niedziela, 4 lutego 2018

Z archiwum Image #50 - Tryptyk Spawna 3/3

Wszystko zaczęło się od TM- Semic. Serio, uwielbiam zaczynać teksty od tego zdania, a właśnie mam ku temu kolejną okazję. Pięćdziesiąta, jubileuszowa odsłona ”Z archiwum Image” mogła dotyczyć tylko jednego komiksu i jest nim absolutnie pierwsza rzecz z Image Comics, która ukazała się w Polsce. Miało to miejsce na początku 1997 roku, chociaż historia publikacji ”Spawna” rozpoczęła się już znacznie wcześniej. O tym, a także i o samym zeszycie, napisałem co nieco w dalszej części posta.

Gdy w 1992 roku Image Comics ruszyło z kopyta, w naszym kraju TM-Semic powoli, lecz konsekwentnie rozwijał skrzydła. Chociaż na naszym rynku publikowano wówczas tylko i wyłącznie tytuły z Marvela i DC, włodarze wydawnictwa rozglądali się także za możliwością ściągnięcia do Polski także pozycji z innych firm. Szlaki przecierało Dark Horse tytułami z udziałem Predatorów ścierających się z Batmanem czy Obcymi. Ale ogromny sukces Image nie został niezauważony. Na początku funkcjonowania tegoż bloga, miałem okazję przeprowadzić mailowy wywiad z Marcinem Rusteckim, który rzucił nieco światła na początki ”Spawna” w naszym kraju.

Interesowaliśmy się wszystkimi publikacjami, ale zanim istniała możliwość wykupienia licencji musiało trochę czasu minąć. Pomijając samo formowanie się Image - praktycznie na naszych oczach, po głośnym odejściu grupy zbuntowanych, pozostały jeszcze kwestie naszych możliwości technicznych, np. druk na wypełnianym papierze, który odda zastosowaną po raz pierwszy kolorystykę generowaną w photoshopie.
(…)
Nie można było nie dać szansy komiksowi, który bił rekordy sprzedaży na wielu rynkach, ale przecież i u nas McFarlane zdobył serca fanów po jego sukcesie w ”Spider-Manie”. Skoro szansa się nadarzyła trzeba było po nią sięgnąć.

O tym, jak wyglądały negocjacje w sprawie publikacji serii, pan Rustecki opowiada:

Wydanie ”Spawna” nie było wcale takie łatwe. Todd McFarlane czuł się megagwiazdą i obwarował licencję warunkami np. dobrej jakości papier. Polska była jedynym krajem gdzie trochę poluzował, ale na to złożyło się parę spraw. W naszej sprawie negocjował z nim główny manager Semic International. Potem ja sam spotkałem się z Toddem i Wandą – jego małżonką – w San Diego. Z nią załatwiałem potem praktycznie wszystkie sprawy, zależało im na promocji postaci w każdej formie, wchodził na ekrany film, dostaliśmy mnóstwo materiałów reklamowych. Ogólnie współpracę wspominam bardzo miło.


Jako ciekawostkę należy dodać, że początkowo włodarze TM-Semica planowali publikację ”Spawna” pod postacią jednego z ”Wydań Specjalnych”. Co prawda sam nie posiadam w swoich zbiorach potwierdzenia, ale z pomocą przybył Sławomir Gierko, któremu za powyższe zdjęcie serdecznie dziękuję. Plany były okazałe: 100 stron (zatem cztery pierwsze numery cyklu), grzbiecik, lepszy papier i nawet plakat. Ale nic z tego! Z rozmaitych powodów plany wydawnicze zmieniono chybcikiem. Komiks ten ostatecznie ukazał się w formie zeszytowej, zaś WS 02/96 ”zapełniono” drugim starciem Batmana i Predatora. Pierwszy numer serii ”Spawn” ukazał się na początku 1997. Niestety, tutaj zasłonię się niepamięcią i nie dodam dokładnie, czy był to styczeń czy też luty. Niemniej możemy śmiało powiedzieć, że pierwszy komiks z Image po polsku ukazał się niemal dokładnie 21 lat temu.

W czasach, gdy czytelnicy przyzwyczajeni byli do specyficznej ”jakości” edytorskiej TM-Semica, a więc regularnego cięcia zeszytów, ręcznego liternictwa i związanych z tym licznych błędów, a przede wszystkim paskudnego papieru na którym drukowano komiksy, ”Spawn” wywołał poruszenie. Wspomniane wcześniej przez pana Rusteckiego obostrzenia dotyczące publikacji oznaczały, że ten komiks zyskał usztywnioną okładkę, wyraźnie lepszy papier (nie był gładki, ale nie przypominał też zadrukowanego papieru toaletowego) i cenę, która wówczas wydawała się naprawdę wysoka. Kwota w wysokości 4,95zł robiła wrażenie – większość komiksów od wydawnictwa TM-Semic kosztowała wtedy około 4,00zł, za premierowego ”Giganta” (250 stron) trzeba było zapłacić 5,90zł, zaś strasznie popularny wówczas ”Kaczor Donald” był wydatkiem rzędu 2,70zł. Mimo wszystko ”Spawn” przyjął się bardzo dobrze, szybko stając się jednym z popularniejszych komiksów wydawnictwa, które wówczas było już kolosem na glinianych nogach. Al Simmons jako jeden z nielicznych przetrwał pogrom z końcówki roku 1998, gdy TM-Semic zamknął masę swoich serii, okrajając ofertę do czterech pozycji: ”Top Komiks” (z czasem kompletnie przejęte przez Lobo), ”Mega Komiks” (głównie Alieny, Predatory i parę komiksów Marvela), ”Top Manga” (które przez moment… nie publikowało mang w sensie stricte) oraz właśnie ”Spawn”. No ale dobrze, cena ceną, zajrzyjmy jednak do środka zeszytu.
   
W pierwszym numerze możemy znaleźć wstęp autorstwa Todda McFarlane. 
Umieszczono go, a jakże, w samym środku zeszytu :)
    
Składający się z dwóch pierwszych odsłon oryginalnej serii zeszyt przedstawia nam Spawna – demoniczną postać, która skrywa się w niegościnnych zaułkach Nowego Jorku. Osobnik ten ma przebłyski swojego poprzedniego życia. Dowiadujemy się z nich, że nazywa się on Al Simmons i… zginął. To jednak nie koniec niespodzianek. Z czasem odkrywamy kolejne meandry przeszłości tegoż jegomościa, a także fakt, że powrócił na Ziemię jako obdarzony mocami wysłannik Piekła. Simmons nie ma zamiaru jednak poddać się zadaniu, jakie przed nim stoi i zamierza odzyskać swoje dawne życie. Ale czy jest to w ogóle możliwe? Zwłaszcza w momencie, gdy za jego plecami czai się pewien Clown, który zmienia się w przerażającą bestię.

Można pomyśleć, że ”Spawn” odniósł sukces w Polsce, ponieważ był nie tylko czymś zupełnie nowym na naszym rynku, ale także stał za  nim bardzo uznany twórca. Tutaj zgodzę się tylko częściowo, ponieważ nie uważam, by przygody Ala Simmonsa stanowiły jakieś kompletne novum. TM-Semic wcześniej wydał kilka komiksów z udziałem Ghost Ridera, które klimatycznie stały niewiele obok tego, co zaserwował w swoim dziele Todd McFarlane. Osobiście uważam, że wyniki sprzedaży były odpowiednio wysokie dzięki temu, że czytelnicy pierwszy raz od samego początku istnienia wydawnictwa TM-Semic dostali od samego początku coś, co nie było uwiązane w liczące kilka dekad uniwersum. Coś, czego meandrów i smaczków nie trzeba było wyjaśniać na legendarnych stronach klubowych. Rysunki Todda McFarlane’a oczywiście cały czas robiły ogromne wrażenie, lecz ”Spawn” okazał się także zwyczajnie bardzo ciekawie rozpoczętym, komiksowym horrorem z elementami opowieści superbohaterskich. Bardziej odważnym i mniej zachowawczym niż typowi, ”grzeczni” chłopcy z Marvela. Z fajnie rozbudowanym światem, którego najważniejsze elementy zostały wyłożone już na samym początku, a także intrygującymi postaciami, którym czytelnik od początku mógł kibicować. Terry i Wanda, Sam i Twitch, Malebolgia i Violator – każdy z tych duetów już od początku został całkiem nieźle rozpisany.
    

Chociaż już wówczas pojawiały się momenty…dziwne. Pamiętam, że już wówczas śmieszyła mnie scena transformacji Simmonsa w białoskórego, blond chłopaczka, a konkretniej jego reakcja na jej efekty. Odświeżając sobie komiks ten na potrzeby niniejszego tekstu nadal oceniam fragment ten jako niezamierzenie zabawny – Al wydaje się bardziej być załamany faktem bycia białym, niż tym, że nie odzyskał swojej własnej twarzy. Ogólnie w pierwszym numerze ”Spawna” nie ma za dużo smęcenia Simmonsa i jego nieustannego użalania się nad sobą, które było powodem mojego rozejścia się z tym tytułem po raptem paru numerach.

No i oczywiście rewelacyjne rysunki. Przyznam się Wam szczerze, że trochę nie rozumiałem zachwytów nad pracami Todda McFarlane’a w ”Spider-Manie”. Były to czasy, gdy znacznie bardziej ceniłem sobie Jima Lee (no oczywiście), Norma Breyfogle’a czy Dana Jurgena. Rysunki Todda wydawały mi się zbyt… powykręcane, odrealnione. Swoje zdanie całkowicie zmieniłem właśnie pod wpływem ”Spawna”. Niesamowicie szczegółowe, w pełni dopracowane pod każdym względem rysunki robią do dziś niesamowite wrażenie. Nawet, jeśli wydrukowano je na ”niegodnym” papierze ;) 21 lat temu, pierwsze komputerowe efekty zadziwiały nawet nieco bardziej i pamiętam, że zarówno początkowy jak i kolejne zeszyty tej serii potrafiły utkwić mi w pamięci bardziej dzięki rysunkom, niż scenariuszom. Te zacząłem doceniać dopiero znacznie później – zeszyt poświęcony Billy’emu Kincaidowi był naprawdę mocną rzeczą.

Spawn” od wydawnictwa TM-Semic doczekał się dwudziestu czterech numerów, z których ostatni ukazał się w 2001 roku, jeszcze przed zmianą nazwy umierającego wydawnictwa na Fun Media. Już dwa lata później serię przejęła Mandragora, która postawiła na pojedyncze zeszyty i zdołała opublikować takowych dziewiętnaście. Od 2006 roku trwa posucha, lecz sentyment w wielu czytelnikach jest bardzo mocny. Co moment można zauważyć prośby o podjęcie się publikacji dalszych numerów, skierowane do Non Stop Comics. Osobiście… nie jestem zwolennikiem spełnienia tych próśb – bezpośrednia kontynuacja w formie zeszytowej czy pod postacią wydań zbiorczych sensu wielkiego nie ma, start od początku tym bardziej, zaś ewentualne skupienie się na obecnych przygodach Ala Simmonsa też jest ryzykowne. Komiks od numeru 250 miota się i całkiem niezłe zeszyty przeplata wręcz idiotycznymi. Sentyment ma to do siebie, że jechać na nim bez końca się nie da, a obecny ”Spawn” szczególnie dobrym komiksem zwyczajnie nie jest.

2 komentarze:

  1. "Polska była jedynym krajem gdzie trochę poluzował" - jakość papieru w edycji włoskiej jest bardzo podobna. Okładka jest nieco grubsza i "polakierowana". Szycie też oceniam lepiej. Ale papier podobny. Najlepsza edytorska europejska edycja z "Spawna" z 90sów to moim zdaniem hiszpańska.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj raczej ciężko przez to przebrnąć, ale sentyment pozostał, no i wiadomo, warto chociażby dla rysunków Todda.

    OdpowiedzUsuń