Dziś ponownie sięgam po
coś, co jakiś czas temu zostało opublikowane w Polsce. Generalnie moją zasadą
dotyczącą ”Z archiwum Image” (dotąd złamaną tylko raz czy dwa, ale ciiii) jest
pisanie o rzeczach mających na karku minimum piętnaście lat i chociaż wydanie,
do którego zaraz przejdę ukazało się w naszym kraju w 2004 roku, to jednak ”Rising Stars” oficjalnie zadebiutowało
pięć lat wcześniej, więc się łapie :) Sam komiks zaś stał się tytułem, dzięki
któremu komiksowa gwiazda Josepha Michaela Straczynskiego rozbłysła ogromnym
blaskiem. I właśnie fragmentowi jego najważniejszego (no, przynajmniej moim
zdaniem) dzieła przyjrzymy się w dniu dzisiejszym.
Zanim Straczynski dał
się poznać fanom komiksowego medium, ogromny rozgłos zdobył już dzięki
stworzeniu jednego ze zdecydowanie najlepszych seriali science-fiction w
historii, a więc oczywiście ”Babylon 5”
(1993-1998). Osobiście nie ukrywam, że gdy całkiem niedawno próbowałem na nowo
zmierzyć się z tym serialem, to poddałem się po kilkunastu odcinkach. Produkcja
ta moim zdaniem strasznie nieładnie się zestarzała pod kątem wizualnym, chociaż
nadal robi bardzo dobre wrażenie w zasadzie w każdej innej kategorii. Niemniej
Straczynski był już naprawdę mocnym i znanym nazwiskiem, gdy zwrócił się
mocniej w stronę komiksów.
Twórca ten swoje
pierwsze kroki na rynku komiksowym poczynił już pod koniec lat osiemdziesiątych
ubiegłego stulecia, lecz w jego portfolio dominowały wówczas przede wszystkim
obrazkowe adaptacje seriali telewizyjnych. Nie zdobywały one serc zbyt wielu czytelników,
ale faktem jest, że i Straczynski wówczas nie był jeszcze zbyt znanym twórcą.
Wszystko to zmieniło się w 1999, gdy będąc już rozpoznawalnym i popularnym
scenarzystą, rozpoczął nadmuchiwanie balonika o nazwie ”Joe’s Comics” – nowo
zapowiedzianego imprintu studia Top Cow. Ostatecznie pod tym szyldem ukazało
się raptem kilka autorskich projektów Straczynskiego, ale dwa z nich sprawiły,
że scenarzysta otrzymał propozycję pracy dla Marvel Comics, gdzie w
późniejszych latach mocno wstrząsnął światami takich bohaterów jak Spider-Man,
Thor czy Fantastyczna Czwórka. Jednym z tych komiksów było ”Midnight Nation: Plemię Cienia”
(dwanaście numerów, w całości opublikowane w Polsce w 2002 roku), zaś drugim –
”Rising Stars”. Oba te tytuły
przedstawiła polskim czytelnikom nieistniejąca już Mandragora, lecz drugi z
nich tylko częściowo.
”Rising Stars” to kolejne, niecodzienne podejście do tematyki
superbohaterskiej. Całość liczyła 24 zeszyty, kilka wydań specjalnych i
spin-offów (wrócę do tego później), lecz wszystko to co najważniejsze, miało
miejsce na łamach głównej serii. Tam opowieść została podzielona na trzy akty
po osiem numerów i Mandragora opublikowała w naszym kraju tylko pierwszy z
nich, w formie czterech zeszytów po 48 stron.
Oczywiście szkoda, że nie doczekaliśmy się całości, ale mały plus dla
wrocławskiego wydawnictwa za to, że opublikowany pierwszy akt jest historią w
miarę zamkniętą.
Pewnej spokojnej nocy w
pobliżu jednego z miast na terenie USA spada meteor. Kilkanaście lat później
okazuje się, że każde ze 113 spłodzonych wówczas dzieci obdarowane zostało
nadludzkimi mocami. Specjalni, bo tak się o nich mówi, zostają objęci
stworzonym dla nich programem rządowym, który ma nie tylko uczyć ich i
przygotowywać do dorosłości, ale również pomagać ujarzmić moce. Gdy są oni już
dorośli, rozpoczyna się tajemnicza seria morderstw Specjalnych. Zabójcą
ewidentnie jest ktoś z mocami, ktoś ze wspomnianej 113 obdarowanych. Co więcej,
okazuje się iż każdy zgon Specjalnego doprowadza do tego, że pozostali
zaczynają być silniejsi. Głównym bohaterem ”Rising Stars” jest John ”Poeta” Simon, który stara się w pierwszym
akcie rozwikłać kwestię dokonywanych zbrodni.
Komiks zdobył serca
czytelników niecodziennym sposobem prowadzenia fabuły. Chociaż w pewnym sensie
jest to historia superbohaterska, to jednak w pierwszym akcie Straczynski
skupia się mocno zarówno na zagadce dokonywanych zbrodni, a także na zbudowaniu
i pokazaniu przekonywującego świata. ”Rising
Stars” pokazuje jako jeden z pierwszych osadzonych w tym klimacie komiksów,
że nie każda nadludzka moc oznacza zaraz skręt w stronę superbohaterstwa lub
bycia okrutnym złoczyńcą i niektóre umiejętności nijak nie przydają się mocniej
w dorosłym życiu. Tytuł porusza kwestie niesprawiedliwości czy odrzucenia, przedstawia
dylematy moralne oraz etyczne, zaś scenarzysta raz za razem przedstawia nam
ciekawie zbudowane oraz mocno zróżnicowane charakterologicznie oraz poglądowo
postacie, nawet jeśli potem okazuje się, że ich udział na kartach ”Rising Stars” ogranicza się do raptem
paru stron. Nie jest to jednak historia, w której dominują gadające głowy.
Straczynski nie zapomniał o solidnej dawce akcji z udziałem odzianych w trykoty
ludzi i chociaż na kartach ”Rising Stars”
nie jest to dominująca kwestia, to jednak kilka zębów po drodze zostanie
wybitych.
Ogólnie rzecz ujmując,
pierwszy rozdział ”Rising Stars” po
blisko dwóch dekadach od momentu swojego ukazania się na sklepowych półkach w
USA, nadal broni się znakomicie pod kątem scenariuszowym. Historia jest wartka,
wciągająca i dobrze napisana, zaś zeszytowe wydanie Mandragory jest takiej
jakości, że znalezienie w drugim obiegu dobrze zachowanych komiksów nie powinno
sprawić Wam problemów. Jedynym argumentem ”przeciw” są rysownicy.
Niestety ”Rising Stars” nie może pochwalić się
ciekawą warstwą graficzną. W wydanych w naszym kraju odsłonach za ilustracje
odpowiedzialni byli Keu Cha oraz Christian Zanier i bardzo mocno zdziwię się,
jeśli słyszeliście o nich wcześniej. Ten pierwszy to jeden ze standardowych wyrobników
Top Cow z tamtego okresu i w swoich rysunkach nieudolnie próbuje podrobić styl
Marca Silvestriego. Zanier w mojej ocenie jest jeszcze gorszy. Ten nie stara
się nikogo kopiować, ale i tak jego rysunki są mdłe oraz zwyczajnie brzydkie.
Niestety tytuł ten zdecydowanie lepiej się czyta niż ogląda i dotyczy to także
numerów, których już nie mieliśmy okazji przeczytać w naszym rodzimym języku.
Na koniec wspomnę
jeszcze o tym, jakie były losy tego cyklu w USA, ponieważ jak zwykle nie mogło
być zwyczajnie i nudno :) ”Rising Stars”
szybko zdobyło ogromną popularność i rozpoczęto prace nad filmową adaptacją
tego komiksu. W całość jednak… nie włączono Straczynskiego i pomiędzy nim oraz
szefostwem Top Cow doszło do konfliktu. W jego efekcie komiks po 21 numerze
został zawieszony i groziło mu brak zakończenia. Jednakże obie strony
rozpoczęły negocjacje i Top Cow posypało głowę popiołem: Straczynski w ramach
przeprosin otrzymał prawa autorskie do komiksu ”Dream Police”, a także do nazwy i logo imprintu Joe’s Comics.
Wcześniej wszystko to było własnością studia Top Cow. Oczywiście prace nad
ekranizacją ”Rising Stars” przerwano
i sprawa nie ruszyła do dziś. Straczynski zaś napisał scenariusze do numerów
#22-24, które wieńczyły całą opowieść, a także zezwolił na wydanie trzech
spin-offów, których autorką była Fiona Avery. Wraz z wydaniem ostatniego z
nich, a więc w 2006 roku, twórca zawiesił funkcjonowanie Joe’s Comics, by z
mocno średnim skutkiem wskrzesić projekt ten już sześć lat później.
W 2015 roku ukazało się kompendium zbierające absolutnie wszystkie komiksy wydane pod szyldem ”Rising Stars”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz