Być może jest to nieco zbyt daleko idące słowo,
ale wśród czytelników komiksów Brian K. Vaughan i jego twórczość są obiektami
sporu. Jedni uważają, że autor ”Sagi”,
”Y: Ostatni z mężczyzn” czy ”Ex Machiny” rewelacyjnie rozpoczyna pisane przez
siebie komiksy, by potem marnować ich potencjał w koncertowy sposób. Inni zaś,
w tym i ja, sądzą iż nawet jeśli Vaughan faktycznie zaoferuje czytelnikom nieco
słabszy jak na niego komiks, to i tak swoim poziomem zjada on 90% tego, co
oferują inne, amerykańskie tytuły. W swojej niedawnej recenzji siódmego już
tomu ”Sagi” pisałem o tym, że widzę
doskonale pewną powtarzalność w scenariuszach Vaughana, przez co trudno jest mu
zdziwić mnie tak mocno, jak jeszcze parę lat temu. I podobnie jest w przypadku
drugiej odsłony ”Paper Girls”, które
intryguje, wciąga, trzyma w pełnym skupieniu i bije na głowę całą masę innych
komiksów. Jedynym minusem jest to, że Vaughan jest tu po prostu sobą i osobie
zaznajomionej dobrze z jego dorobkiem trudno jest znaleźć tutaj coś, czego
dotąd w wykonaniu tego twórcy nie widział.
Zanim jednak przejdę już do konkretów związanych z bohaterem dzisiejszej recenzji, dopiszę tylko, iż jestem jedną z tych ostatnich kilkunastu osób na Ziemi, które tytuł ”Stranger Things” kojarzy w zasadzie tylko ze słyszenia. Wiele osób porównuje dzieło Vaughana i Chianga do tegoż właśnie serialu, ja nie mam żadnego potwierdzenia dla tych słów, dlatego też tutaj takich porównań nie znajdziecie.
Zanim jednak przejdę już do konkretów związanych z bohaterem dzisiejszej recenzji, dopiszę tylko, iż jestem jedną z tych ostatnich kilkunastu osób na Ziemi, które tytuł ”Stranger Things” kojarzy w zasadzie tylko ze słyszenia. Wiele osób porównuje dzieło Vaughana i Chianga do tegoż właśnie serialu, ja nie mam żadnego potwierdzenia dla tych słów, dlatego też tutaj takich porównań nie znajdziecie.
Po wydarzeniach z pierwszego tomu nasze
bohaterki, co prawda nie w komplecie, ale jednak trafiają do roku 2016. Tu oczywiście
ich problemy tylko narastają, nie tylko z powodu podróży w czasie, ścigających
je osobników czy gigantycznych niesporczaków walczących ze sobą na ulicach
miasta. Dziewczyny także poznają pewne szczegóły ze swojego przyszłego życia. I
tak oto Erin spotyka czterdziestoletnią wersję samej siebie – kobietę, której
życiowe ścieżki nie ułożyły się do końca tak, jak mogłaby sobie tego życzyć,
zaś Mac przekonuje się, że w 2016 roku nie ma jej w Cleveland i powód tego
okaże się bardzo szokujący.
Druga odsłona ”Paper Girls” robi
zdecydowany krok naprzód w stosunku do już bardzo udanego tomu pierwszego. Tam
Brian K. Vaughan przede wszystkim zarysowywał przedstawioną intrygę, co rusz
rzucając zapadające w pamięci sceny i snując wielką intrygę, jak zwykle
naznaczoną wieloma znakami zapytania. W omawianym właśnie komiksie tych
pytajników wcale nie ubywa. Co więcej, dochodzi masa nowych, co sprawia iż już
skomplikowany wątek główny gmatwa się jeszcze mocniej. ”Paper Girls” jest zatem kolejnym tytułem tegoż autora, który
nastawia się powolny rozwój akcji i chociaż każdy tom zdaje się być historią
osadzoną w jednym, konkretnym przedziale czasowym, całość owiana jest wyraźną
nutą znacznie większej tajemnicy. Tym samym, wypisz-wymaluj, dostajemy kolejną
komiksową telenowelę sygnowaną nazwiskiem Vaughana. Już w tym momencie mogę
śmiało napisać, że jeżeli dotąd twórczość tegoż scenarzysty Cię nie przekonała,
to odpuść sobie lekturę ”Paper Girls”.
Nie znajdziesz tu nic nowego.
Koniec recenzji? Nic z tego! Gdybym zostawił Was
w taką konkluzją, byłoby to totalnie krzywdzące tak dobrego dla komiksu, jakim jest
”Paper Girls”. Ok, jasne, Vaughan
jest tu w stu procentach Vaughanem i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Ale
zastanówmy się czy to na pewno coś złego? Tak jak napisałem wcześniej, nawet
jeśli ten komiks nie wybija się szczególnie swoim poziomem ponad to, co
dotychczas serwował nam ten twórca, to i tak jest to pułap, do którego
większość scenarzystów nie jest w stanie doskoczyć przez cała karierę. Drugi tom
”Paper Girls” to nie tylko zręcznie
napisana opowieść, której charakterystyczny klimat potrafi ująć i mocno
zainteresować już od pierwszych stron poprzedniego tomu. Tym razem dostajemy
także znacznie więcej. Twórca znacznie mocniej skupia się też na pisanych przez
siebie postaciach. Dziewczyny, które wcześniej miały w zasadzie tylko nieźle,
ale dość ogólnie nakreślony charakter, tutaj zostają mocno pogłębione. Vaughan
bardzo fajnie prowadzi swoje bohaterki, nadaje im wyrazistości, a także
przedstawia wydarzenia z punktu osób nieco dojrzanych emocjonalnie od swoich męskich
rówieśników. Są tu momenty bardzo dynamiczne, ale równoważone są tymi, gdzie
jest nieco spokojnie. Znajdziecie tu zarówno momenty, w których można się uśmiechnąć,
jak i takie, które wywołują zdziwienie czy smutek. Wszystko to raptem na
przestrzeni pięciu kolejnych zeszytów, spośród których ani jeden nie wydaje się
być niepotrzebny. Bardzo często zdarza się tak, że środkowe części poszczególnych
story-arców służą głownie zapychaniu miejsca, ale nie w ”Paper Girls” – tutaj każda strona jest istotna.
Cliff Chiang i Matt Wilson drugi raz z rzędu
odwalają kawał doskonałej roboty. Wyjątkowo chciałbym mocniej pochwalić
kolorystę, który kolejny raz udowodnił, że spokojnie można stawiać go na równi
z bardziej utytułowanymi koleżankami po fachu – Jordie Bellaire czy Elizabeth Breitweiser.
Dobierane przez niego kolory, niekiedy wydające się na pierwszy rzut oka jako kompletnie
losowe i nieprzemyślane, w żadnym momencie nie są dziełem przypadku. ”Paper Girls” zachwyca barwami i
przypuszczam, że to właśnie dzięki temu tak często jest kojarzone w przywołanym
nieco wcześniej ”Stranger Things”, bo jak tak rzuciłem okiem, to tematycznie są
to jednak dość różne produkcje. Ale ja tam się nie znam (i dlatego się
wypowiadam). Cliff Chiang oczywiście również mocno dorzucił do pieca. Jego charakterystyczna
kreska idealnie wpasowuje się w mój gust i cieszę się, że praktycznie na każdej
stronie komiksu widać doskonale, że bardzo dobrze dogaduje się on z Wilsonem. Nie
dziwię się, że w 2016 roku otrzymał on Eisnera za swoją pracę.
Do jakości wydania od Non Stop Comics nie można
mieć żadnych zastrzeżeń. Tłumaczenie jest naprawdę dobre, tomik nie zajmuje
dużo miejsca na półce i kosztuje okładkowo raptem 42zł. Podobnie jak wcześniejsze
publikacje, tak i ten tom jest zgodny z amerykańskim oryginałem, zatem nie
otrzymujemy na końcu żadnych bonusów, tylko krótkie notki biograficzne autorów,
opatrzone intrygującymi zdjęciami.
Drugi tom ”Paper
Girls” jest w mojej ocenie lekturą lepszą od ”jedynki”, chociaż zarazem
utwierdza czytelnika w przekonaniu, że oto wchodzimy w kolejną już komiksową
telenowelę sygnowaną nazwiskiem Vaughana. Ja z tym nie mam absolutnie żadnych
problemów i już się cieszę na myśl, że Non Stop Comics już wkrótce opublikuje
kolejną odsłonę. Jeśli jednak ”Saga”
czy ”Y: Ostatni z mężczyzn” Was zawiódł, prawdopodobnie tak samo będzie i w tym
przypadku.
-------------------------------------------------------------------
Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
"Paper Girls #2" do kupienia w sklepie Non Stop Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz