Pisałem już o tym niejednokrotnie, lecz powtórzę się znowu. Specyficzne zasady wydawnictwa Image Comics to dla twórców świetne pole do popisów, niestety zarówno tych pozytywnych, ale również i negatywnych. Trudno bowiem zliczyć ile dobrze zapowiadających się tytułów zostało zawieszonych lub nigdy niedokończonych. Dziś właśnie o kolejnym takim przypadku. W 2014 roku pojawiła się zapowiedź serii ”Bitch Planet” od scenarzystki Kelly Sue DeConnick i rysownika Valentine De Landro, opowiadającej o alternatywnej przyszłości, w której patriarchat stał się tak bardzo dominujący, iż kobiety uznawane za najbardziej ”nieposłuszne” trafiają do więzienia znajdującego się na innej planecie. Pierwszy story-arc liczył pięć numerów i ukazywał się w miarę regularnie, tylko ostatni zeszyt zaliczył poślizg wynoszący trzy miesiące. Przy drugim było już sporo zabawy, ponieważ kolejnych pięć numerów wydawano przez piętnaście miesięcy, na przełomie 2016 i 2017 roku. Od tego czasu seria wpadła w limbo i chociaż DeConnick co jakiś czas zapewnia, że w końcu wróci, to jednak trudno mi w to jakoś uwierzyć. Po drodze zapowiedziano oraz, chyba ku zdziwieniu absolutnie wszystkich, bez opóźnień wydano także miniserio-antologię ”Bitch Planet: Triple Feature vol. 1”, o której dziś w kilku słowach napiszę.
Projekt pod powyższym tytułem zapowiedziano jako antologię w formie miniserii, która rozszerza świat przedstawiony na łamach głównego cyklu. Ale przede wszystkim, podobnie jak chociażby takie ”Lazarus: X+66”, tytuł ten miał stanowić swoiste wynagrodzenie dla fanów cyklu za cierpliwość oraz osłodzić oczekiwanie na trzeci story-arc, którego po dziś dzień nie ma. Każdy z pięciu wydanych zeszytów zawiera, jak nazwa wskazuje, po trzy pojedyncze i niezależne od siebie historie, zaś zaprezentowany zestaw twórców okazał się naprawdę interesujący – co prawda znalazło się tu miejsce dla naprawdę dużych nazwisk (Matt Fraction, Vanessa Del Rey), to jednak na łamach ”Bitch Planet: Triple Feature” zdecydowanie dominują twórcy raczej nie będący szerzej kojarzeni albo wręcz zaliczający tu swój komiksowy debiut. I jak to zwykle z antologiami bywa, tak i ta ma swoje wyraźne wady jak i zalety.
Już pierwsza historia niniejszej antologii jest mocno nietypowa pod kątem graficznym. Odpowiada za nią Szwedka Maria Frohlich, której większość swojego dorobku artystycznego stanowią komiksy opublikowane właśnie w tym kraju. I to wyraźnie czuć już od pierwszych kadrów – kreska artystki tej jest bardzo ”nieamerykańska”, co oczywiście w żaden sposób nie uważam za wadę, lecz wskazuje to problem, który jest charakterystyczny dla większości antologii tego typu. Mam na myśli oczywiście ogromny rozstrzał zarówno graficzny, jak i scenariuszowy. Na łamach ”Bitch Planet: Triple Feature vol. 1” znajdziemy obok siebie rysunki mocno realistyczne, jak i takie, które można spokojnie nazwać ”kreskówkowymi”. Z kolei jedni scenarzyści postawili na dialogi i budowanie klimatu, inni zaś na szybką oraz wartką akcję. Dlaczego jest to kłopot? Bo o ile dla jednego odbiorcy jest to fajna szansa na inne spojrzenie na dany świat, tak dla drugiego będzie to wybijające oraz niepotrzebne. Chociaż sam zaliczam się do fanów wszelakich antologii, to jednak rozumiem zarzuty ich przeciwników i w pewnym zakresie potrafię się z nimi zgodzić. Dla mnie i innych fanów tego rodzaju komiksów ogromnym plusem będzie ta jedna czy dwie konkretne historie, które zdecydowanie wybijają się ponad przeciętność, zaś inni zauważać będą przede wszystkim to, iż pozostałe nie prezentują się jakoś nazbyt okazale. Nie ma tutaj co pudrować rzeczywistości i pisać, że ”Bitch Planet: Triple Feature vol. 1” jest jakąś innego rodzaju antologią. Nie, to tytuł charakteryzujący się wszelkimi prawidłościami dla tego rodzaju publikacji.
Sam nie ukrywam, że mimo ogólnie dobrej oceny całości ”Bitch Planet: Triple Feature vol. 1”, największe zainteresowanie wzbudziło we mnie… czytanie krótkich biogramów poszczególnych autorów i autorek – tu naprawdę trzeba przyznać, że DeConnick do niniejszej antologii wybrała bardzo szeroki przekrój wszelakich twórców.
Image Comics opublikowało komiks ten w standardowej cenie niecałych siedemnastu dolców. Oprócz wspomnianych już biogramów autorów, znajdziecie tu także garść innych dodatków, wśród których są szkice czy bardzo przyjemne zdjęcia cosplayerek w strojach postaci z regularnej serii.
”Bitch Planet: Triple Feature vol. 1” to pozycja skierowana do fanów formatu antologii, ale czy warto ją nabyć? Dziś, tu i teraz, gdy nadal nie wiadomo co z kontynuacją głównej serii, może raczej niekoniecznie. Aczkolwiek z drugiej strony, jej znajomość nie jest tutaj jakoś absolutnie niezbędna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz