprawne tłumaczenie, zaś całość zamyka się w 168 stronach, za które okładkowo
trzeba zapłacić 69 złotych. Czy warto? No kurde, pewnie że tak. A ponieważ coś
mi się tam obiło o uszy, że drugi tom ”Gideon
Falls” jest nawet lepszy, to już nawet nie ma co się zbytnio zastanawiać –
kupujcie śmiało :)
------------------------------------------------------
"Gideon Falls #1: Czarna stodoła" do kupienia w sklepie Mucha Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz