Brian K. Vaughan
specjalizuje się w pisaniu komiksowych telenowel. Nie inaczej można myśleć o ”Paper Girls”, na łamach którego
odpowiedzi na najważniejsze pytania pojawiają się bardzo, ale to bardzo
niespiesznie. Sięgając po czwartą odsłonę tej serii, na tyle okładki można
zauważyć zapowiedź, iż wreszcie otrzymamy konkretne wyjaśnienia dotyczące
zawiłości fabuły i Vaughan z tego zadania się wywiązuje. Oczywiście, w mocno
charakterystycznym dla siebie stylu, co dla części czytelników może stać się
wyraźnym sygnałem, by z dalszym śledzeniem przygód dziewcząt dać sobie jednak
na wstrzymanie.
Tym razem główne
bohaterki trafiają do roku 2000. lecz ten wygląda zupełnie inaczej, niż wszyscy
pamiętamy. Milenijna pluskwa okazała się nie być tutaj jedynie pustą groźbą i
wraz z nadejściem nowego milenium świat pogrążył się w chaosie. To jednak w
żaden sposób nie tłumaczy, dlaczego Tiffany jako jedyna widzi wszędzie
gigantyczne roboty, które okładają się po metalowych pyskach. Sprawa nie staje
się łatwiejsza, gdy dziewczyna spotyka starszą wersję siebie i wyraźnie jest
samą sobą zawiedziona. Do tego dziewczyny spotkają starszą kobietę, która
wyraźnie dużo wie o tym, co w zasadzie się z nimi dzieje.
Zeszyty #16-20, które
składają się na zawartość czwartego tomu zbiorczego serii ”Paper Girls”, były ostatnimi jej odsłonami, jakie kupowałem jeszcze
w oryginale. Doskonale do dziś pamiętam, jak nie pierwszy raz zresztą dałem się
złapać Vaughanowi na rzucony przez niego haczyk i autentycznie uwierzyłem, iż
wraz z przygodami głównych bohaterek w roku dwutysięcznym poznamy przy okazji poznamy
odpowiedzi na najbardziej palące pytania. Scenarzysta faktycznie udziela nam
ich trochę i rzuca to zupełnie nowe światło na losy gazeciarek, ale jeśli
sądzicie, że po przeczytaniu komiksu będziecie znacznie mądrzejsi, to się
zawiedziecie. Niczym w fabule serialu zaplanowanego na kilka sezonów, tak i
tutaj każda odpowiedź generuje przynajmniej jedno kolejne pytanie i chociaż po
zakończeniu lektury wiemy nieco więcej, to jednak ilość znaków zapytania wciąż
pozostaje niezmienna. I chociaż jest masa czytelników, którym takie prowadzenie
opowieści jak najbardziej pasuje, to jednak można spokojnie założyć, że podobna
ilość może się już zwyczajnie zmęczyć tym, iż nadal nie do końca w zasadzie wie
o czym czyta. Dla mnie osobiście te trzecie-czwarte tomy komiksów Vaughana to
moment, w którym pojawiają się wątpliwości co do tego, czy aby na pewno tak to
wszystko powinno wyglądać? Przy czwartym tomie ”Sagi” zastanawiałem się nad tym, jaki w zasadzie jest cel takiego
rozwleczenia tej serii, podobnie było przy ”Y: Ostatni z Mężczyzn”, a i nawet
przy uwielbianej przeze mnie ”Ex Machinie”. Teraz podobnie jest przy ”Paper Girls”, chociaż zarazem Vaughan
konsekwentnie robi to wszystko, co sprawia iż trudno jakoś tak od ręki podjąć
decyzję o porzuceniu lektury.
Główne bohaterki. Te
cztery dwunastolatki, które Vaughan uczynił najważniejszymi postaciami w serii
”Paper Girls” to prawdziwe gwiazdy
estrady. Niezależnie od tego, na której z nich scenarzysta skupia się w danym
story-arcu, możemy być pewni otrzymania prawdziwej bomby emocjonalnej, która
najmocniej uderza w momentach prawdziwie niepozornych. Moment w którym jedna z
dziewcząt udowadnia Mac iż jest prawdziwa potrafi mocno złapać za serce, a
takich fragmentów jest tutaj kilka i każdy z nich scenarzysta rozpisał tak samo
dobrze. Vaughan podejmuje tu wiele pozornie zwyczajnych problemów, takich jak
dojrzewanie, spojrzenie na siebie z dystansu (tutaj oczywiście w mocno
nietypowym wydaniu) i związanych z tym rozczarowań. Dzięki temu Tiffany, Mac,
KJ i Erin stają się w naszych oczach niebywale prawdziwe i chcemy wiedzieć jak
dalej potoczą się ich losy. Seria ”Paper
Girls” niespodziewanie stała się dla mnie tytułem, którego wątki z drugiego
planu cieszą bardziej i zdecydowanie mocniej przytrzymują przy lekturze.
Oczywiście nie sposób
pominąć zasług Cliffa Chianga oraz Matta Wilsona, którzy kolejny raz
zapracowali na każdego dolara, jakiego zarabiają przy tworzeniu tej serii. Warstwa
graficzna na łamach ”Paper Girls” to
jak dla mnie absolutna czołówka tego, co może nam zaoferować komiksowy rynek
amerykański i totalnie nie rozumiem, jak obu tych artystów można było pominąć
przy nominacjach do tegorocznych nagród Eisnera. Praktycznie każda strona to
miód na moje oczy i to zarówno jeśli chodzi o dokładną i zadbaną kreskę Chianga
jak i przemyślane oraz świetnie dopasowane kolory Wilsona. Oby panowie prędko nie
spuścili z tonu, bo obecnie są dla mnie mistrzami w swoim fachu.
A i Non Stop Comics jak
zwykle nie zawiodło, przygotowując komiks na naprawdę wysokim poziomie, jeśli
chodzi o kwestie edytorskie.
Jeśli więc pokochaliście
gazeciarki już wcześniej, dodatkowo zachęcać Was do sięgnięcia nie trzeba. Jestem
jednak ciekaw, czy tylko ja widzę już bardzo wyraźnie w tym tomie to, co można
spokojnie nazwać ”syndromem Vaughana”?
---------------------------------------------------------------------------
"Paper Girls #4" do kupienia w sklepie Non Stop Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz