niedziela, 14 czerwca 2020

Odrodzenie tom 8: Zostań jeszcze przez chwilę (Tim Seeley/Mike Norton/Mark Englert)

Odrodzenie” to jedna z tych serii, które w ofercie wydawnictwa Non Stop Comics są od samego jej początku. To, co jednak odróżniało ją wówczas od ”Paper Girls”, ”Monstressy” czy ”Head Loppera” to fakt, że przynajmniej wiedzieliśmy, na ile tomów trzeba się nastawiać. Seria Tima Seeleya i Mike’a Nortona pojawiła się na sklepowych półkach w Polsce w październiku 2017 roku i po niespełna trzech latach doczekaliśmy się jej finału. Osiem tomów w trzydzieści jeden miesięcy, teoretycznie niemal idealnie co cztery miesiące. A i tak znajdowały się marudy, które narzekały, że za wolno. Ech, ale się niektórzy rozbestwili w obecnych czasach. Niemniej stało się i finał cyklu ”Odrodzenie” – jak dotąd najdłuższej serii w ofercie Non Stop Comics – trafił w nasze łapska. Czy zakończenie przygód mieszkańców Wausau jest satysfakcjonujące.

Już od jakiegoś czasu wiadome było, że to będąca w ciąży Em jest kluczowa dla rozwiązania tajemniczej sprawy powrotu Odrodzonych. Najpierw trzeba jednak ostatecznie dowiedzieć się, kto w zasadzie ją zabił. Jej siostra Dana, chyba wpadła już na właściwy trop, lecz sprawę ujawnienia sprawcy i pociągnięcia go do odpowiedzialności ciężko będzie doprowadzić do należytego finału. Niewielkie miasteczko Wausau stało się bowiem regularnym polem bitwy pomiędzy wieloma frakcjami, kule tłumnie latają w powietrzu i niestety wszystko wskazuje na to, że kolejny raz nie obędzie się bez licznych ofiar.

Nie będę tu owijać w bawełnę – finał serii ”Odrodzenie” nie rzucił mnie na kolana ani w czasach, gdy czytałem cykl w oryginale i w zeszytach, jak i teraz, gdy w formie wydań zbiorczych ukazał się po polsku. Ale żeby nie było, że krytykuję, bo nie mam zamiaru. Uważam, że Tim Seeley z paroma aspektami niezdrowo przedobrzył (na przykład wprowadzona poprzednim razem mormonka-ninja od samego początku trochę mi tu pasowała jak pięść do nosa, a jednak mimo wszystko odegrała kluczową rolę w finale), nie ukrywam, że seria się trochę w mojej ocenie przeciągnęła, ale jednak jest tu wiele dobroci. Przede wszystkim chciałbym pochwalić scenarzystę za to, że po lekturze finału, na usta nie cisnęło mi się klasyczne ”Serio? I to ma być całe wyjaśnienie?”, a wydaje mi się, iż wszyscy znamy jakieś tytuły, których zakończenia były… no, powiedzmy, że mało satysfakcjonujące (tak, tak, o Tobie mówię, panie ”Lost. Zagubieni”). Tutaj tak nie było, ponieważ uważam, iż każde z występujących w ”Odrodzeniu” bohaterów dostał należny mu finał. Czasem bardziej, czasem mniej sprawiedliwy, lecz Seeley zgrabnie pozamykał wszystkie wprowadzone przez siebie wątki. Przyznam, że gdy pierwszy raz wchodziłem w tę serię, to niejednokrotnie ciężko mi było uwierzyć w to, że mnożący tropy na potęgę scenarzysta udźwignie to, co tak długo ważył. Cieszę się niesamowicie, że ostatecznie się pomyliłem i teraz jestem w swoistym rozkroku. Z jednej strony, chciałbym jeszcze kiedyś przenieść się do Wausau i zobaczyć, co tam u poszczególnych postaci, lecz z drugiej – wymagałoby to wznowienia serii pod jakimś powodem, a ósmy tom serii ”Odrodzenie” nie daje powodu żadnemu, by mógł zaistnieć.
Rysunkowo jest dokładnie tak, jak zwykle. Mike Norton to dla mnie ciekawy przypadek takiego artysty, którego rysunki niemal bez wyjątku bardzo mi się podobają, ponieważ są wyraziste, szczegółowe oraz dość mocno charakterystyczne i w zasadzie trudno jest mi przyczepić się do jakiegokolwiek ich aspektu, a jednocześnie totalnie nie umiem pojąć tego, jak ten facet to robił, że podczas całości prac nad cyklem – przypomnę, że nie tylko szkicował, ale i sam nakładał tusz – ani razu nie zawalił terminu. Nie ukrywam, że jego prace w ”Odrodzeniu” sprawiły, że gdy tylko pojawiła się zapowiedź nowej odsłony ”Battlepug”, to nie wahałem się ani przez chwilę i po tytuł ten sięgnąłem. Przy niniejszym komiksie, jak i przy całym cyklu, za kolory odpowiedzialny był Mark Englert. Jego praca jest porządna – zarazem niewyróżniająca się na tle rysownika (a to bardzo dobrze, zapewniam), jak i wykonana w należyty sposób.

Podobnie jak miało to miejsce w przypadku tomów szóstego oraz siódmego, tak i finałowa odsłona serii ”Odrodzenie” kosztuje okładkowo 44 złote. Komiks wydano oczywiście w miękkiej oprawie i przykryto znienawidzoną przeze mnie folią matową, zaś jeśli chodzi o materiały dodatkowe, to tym razem dostaliśmy ich całe cztery strony. Jest to pożegnalne posłowie autorstwa Tima Seeleya, dwie strony szkiców, a także prezentacja lalki wystylizowanej na Em, autorstwa jednej z czytelniczek serii z USA. Niewiele, ale jednak miło jest poczytać pożegnanie twórcy tej serii z czytelnikami, po trwającej niemal nieprzerwanie pięć lat pracy.

W przypadku serii ”Odrodzenie” jakoś trudno mi nie uciec od pewnych porównań z cyklem ”Palcojad” od Egmontu. Tu i tu mamy małe miasteczko, skrywające ogromną i trudną do rozwiązania tajemnicę. Tyle tylko, że Tim Seeley w 47 zeszytach zamknął snutą przez siebie opowieść w sposób, który trudno jakoś mocniej skrytykować, zwłaszcza mając na uwadze to, jaką padaczką zakończył swoje dzieło Joshua Williamson. ”Odrodzenie” nie jest komiksem idealnym, ma swoje liczne przestoje, a i można zdecydowanie powiedzieć, że nic wielkiego by się nie stało, gdyby cykl nieco skrócono. Ale jednocześnie daje nam satysfakcjonujące i, nazwijmy to umownie, logiczne wyjaśnienie głównej zagadki, a to chwalić się powinno. I to też mam zamiar zrobić, jeśli ktoś kiedyś zapyta mnie, czy warto sięgać po ”Odrodzenie”.
    
"Odrodzenie tom 8: Zostań jeszcze przez chwilę" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz