Gdy seria ”Seven to Eternity” ruszała w USA i nikt nawet jeszcze nie myślał,
że w Polsce nagle masowo zaczną wychodzić komiksy od Image Comics, praktycznie
z miejsca została ona wpisana przeze mnie na listę zakupów i w 2017 roku nawet
zdarzyło mi się na blogu zrecenzować pierwszy tom, lecz kolejnych dwóch już nie
opisałem. I tak oto przenosimy się do roku 2020, gdy wydawnictwo Mucha Comics
opublikowało tytuł ten w naszym kraju. Tytuł lekko zmodyfikowano (wrócę do
tego), zaś ”Droga ku wieczności”
pojawiła się u nas dodatkowo w wersji dwóch tomów w jednym tomie. Oznacza to,
że moja wcześniejsza recka obejmowała raptem połowę tego, co ukazało się w
Polsce. Czas zatem na nowy tekst z niekoniecznie nowymi przemyśleniami ;)
Ale najpierw wspomnę jeszcze o
polskim tytule. I tu uwaga, mały spoilerem. Teoretycznie powinien on brzmieć
”Siedmioro ku wieczności”, ponieważ takie jest dosłowne tłumaczenie oryginału.
Sęk w tym, że jeszcze przed połową niniejszego tomu, ta tytułowa siódemka staje
się piątką, a jeszcze dalej nawet i czwórką. Praktycznie cały komiks zaś opiera
się na znanym i lubianym motywie drogi, co sprawia, że przynajmniej mi, rodzimy
przekład tytułu przypadł do gustu. Niemniej widziałem już w sieci, nieliczne co
prawda, pretensje na ten temat.
Głównym bohaterem komiksu ”Droga ku wieczności” jest Adam Osidis.
Jego życie niechybnie zmierza ku końcowi, toczone przez ciężką chorobę. Jego
rodzina zaś pokryta została przed laty hańbą i żyje w trudnych warunkach na
obrzeżach krainy Zhal. Rządzi nią tytułowy Bóg Szeptów, którego działania
polegające na podsycaniu i kontrolowaniu paranoi w końcu docierają także do
miejsca, w którym mieszkają Osidisowie. Adam może jednak odmienić swój los.
Wystarczy, że wysłucha oferty Boga. Gdy jednak na miejscu pojawia się grupa wojowników,
chcących uwolnić Zhal od terroru władcy, wszystko momentalnie się sypie i
niespodziewanie dla samego siebie, Adam znajduje się w samym środku rozgrywki,
która z całą pewnością zmieni świat na zawsze.
Czy wspominałem już, że jeśli chodzi
o ”autorskiego Remendera”, to jestem wobec niego niemal bezkrytyczny? Pewnie
tak. No to myślę, że możecie się już domyślać tego, co będę pisać na temat
warstwy scenariuszowej komiksu ”Droga ku
wieczności”. Przede wszystkim podoba mi się tutaj konstrukcja krainy Zhal,
a także dość nietypowe zarysowanie postaci Adama Osidisa. W tym pierwszym
przypadku ujęło mnie to, iż scenarzyście w bardzo szybki i sprawny sposób udało
się przedstawić wszystko to, co powinniśmy wiedzieć o świecie, w którym
osadzona jest fabuła. Jednocześnie Zhal nie jawi się nam jako coś nakreślonego
na kolanie i dla picu. Wręcz przeciwnie – Remender znakomicie nakreślił
wszechobecne tam poczucie paranoi i towarzyszącego jej chaosu oraz niepewności,
którą widać w oczach niemal każdego mieszkańca. W tym także Adama Osidisa,
któremu bardzo daleko do bycia typowym herosem. Wręcz przeciwnie, co rusz
bowiem na kartach ”Drogi ku wieczności”
zachowuje się on mocno nieprzewidywalnie, a już z całą pewnością nie zawsze
zbyt mądrze. To z jednej strony dodaje mu wiarygodności, z drugiej zaś sprawia,
że komiks ten potrafi zaskoczyć, pomimo zamknięcia w klamrach pewnych schematów
– wszak koniec końców jest to jednak, w takim dość ogólnym myśleniu, typowy
komiks drogi z drużyną, która musi wykonać pewną szaleńczą misję.
Ale nie tylko Adam jest tu
znakomicie nakreśloną postacią. O nie, jest ich znacznie więcej: a to córka
Osidisa, a to jego towarzysze, a to tytułowy Bóg Szeptów – każdy dostaje tutaj
swoje pięć minut (aczkolwiek, nie każdy od razu i trzeba na to nieco poczekać)
i uważam, że w żadnym przypadku nie jest to czas stracony.
Rysunkowo jest… różnie? Być może
gdzieś tu już kiedyś o tym pisałem, lecz nadmienię, iż Jerome Opena to
zdecydowanie jeden z moich najbardziej lubianych rysowników i gdy w 2016 roku
uwolnił się z sideł Marvela, by rysować niniejszą pozycję, nie mogłem
powstrzymać swojej radości. I efekt jest nietrudny do przewidzenia –
posiadający pełną swobodę artysta moim zdaniem totalnie pozamiatał na łamach ”Drogi ku wieczności”. Pełne detali,
przepiękne rysunki Openi to coś, co jeszcze mocniej podbija moją i tak już
wysoką ocenę całości, a to, że rysownik idealnie rozumie się z kolorystą Mattem
Hollingsworthem, to już totalna bajka. No, tyle tylko, że po drodze na moment
Openę zmienia James Harren, który artystą również jest zacnym, tylko… totalnie
innym. I generalnie zawsze kręcę nosem na sytuacje, w których zmiana rysownika
w trakcie prowadzenia historii aż daje po oczach, a tu niestety tak właśnie
jest. Przy czym podkreślam raz jeszcze – zarówno Opena jak i Harren to artyści
w swojej klasie ponadprzeciętni, tylko jednocześnie nieco z innych bajek i
moment, w którym jeden zmienia drugiego na pewno od razu rzuci Wam się w oczy.
Jak już wspomniałem nieco wcześniej,
”Droga ku wieczności” od Mucha
Comics to kolejna publikacja wydana w stylu ”2 w 1”. Oznacza to dokładnie, że tom
zawiera dość sporo rozdziałów, ponieważ zmieściło się tu ich dziewięć. Całość
zaś dopchana została nieco ponad trzydziestoma stronami materiałów dodatkowych,
na które składają się okładki wariantowe, szkice oraz krótkie biografie twórców.
Daje nam to w sumie 264 strony w nieco powiększonym formacie i oczywiście w
twardej oprawie. Cena okładkowa to 110 złotych, więc po rabacikach wychodzi na
to, iż komiks można złapać za mniej niż osiem dyszek. Czego chcieć więcej?
Pierwszy tom serii ”Droga ku wieczności” daje nam naprawdę
sporo dobra w konwencji futurystycznej magii i miecza. Podczas pierwszej
lektury nie mogłem się nadziwić temu, jak wiele fajnych pomysłów cały czas
siedzi w głowie Ricka Remendera, a także niemal nieustannie zachwycałem się
warstwą graficzną. Nie jest to co prawda moim zdaniem poziom ”Deadly Class” czy ”Tokyo Ghost”, lecz ”Droga ku
wieczności” wciąż pozostaje bardzo dobrym i godnym polecenia komiksem. Co
zresztą niniejszym czynię.
"Droga ku wieczności tom 1: Bóg szeptów" do kupienia w sklepach Mucha Comics oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz