niedziela, 12 maja 2019

Copperhead vol. 4 (Jay Faerber/Drew Moss/Ron Riley)

Zasiadając do tego tekstu zastanawiałem się mocno nad tym, czy w ogóle jest sens go zaczynać. ”Copperhead” to seria w chwili obecnej (05.2019) zawieszona i chociaż Jay Faerber oraz Scott Godlewski (oryginalny rysownik, który miał wrócić na finał) zapewniają, że uda się wydać finałowe trzy zeszyty, to jednak kolejne miesiące mijają, a tych jak nie było w zapowiedziach, tak dalej nie ma. Co zatem mnie przekonało? Ano to, że niedawno zaliczyłem ponowne przeczytanie dotychczas wydanych tomów, które przypomniało mi tylko, jak mocno liczę na to, że wspomniana dwójka ze swoich obietnic się wywiąże. ”Copperhead” to bowiem jeden z tych tytułów, co do których nastawiałem się bardzo sceptycznie, a tymczasem okazało się, że ukochałem go sobie w sposób ponadprzeciętny. I podobnie jest z tomem czwartym, wydanym już nieco ponad rok temu.

Szeryf Clara Bronson znajduje się w bardzo nieciekawej pozycji – w Copperhead pojawił się szalony ojciec Zekego i jego równie nienormalna partnerka, na jaw wychodzą dawno skrywane sekrety, a dawni przyjaciele nie chcą pomóc, albo też mogą pojawić się na miejscu zbyt późno. Boo, który nadal pełni funkcję burmistrza miasteczka, musi w końcu zadecydować po czyjej stoi stronie – Clary czy manipulującego wszystkimi Hickory’ego. Zanim jednak do tego dojdzie, wiele żyć zawiśnie na włosku. Android Ishmael może okazać się nadzieją na to, by konflikt w mieście nie pochłonął kolejnych ofiar. Lecz za jaką cenę?

Tym z Was, którym nie świta tytuł ”Copperhead” wcale, pozwolę sobie napisać iż jest to zaskakująco sprawnie napisana mieszanina komiksu science-fiction z westernem. Zwłaszcza ten drugi gatunek był dla mnie swego czasu mocno problematyczny, ponieważ nie ukrywam, że z komiksowych opowieści spod znaku dzikiego zachodu lubiłem jeszcze do niedawna w zasadzie tylko ”Lucky Luke’a”, a i tu nie o wszystkich tomach mogę tak powiedzieć. Faerber z Godlewskim pokazali mi jako jedni z pierwszych, że w dupie byłem i mało co widziałem, a moja niekonieczna pozytywna o tym gatunku jest słaba. I uczynili to tak naprawdę tworząc komiks, który z takim prawdziwym westernem mimo wszystko wspólnego ma stosunkowo niewiele. ”Copperhead” przekonało mnie przede wszystkim sprawnie prowadzoną fabułą, ciekawymi i nietuzinkowymi postaciami oraz wysokim poziomem warstwy graficznej, co na szczęście nie zmieniło się w momencie, gdy Godlewski opuścił tytuł i pognał do DC Comics. Czwarty tom, podobnie jak ten, który oceniałem blisko półtora roku temu, cały czas trzyma satysfakcjonujący poziom.
Niestety zarazem seria w wydaniach zbiorczych nadal stara się wydusić z nas więcej pieniędzy niż powinna. Tom czwarty, podobnie jak poprzedni, liczy sobie raptem nieco ponad sto stron i mimo to cena okładkowa wynosi niemal 17 dolarów.

Omawiany właśnie tom ponownie pozytywnie zaskakuje. Zapowiadane sekrety z przeszłości szeryf Clary Bronson okazały się być nad wyraz ciekawe i zaskakujące, a nie ukrywam – sądziłem iż twórcy tego cyklu wystrzelali się już z możliwości jakiegoś mocniejszego zaskoczenia mnie. I co dla mnie najważniejsze, dobry poziom prezentowanej historii jest stały. To nie jest jeden z tych komiksów, w którym fajne są tylko wybrane momenty, a resztę należy przekartkować i w sumie zapomnieć. Tutaj od początku do końca jesteśmy rzucani na głęboką wodę, lecz jej nurt, chociaż wartki, nie sprawia iż momentalnie topimy się i idziemy na dno. Dzieje się dużo, dzieje się intensywnie, ale przede wszystkim, wszystko jest spójne, logiczne, postacie nie wychodzą nagle ze swoich dotychczasowych roli i nawet jeśli dowiadujemy się o nich czegoś zaskakującego, to jednak po chwili namysłu okazuje się, że w sumie ma to sens. Pod tym względem seria pisana przez Jay’a Faerbera jest niesamowicie konsekwentna i ujmująca.

Podobnie jak poprzednim razem, także i teraz za rysunki odpowiadają Drew Moss (szkic) oraz Ron Riley (kolory). Duiet ten nie zszedł poniżej znanego mi już wcześniej poziomu, co cieszy, ponieważ dzięki temu ”Copperhead” wygląda więcej niż przyzwoicie. Okładki do poszczególnych rozdziałów to z kolei robota Scotta Godlewskiego, który parę w łapie ma i z chęcią ponownie zobaczyłbym go przy jakimś projekcie na pełen etat. Na razie, niestety jego konto na Twisterze sugeruje, że poszukuje on płatnego zajęcia, a nie nim się para.

Tom zawiera garść graficznych dodatków które cieszą oczy, lecz niestety nadal nie stanowią usprawiedliwienia dla ceny okładkowej zbioru.

Ten jednak stoi, podobnie jak reszta serii, na znakomitym poziomie, oczywiście w kategorii komiksów nastawionych przede wszystkim na rozrywkę. I jeśli nie boicie się tego, że ciąg dalszy mimo wszystko może nie nastąpić (oby tak nie było), to warto zainteresować się tą właśnie pozycją.
    
--------------------------------------------------------------
     
"Copperhead vol. 4" do kupienia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz