środa, 3 czerwca 2020

Kick-Ass: Nowa (Mark Millar/John Romita Jr./Peter Steigerwald)

Z moim ”ulubionym” twórcą, jakim bez wątpienia jest Mark Millar, jest obecnie tak, że wydawnictwo Mucha Comics publikuje jego komiksu z dość wysoką częstotliwością. Raptem miesiąc, lub troszkę więcej, po publikacji ”The Magic Order: Bractwo Magów”, który to komiks uważam za, delikatnie rzecz ujmując, niemal stuprocentowo zły, pojawił się ”Kick-Ass: Nowa”. No i cholera, był problem. Bo po wcześniej wspomnianym komiksie, autentycznie chciałem się wyłamać od samemu sobie narzuconej reguły mówiącej, że zrecenzuję totalnie każdy komiks Image, jaki wyszedł w Polsce od momentu uruchomienia bloga. No ale nie wyszło i przygody nowej Kick-Ass jednak wpadły w moje łapy. I w sumie dobrze się stało, ponieważ… dziś będę pisać o komiksie Marka Millara stosunkowo pozytywnie. Aczkolwiek są drobne spoilery (zaznaczę w którym momencie) w dalszej części tekstu, więc od razu o tym uprzedzam.
   
Sierżant Patience Lee wraca w rodzinne okolice po tym, jak odbębniła swoje w Afganistanie. Myliła się jednak sądząc, że teraz wieść będzie spokojne, małomiasteczkowe życie. Szybko okazuje się bowiem, że jej mąż zostawił ją dla młodszej, a domowy budżet drży w posadach. Patience podejmuje pracę kelnerki, lecz również szybko wpada na nieco bardziej mroczny pomysł – a co gdyby ukradła pieniądze lokalnym gangsterom? Genialne, prawda? No właśnie nie, bo pomimo tego, że nasza bohaterka wskakuje w kostium Kick-Assa, to nad jej głową zaraz pojawiają się ciemne chmury oznaczające ogromne kłopoty.

Żeby nie było żadnych wątpliwości – bardzo lubię pierwszą historię z udziałem Dave’a Lizewskiego, który zadebiutował jako Kick-Ass lata temu, jeszcze pod szyldem Marvel Icon. Był to dla mnie ciekawy komiks, podszyty sporą ilością świeżości i taką swoistą oraz bardzo wyraźnie widoczną radością autorów, która jednak zaowocowała niezłym komiksem. Kolejne odsłony tego cyklu może tak nie porwały, ale oryginalny ”Kick-Ass” w mojej ocenie rozpoczął się dobrze i skończył tak, jak należało. Gdy więc zapowiedziano nową odsłonę serii z również nową postacią przewodnią, miałem wobec tego komiksu jakieś oczekiwania, a to nie zdarza mi się za często w stosunku do prac Millara. Dlatego też z pewnym rozczarowaniem przyjąłem to, jak seria się rozpoczyna. 

I tu są pewne spoilery. Bo widzicie, mam swoistą skłonność do tak zwanych ”legacy characters”, czyli wszelkiej maści drugich i trzecich Flashów, kolejnych Zielonych Latarni z Ziemi czy Robinów. I w związku z tym bardzo lubię, gdy to swoiste ”przekazanie trykotu” odbywa się w sposób naturalny oraz interesujący. I to właśnie nie zagryzło w ”Kick-Ass: Nowa”, ponieważ nie spotkamy na łamach tego komisu Dave’a, zaś Patience zostaje nowym Kick-Assem tylko dlatego, bo akurat taki strój kupiła w sklepie/ukradła ze sklepu. Koniec spoilerów. Innymi słowy, gdyby Millar się uparł, mógłby dać głównej bohaterce dowolny, inny kostium i nadać dowolny pseudonim, nic w zasadzie w komiksie by się nie zmieniło. Brakuje mi także tego klimatu, jaki miał poprzedni cykl i charakteryzował się tym, że trudno było przygody Lizewskiego traktować tak do końca poważnie. Tu zaś, za jednym wyjątkiem, jest z kolei skrajnie poważnie, co sprawia iż nowa Kick-Ass pod niemal każdym względem ma się do starego tak, jak pięść do nosa. Czyli w tym przypadku tak średnio, bym powiedział. To nie jest ten poziom przejścia jaki był chociażby pomiędzy starą i nową Ms. Marvel, które to też niewiele miały ze sobą wspólnego, ale świetny pomysł stojący za Kamalą Khan znakomicie się obronił. Patience Lee to po prostu kolejny, żeński terminator z nienajlepszymi pomysłami na początek kariery. No i obowiązkowo Millar musiał dorzucić swój nudny standard, a więc superkozaka w roli pomocnika głównego złego. Tym razem był to niejaki ”Byk” Torres, który jest takim twardzielem, że lubił sobie od czasu do czasu pójść do więzienia. Równie tradycyjnie, koniec końców okazuje się on być niezbyt dużym zagrożeniem.

Ale jednak, gdy te dwie kwestie przełknie się niczym bardzo niesmaczną tabletkę, ”Kick-Ass: Nowa” wcale nie okazuje się być jakimś szczególnie złym komiksem. W kategorii ”przyjemnego popcorniaka”, czyli komiksu, który dobrze się czyta, ale kolejnego dnia już mało co zostaje z niego w głowie, tytuł ten sprawdza się bardzo dobrze. Millerowi nigdy nie zarzuciłem tego, że nie potrafi utrzymać satysfakcjonującego tempa i tym razem również dostajemy dynamiczną, a przy tym (wreszcie) wolną od naprawdę skrajnych dziur fabularnych historię. No i właśnie przedwczoraj, gdy w deszczowy wieczór czytałem sobie tę pozycję, można powiedzieć że ”weszła” dobrze i mogłem na luzie przejść do jeszcze lepszych rzeczy, jak chociażby czwarty tom ”Deadly Class”.

No cóż, jeśli chodzi o rysunki, to bardzo proszę co niektórych o nie gryzienie w komentarzach, lecz wielkim fanem Johna Romity Juniora to ja nigdy za specjalnie byłem. Lubię jego prace z poprzednich odsłon ”Kick-Ass”, dobrze oglądało mi się jego rysunki w ”The Amazing Spider-Manie” z okresu runu J. Michaela Straczynskiego i w zasadzie to by było na tyle. Jego rysunki w tym komiksie również ani szczególnie mi nie przypadły do gustu, ale też nie mam zamiaru odsądzać go od czci i wiary. Zdecydowanie jednak panu Romicie przydałby się tutaj lepszy kolorysta. Peter Steigerwald, o którym swoją drogą pierwszy raz usłyszałem, jakoś mnie nie rzucił na kolana swoją pracą.

Warto podkreślić, że chociaż mamy tu do czynienia z serią, która nawiązuje do przygód Dave’a Lizewskiego w stopniu znikomym, to jednak wydawnictwo Mucha Comics opublikowało niniejszą pozycję w formacie identycznym, co wcześniej wydane odsłony serii. Oprócz tego mamy tu do czynienia z Muszym standardem, a więc twardą oprawę w niezłej cenie. ”Kick-Ass: Nowa” kosztuje okładkowo równo 65 złotych, a z rabacikami wychodzi nieco ponad czterdzieści pe-el-enów. To czego nie wiadomo, to czy doczekamy się kontynuacji przygód Patience? Otóż komiks nie posiada numeru tomu nigdzie, nie kończy się napisem ”ciąg dalszy nastąpi”, zasadniczo wcale nie musi być kontynuowany, ponieważ zawarta w tomie historia jest w miarę zamknięta, no i przede wszystkim – kolejne odsłony tego cyklu nie pisał już Mark Millar. Podobnie zresztą jest z nową serią ”Hit-Girl” od Image Comics, gdzie Millar udzielał się tylko w pierwszym jej tomie.

Nie rozumiem tego Millara. Tak całkowicie. Mieliśmy już kilka dowodów na to, że gość napradę jak chce, to potrafi napisać stosunkowo niegłupi komiks, nawet jeśli wciąż wychodzi on z jego aplikacji do pisania niemal tych samych scenariuszy. ”Kick-Ass: Nowa”, pomimo dosłownie dwóch zgrzytów, czytało się całkiem nieźle i po kretyńskim ”The Magic Order: Bractwo Magów”, pozycja ta stanowiła całkiem przyjemną odtrutkę. Tylko tyle, ale i aż tyle.

"Kick-Ass: Nowa" do kupienia w sklepie Mucha Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz