wtorek, 10 lipca 2018

Paper Girls #4 (Brian K. Vaughan/Cliff Chiang/Matt Wilson)

Brian K. Vaughan specjalizuje się w pisaniu komiksowych telenowel. Nie inaczej można myśleć o ”Paper Girls”, na łamach którego odpowiedzi na najważniejsze pytania pojawiają się bardzo, ale to bardzo niespiesznie. Sięgając po czwartą odsłonę tej serii, na tyle okładki można zauważyć zapowiedź, iż wreszcie otrzymamy konkretne wyjaśnienia dotyczące zawiłości fabuły i Vaughan z tego zadania się wywiązuje. Oczywiście, w mocno charakterystycznym dla siebie stylu, co dla części czytelników może stać się wyraźnym sygnałem, by z dalszym śledzeniem przygód dziewcząt dać sobie jednak na wstrzymanie.

Tym razem główne bohaterki trafiają do roku 2000. lecz ten wygląda zupełnie inaczej, niż wszyscy pamiętamy. Milenijna pluskwa okazała się nie być tutaj jedynie pustą groźbą i wraz z nadejściem nowego milenium świat pogrążył się w chaosie. To jednak w żaden sposób nie tłumaczy, dlaczego Tiffany jako jedyna widzi wszędzie gigantyczne roboty, które okładają się po metalowych pyskach. Sprawa nie staje się łatwiejsza, gdy dziewczyna spotyka starszą wersję siebie i wyraźnie jest samą sobą zawiedziona. Do tego dziewczyny spotkają starszą kobietę, która wyraźnie dużo wie o tym, co w zasadzie się z nimi dzieje.

Zeszyty #16-20, które składają się na zawartość czwartego tomu zbiorczego serii ”Paper Girls”, były ostatnimi jej odsłonami, jakie kupowałem jeszcze w oryginale. Doskonale do dziś pamiętam, jak nie pierwszy raz zresztą dałem się złapać Vaughanowi na rzucony przez niego haczyk i autentycznie uwierzyłem, iż wraz z przygodami głównych bohaterek w roku dwutysięcznym poznamy przy okazji poznamy odpowiedzi na najbardziej palące pytania. Scenarzysta faktycznie udziela nam ich trochę i rzuca to zupełnie nowe światło na losy gazeciarek, ale jeśli sądzicie, że po przeczytaniu komiksu będziecie znacznie mądrzejsi, to się zawiedziecie. Niczym w fabule serialu zaplanowanego na kilka sezonów, tak i tutaj każda odpowiedź generuje przynajmniej jedno kolejne pytanie i chociaż po zakończeniu lektury wiemy nieco więcej, to jednak ilość znaków zapytania wciąż pozostaje niezmienna. I chociaż jest masa czytelników, którym takie prowadzenie opowieści jak najbardziej pasuje, to jednak można spokojnie założyć, że podobna ilość może się już zwyczajnie zmęczyć tym, iż nadal nie do końca w zasadzie wie o czym czyta. Dla mnie osobiście te trzecie-czwarte tomy komiksów Vaughana to moment, w którym pojawiają się wątpliwości co do tego, czy aby na pewno tak to wszystko powinno wyglądać? Przy czwartym tomie ”Sagi” zastanawiałem się nad tym, jaki w zasadzie jest cel takiego rozwleczenia tej serii, podobnie było przy ”Y: Ostatni z Mężczyzn”, a i nawet przy uwielbianej przeze mnie ”Ex Machinie”. Teraz podobnie jest przy ”Paper Girls”, chociaż zarazem Vaughan konsekwentnie robi to wszystko, co sprawia iż trudno jakoś tak od ręki podjąć decyzję o porzuceniu lektury.

Główne bohaterki. Te cztery dwunastolatki, które Vaughan uczynił najważniejszymi postaciami w serii ”Paper Girls” to prawdziwe gwiazdy estrady. Niezależnie od tego, na której z nich scenarzysta skupia się w danym story-arcu, możemy być pewni otrzymania prawdziwej bomby emocjonalnej, która najmocniej uderza w momentach prawdziwie niepozornych. Moment w którym jedna z dziewcząt udowadnia Mac iż jest prawdziwa potrafi mocno złapać za serce, a takich fragmentów jest tutaj kilka i każdy z nich scenarzysta rozpisał tak samo dobrze. Vaughan podejmuje tu wiele pozornie zwyczajnych problemów, takich jak dojrzewanie, spojrzenie na siebie z dystansu (tutaj oczywiście w mocno nietypowym wydaniu) i związanych z tym rozczarowań. Dzięki temu Tiffany, Mac, KJ i Erin stają się w naszych oczach niebywale prawdziwe i chcemy wiedzieć jak dalej potoczą się ich losy. Seria ”Paper Girls” niespodziewanie stała się dla mnie tytułem, którego wątki z drugiego planu cieszą bardziej i zdecydowanie mocniej przytrzymują przy lekturze.

Oczywiście nie sposób pominąć zasług Cliffa Chianga oraz Matta Wilsona, którzy kolejny raz zapracowali na każdego dolara, jakiego zarabiają przy tworzeniu tej serii. Warstwa graficzna na łamach ”Paper Girls” to jak dla mnie absolutna czołówka tego, co może nam zaoferować komiksowy rynek amerykański i totalnie nie rozumiem, jak obu tych artystów można było pominąć przy nominacjach do tegorocznych nagród Eisnera. Praktycznie każda strona to miód na moje oczy i to zarówno jeśli chodzi o dokładną i zadbaną kreskę Chianga jak i przemyślane oraz świetnie dopasowane kolory Wilsona. Oby panowie prędko nie spuścili z tonu, bo obecnie są dla mnie mistrzami w swoim fachu.

A i Non Stop Comics jak zwykle nie zawiodło, przygotowując komiks na naprawdę wysokim poziomie, jeśli chodzi o kwestie edytorskie.

Jeśli więc pokochaliście gazeciarki już wcześniej, dodatkowo zachęcać Was do sięgnięcia nie trzeba. Jestem jednak ciekaw, czy tylko ja widzę już bardzo wyraźnie w tym tomie to, co można spokojnie nazwać ”syndromem Vaughana”?
                      
---------------------------------------------------------------------------
                
"Paper Girls #4" do kupienia w sklepie Non Stop Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz