To się ładnie porobiło. Netflix czuje się już tak pewnie na rynku mediów, że wykupuje za grube pieniądze wydawnictwo Millarworld i dumnie ogłasza to światu, nie zwracając wielkiej uwagi na to, że nie ma czegoś takiego, jak wydawnictwo Millarworld ;) Tak, ten post piszę z pewnym przymrużeniem oka.
Informacja o wykupieniu Millarworldu z pewnością jest ważna. Oznacza to między innymi, że w perspektywie kilkunastu miesięcy możemy spodziewać się ekranizacji autorskich projektów Marka Millara, chociaż jak donosi CBR, 85% z nich ktoś już ma zamiar przenosić na duży ekran. Informacja prasowa na ten temat jest jednak jednym z najbardziej nieprzemyślanych newsów, jakie ostatnio czytałem.
Po pierwsze, już sam fakt nazywania Millarworldu mianem "wydawnictwa" to błąd. Jest to autorskie studio komiksowe, które zajmuje się całym procesem powstawania historii obrazkowych, lecz ich nie wydaje. Tym zajmują się póki co Image Comics oraz Marvel. Co to zatem za "wydawnictwo", które nic nie wydaje?
Skoro już o komiksach mowa. Jak się okazuje, przyszłe projekty Millara publikowane będą już pod szyldem Netflixa. No fajnie, ale gdzie? Wierzyć mi się nie chce, że medialny gigant założy własne wydawnictwo tylko po to, by móc publikować dwa komiksy rocznie i to pod warunkiem, że ktoś nie zawali terminów, jak chociażby Frank Quitely ma to w zwyczaju.
Porównanie wykupienia Millarworldu przez Netlixa do transakcji Marvel/Disney czy DC/Warner to już kpina, na którą warto jedynie spuścić zasłonę milczenia.
Cudowny news - niby coś tam z niego wiemy, ale zarazem nic nie wiemy. Pozostaje nam tylko czekać na dalszy rozwój wypadków.
Źródło: CBR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz