Wszystko zaczęło się od TM- Semic. Serio,
uwielbiam zaczynać teksty od tego zdania, a właśnie mam ku temu kolejną okazję.
Pięćdziesiąta, jubileuszowa odsłona ”Z archiwum Image” mogła dotyczyć tylko
jednego komiksu i jest nim absolutnie pierwsza rzecz z Image Comics, która
ukazała się w Polsce. Miało to miejsce na początku 1997 roku, chociaż historia
publikacji ”Spawna” rozpoczęła się
już znacznie wcześniej. O tym, a także i o samym zeszycie, napisałem co nieco w
dalszej części posta.
Jako ciekawostkę należy dodać, że początkowo włodarze TM-Semica planowali publikację ”Spawna” pod postacią jednego z ”Wydań Specjalnych”. Co prawda sam nie posiadam w swoich zbiorach potwierdzenia, ale z pomocą przybył Sławomir Gierko, któremu za powyższe zdjęcie serdecznie dziękuję. Plany były okazałe: 100 stron (zatem cztery pierwsze numery cyklu), grzbiecik, lepszy papier i nawet plakat. Ale nic z tego! Z rozmaitych powodów plany wydawnicze zmieniono chybcikiem. Komiks ten ostatecznie ukazał się w formie zeszytowej, zaś WS 02/96 ”zapełniono” drugim starciem Batmana i Predatora. Pierwszy numer serii ”Spawn” ukazał się na początku 1997. Niestety, tutaj zasłonię się niepamięcią i nie dodam dokładnie, czy był to styczeń czy też luty. Niemniej możemy śmiało powiedzieć, że pierwszy komiks z Image po polsku ukazał się niemal dokładnie 21 lat temu.
Gdy w 1992 roku Image Comics ruszyło z kopyta, w
naszym kraju TM-Semic powoli, lecz konsekwentnie rozwijał skrzydła. Chociaż na
naszym rynku publikowano wówczas tylko i wyłącznie tytuły z Marvela i DC,
włodarze wydawnictwa rozglądali się także za możliwością ściągnięcia do Polski
także pozycji z innych firm. Szlaki przecierało Dark Horse tytułami z udziałem
Predatorów ścierających się z Batmanem czy Obcymi. Ale ogromny sukces Image nie
został niezauważony. Na początku funkcjonowania tegoż bloga, miałem okazję
przeprowadzić mailowy wywiad z Marcinem Rusteckim, który rzucił nieco światła
na początki ”Spawna” w naszym kraju.
”Interesowaliśmy się wszystkimi publikacjami, ale zanim
istniała możliwość wykupienia licencji musiało trochę czasu minąć. Pomijając
samo formowanie się Image - praktycznie na naszych oczach, po głośnym odejściu
grupy zbuntowanych, pozostały jeszcze kwestie naszych możliwości technicznych,
np. druk na wypełnianym papierze, który odda zastosowaną po raz pierwszy
kolorystykę generowaną w photoshopie.
(…)
Nie można było nie dać szansy komiksowi, który bił rekordy
sprzedaży na wielu rynkach, ale przecież i u nas McFarlane zdobył serca fanów
po jego sukcesie w ”Spider-Manie”. Skoro szansa się nadarzyła trzeba było po
nią sięgnąć.”
O tym, jak wyglądały negocjacje w sprawie
publikacji serii, pan Rustecki opowiada:
”Wydanie ”Spawna”
nie było wcale takie łatwe. Todd McFarlane czuł się megagwiazdą i obwarował
licencję warunkami np. dobrej jakości papier. Polska była jedynym krajem gdzie
trochę poluzował, ale na to złożyło się parę spraw. W naszej sprawie negocjował
z nim główny manager Semic International. Potem ja sam spotkałem się z Toddem i
Wandą – jego małżonką – w San Diego. Z nią załatwiałem potem praktycznie
wszystkie sprawy, zależało im na promocji postaci w każdej formie, wchodził na
ekrany film, dostaliśmy mnóstwo materiałów reklamowych. Ogólnie współpracę
wspominam bardzo miło.”
Jako ciekawostkę należy dodać, że początkowo włodarze TM-Semica planowali publikację ”Spawna” pod postacią jednego z ”Wydań Specjalnych”. Co prawda sam nie posiadam w swoich zbiorach potwierdzenia, ale z pomocą przybył Sławomir Gierko, któremu za powyższe zdjęcie serdecznie dziękuję. Plany były okazałe: 100 stron (zatem cztery pierwsze numery cyklu), grzbiecik, lepszy papier i nawet plakat. Ale nic z tego! Z rozmaitych powodów plany wydawnicze zmieniono chybcikiem. Komiks ten ostatecznie ukazał się w formie zeszytowej, zaś WS 02/96 ”zapełniono” drugim starciem Batmana i Predatora. Pierwszy numer serii ”Spawn” ukazał się na początku 1997. Niestety, tutaj zasłonię się niepamięcią i nie dodam dokładnie, czy był to styczeń czy też luty. Niemniej możemy śmiało powiedzieć, że pierwszy komiks z Image po polsku ukazał się niemal dokładnie 21 lat temu.
W czasach, gdy czytelnicy przyzwyczajeni byli do
specyficznej ”jakości” edytorskiej TM-Semica, a więc regularnego cięcia
zeszytów, ręcznego liternictwa i związanych z tym licznych błędów, a przede
wszystkim paskudnego papieru na którym drukowano komiksy, ”Spawn” wywołał poruszenie. Wspomniane wcześniej przez pana
Rusteckiego obostrzenia dotyczące publikacji oznaczały, że ten komiks zyskał
usztywnioną okładkę, wyraźnie lepszy papier (nie był gładki, ale nie
przypominał też zadrukowanego papieru toaletowego) i cenę, która wówczas
wydawała się naprawdę wysoka. Kwota w wysokości 4,95zł robiła wrażenie –
większość komiksów od wydawnictwa TM-Semic kosztowała wtedy około 4,00zł, za
premierowego ”Giganta” (250 stron) trzeba było zapłacić 5,90zł, zaś strasznie
popularny wówczas ”Kaczor Donald” był wydatkiem rzędu 2,70zł. Mimo wszystko ”Spawn” przyjął się bardzo dobrze,
szybko stając się jednym z popularniejszych komiksów wydawnictwa, które wówczas
było już kolosem na glinianych nogach. Al Simmons jako jeden z nielicznych
przetrwał pogrom z końcówki roku 1998, gdy TM-Semic zamknął masę swoich serii,
okrajając ofertę do czterech pozycji: ”Top Komiks” (z czasem kompletnie
przejęte przez Lobo), ”Mega Komiks” (głównie Alieny, Predatory i parę komiksów
Marvela), ”Top Manga” (które przez moment… nie publikowało mang w sensie
stricte) oraz właśnie ”Spawn”. No
ale dobrze, cena ceną, zajrzyjmy jednak do środka zeszytu.
W pierwszym numerze możemy znaleźć wstęp autorstwa Todda McFarlane.
Umieszczono go, a jakże, w samym środku zeszytu :)
Składający się z dwóch pierwszych odsłon
oryginalnej serii zeszyt przedstawia nam Spawna – demoniczną postać, która
skrywa się w niegościnnych zaułkach Nowego Jorku. Osobnik ten ma przebłyski
swojego poprzedniego życia. Dowiadujemy się z nich, że nazywa się on Al Simmons
i… zginął. To jednak nie koniec niespodzianek. Z czasem odkrywamy kolejne
meandry przeszłości tegoż jegomościa, a także fakt, że powrócił na Ziemię jako
obdarzony mocami wysłannik Piekła. Simmons nie ma zamiaru jednak poddać się
zadaniu, jakie przed nim stoi i zamierza odzyskać swoje dawne życie. Ale czy
jest to w ogóle możliwe? Zwłaszcza w momencie, gdy za jego plecami czai się
pewien Clown, który zmienia się w przerażającą bestię.
Można pomyśleć, że ”Spawn” odniósł sukces w Polsce, ponieważ był nie tylko czymś
zupełnie nowym na naszym rynku, ale także stał za nim bardzo uznany twórca. Tutaj zgodzę się
tylko częściowo, ponieważ nie uważam, by przygody Ala Simmonsa stanowiły jakieś
kompletne novum. TM-Semic wcześniej wydał kilka komiksów z udziałem Ghost
Ridera, które klimatycznie stały niewiele obok tego, co zaserwował w swoim
dziele Todd McFarlane. Osobiście uważam, że wyniki sprzedaży były odpowiednio
wysokie dzięki temu, że czytelnicy pierwszy raz od samego początku istnienia
wydawnictwa TM-Semic dostali od samego początku coś, co nie było uwiązane w
liczące kilka dekad uniwersum. Coś, czego meandrów i smaczków nie trzeba było
wyjaśniać na legendarnych stronach klubowych. Rysunki Todda McFarlane’a
oczywiście cały czas robiły ogromne wrażenie, lecz ”Spawn” okazał się także zwyczajnie bardzo ciekawie rozpoczętym,
komiksowym horrorem z elementami opowieści superbohaterskich. Bardziej odważnym
i mniej zachowawczym niż typowi, ”grzeczni” chłopcy z Marvela. Z fajnie
rozbudowanym światem, którego najważniejsze elementy zostały wyłożone już na
samym początku, a także intrygującymi postaciami, którym czytelnik od początku
mógł kibicować. Terry i Wanda, Sam i Twitch, Malebolgia i Violator – każdy z
tych duetów już od początku został całkiem nieźle rozpisany.
Chociaż już wówczas pojawiały się
momenty…dziwne. Pamiętam, że już wówczas śmieszyła mnie scena transformacji
Simmonsa w białoskórego, blond chłopaczka, a konkretniej jego reakcja na jej
efekty. Odświeżając sobie komiks ten na potrzeby niniejszego tekstu nadal
oceniam fragment ten jako niezamierzenie zabawny – Al wydaje się bardziej być
załamany faktem bycia białym, niż tym, że nie odzyskał swojej własnej twarzy.
Ogólnie w pierwszym numerze ”Spawna”
nie ma za dużo smęcenia Simmonsa i jego nieustannego użalania się nad sobą,
które było powodem mojego rozejścia się z tym tytułem po raptem paru numerach.
No i oczywiście rewelacyjne rysunki. Przyznam się
Wam szczerze, że trochę nie rozumiałem zachwytów nad pracami Todda McFarlane’a
w ”Spider-Manie”. Były to czasy, gdy znacznie bardziej ceniłem sobie Jima Lee
(no oczywiście), Norma Breyfogle’a czy Dana Jurgena. Rysunki Todda wydawały mi
się zbyt… powykręcane, odrealnione. Swoje zdanie całkowicie zmieniłem właśnie
pod wpływem ”Spawna”. Niesamowicie szczegółowe,
w pełni dopracowane pod każdym względem rysunki robią do dziś niesamowite
wrażenie. Nawet, jeśli wydrukowano je na ”niegodnym” papierze ;) 21 lat temu,
pierwsze komputerowe efekty zadziwiały nawet nieco bardziej i pamiętam, że
zarówno początkowy jak i kolejne zeszyty tej serii potrafiły utkwić mi w
pamięci bardziej dzięki rysunkom, niż scenariuszom. Te zacząłem doceniać
dopiero znacznie później – zeszyt poświęcony Billy’emu Kincaidowi był naprawdę
mocną rzeczą.
”Spawn”
od wydawnictwa TM-Semic doczekał się dwudziestu czterech numerów, z których
ostatni ukazał się w 2001 roku, jeszcze przed zmianą nazwy umierającego wydawnictwa
na Fun Media. Już dwa lata później serię przejęła Mandragora, która postawiła
na pojedyncze zeszyty i zdołała opublikować takowych dziewiętnaście. Od 2006
roku trwa posucha, lecz sentyment w wielu czytelnikach jest bardzo mocny. Co moment
można zauważyć prośby o podjęcie się publikacji dalszych numerów, skierowane do
Non Stop Comics. Osobiście… nie jestem zwolennikiem spełnienia tych próśb – bezpośrednia
kontynuacja w formie zeszytowej czy pod postacią wydań zbiorczych sensu wielkiego nie
ma, start od początku tym bardziej, zaś ewentualne skupienie się na obecnych
przygodach Ala Simmonsa też jest ryzykowne. Komiks od numeru 250 miota się i całkiem
niezłe zeszyty przeplata wręcz idiotycznymi. Sentyment ma to do siebie, że
jechać na nim bez końca się nie da, a obecny ”Spawn” szczególnie dobrym komiksem zwyczajnie nie jest.
"Polska była jedynym krajem gdzie trochę poluzował" - jakość papieru w edycji włoskiej jest bardzo podobna. Okładka jest nieco grubsza i "polakierowana". Szycie też oceniam lepiej. Ale papier podobny. Najlepsza edytorska europejska edycja z "Spawna" z 90sów to moim zdaniem hiszpańska.
OdpowiedzUsuńDzisiaj raczej ciężko przez to przebrnąć, ale sentyment pozostał, no i wiadomo, warto chociażby dla rysunków Todda.
OdpowiedzUsuń