Było to dawno, dawno temu, za
siedmioma górami, za siedmioma lasami i jednym oceanem. Rick Remender przyznał
się w wywiadzie do tego, że początkowo planował ”Deadly Class” na coś około dwadzieścia numerów, ale podobnie jak w
przypadku ”Black Science”, wpadł po
drodze jeszcze na kilka nowych pomysłów. I tak oto przygody uczniów szkoły
zabójców trwają sobie w najlepsze do dziś (czterdzieści cztery zeszyty już
wydano, dziewiąty tom zbiorczy lada chwila w USA), zaś wydawnictwo Non Stop
Comics, dotarło z wydawaną przez siebie, rodzimą wersją dokładnie do miejsca,
które początkowo miało służyć właśnie za wspomniany finał. Sprawdźmy zatem, jak
wypadła czwarta odsłona przygód Marcusa i jego najbliższych.
I tak oto dochodzimy do momentu, w
którym pierwszoroczniaki muszą wykazać się najbardziej – do egzaminów
końcowych. Tyle tylko, że w tak nietypowej szkole, nie mogą one wyglądać
normalnie. Uprzywilejowanym uczniom bowiem każe się chwycić za pistolety,
karabiny, noże, tasaki i wszystko, czym można komuś zrobić krzywdę i
zaszlachtować kogo tylko się da spośród uczniów, których popularnie nazywa się
”szczurami”. Ci, którym uda się przeżyć najbliższych kilkadziesiąt godzin,
otrzyma promocję do kolejnej klasy. Dla Marcusa – jednego ze szczurów – jest to
oczywiście ogromny problem, ponieważ skłócony z Mayą, Williem i Billym ma
niewielu sojuszników, a tym, by pozbawić go życia szczególnie zainteresowany
jest sam Viktor. Czy jednak w tak trudnych chwilach dawne przyjaźnie wrócą do
łask, czy też nasi bohaterowie zaczną jeszcze bardziej knuć przeciwko sobie? No
i najważniejsze: kto w ogóle przeżyje egzaminy końcowe?
Jeśli śledzicie regularnie tego
bloga, to zapewne zauważyliście już dawno temu, że mam swoistą słabość do
komiksów autorskich w wykonaniu Ricka Remendera. Lubiłem zarówno ”Tokyo Ghost” jak i ”Black Science”, z niecierpliwością
wypatruję finału ”Głębi”, a i
opublikowane przez Image wznowienia ”Fear
Agent” cieszą się w moich oczach dobrą opinią. Jednakże gdybym miał wskazać
ten jeden ulubiony tytuł, bez wahania wskazałbym właśnie na ”Deadly Class”. I to z paru powodów. Po
pierwsze, strasznie pasuje mi nie tylko sama tematyka komiksu, którą to można
spokojnie teen dramą w bardzo nietypowych okolicznościach, ale nie byłbym aż
tak pozytywnie nastawiony do tej serii, gdyby scenarzysta nie nadał jej bardzo
charakterystycznego i trudnego do podrobienia sznytu. Osadzenie w bardzo konkretnym
przedziale czasowym oraz dorzucenie mnóstwa przemyśleń na temat ówczesnej
muzyki (nie ukrywam, że totalnie za każdym razem cieszę się niesamowicie, gdy
uda mi się wyłapać i w pełni zrozumieć dane nawiązanie), stanowi tutaj ogromną
wartość dodaną i gołym okiem widać, iż twórca ten nie tylko odpowiednio orientuje
się w danym temacie, ale wręcz jest nim mocno podjarany.
Kolejną zaletą ”Deadly Class” jest dla mnie to, jak Remender prowadzi tu
poszczególne postacie i jak często potrafi mimo wszystko zaskoczyć czytelnika
konkretnymi rozwiązaniami. Nie jest żadnym wielkim spoilerem to, że w tomie tym
trup ściele się gęsto. Lecz za to, jak w prezentowanych wydarzeniach
scenarzysta osadził nie tylko Marcusa, Willy’ego czy Mayę, ale nawet postacie z
drugiego planu (w niniejszym tomie mocno wysunięto na przód między innymi Siobhana)
i ile razy udało mu się mnie zaskoczyć, należą się mocne gratulacje. Gwarantuję
(tak na 95% znaczy się), że ostatni rozdział tego tomu pozostawi Was co
najmniej mocno wstrząśniętych, a niewykluczone, że także i zmieszanych.
Za rysunki w czwartym tomie serii
odpowiada niezmiennie Wes Craig i podobnie jak przy wcześniejszych odsłonach,
tak i tutaj wzbija się on na wyżyny swoich umiejętności. ”Deadly Class” to jeden z tych komiksów, co do których jestem
praktycznie bezkrytyczny, ponieważ totalnie każdy członek zespołu twórców
wykonuje swoją pracę tak, że nie mam się do czego przyczepić. Craig idealnie
rozrysowuje poszczególne sekwencje, świetnie potrafi zaprezentować dynamikę, a
także bardzo podoba mi się to, jak przedstawia on mimikę twarzy poszczególnych
bohaterów. Ponadto okładka niniejszego tomu, za którą również odpowiada Craig,
jest wyśmienita i moim zdaniem najlepsza spośród dotychczasowych.
Warto podkreślić, że od tego tomu
serii ”Deadly Class”, za kolory
odpowiedzialny nie jest już Lee Loughridge i zastąpił go Jordan Boyd. Na
szczęście dla czytelników, zmiana ta jest w zasadzie niezauważalna, dzięki
czemu nadal otrzymujemy graficzny festiwal zajebistości zarówno ze strony
rysownika, jak i osoby odpowiedzialnej za kolory. To cieszy i przy okazji
sprawia, że z chęcią zainteresuję się innymi pracami pana Boyda – chociażby
najbliższa możliwość będzie przy okazji premiery pierwszego tomu serii ”Niewidzialna Republika” od wydawnictwa
Amber, która to nastąpi za kilka dni.
Jak to zwykle w przypadku
wydawnictwa Non Stop Comics bywa, nie mam za bardzo do czego się przyczepić,
jeśli chodzi o jakość wydania. ”Deadly
Class” jak zwykle obite jest tą nieznośną folią matową, ale z tym to już
chyba nic nie zrobimy. Tłumaczenie Pawła Bulskiego daje radę, zaś sam komiks
wydano oczywiście w miękkiej oprawie. Na końcu tomu znajduje się bonusowa
galeria okładek wariantowych oraz krótkie biografie twórców. Za całość wydawca
życzy sobie 44 złote ceny okładkowej, co przy obecnych rabatach (w chwili gdy
piszę te słowa, promocja -45% dotyczy tylko tytułów z europy) wciąż daje nam
bardzo atrakcyjną ofertę. To kolejny powód, by chcieć sięgnąć po kolejną
odsłonę ”Deadly Class”.
”Deadly Class”, ”Descender”
oraz ”Head Lopper” (oraz w pewnym
sensie “Saga”) to obecnie moje
ulubione tytuły od wydawnictwa Image, jakie ukazują się w naszym, niestety
coraz mniej zabawnym kraju. Już nie mogę się doczekać premiery kolejnej
odsłony, ale wydaje mi się, że to chyba nikogo z Was szczególnie nie dziwi.
"Deadly Class tom 4: Umrzyj za mnie" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz