"A gdyby ktoś, po kim najmniej
się tego spodziewasz, skrywał niezwykłą tajemnicę?" – takie pytanie możemy
wyczytać na tylnej stronie okładki komiksu ”Huck: Prawdziwy Amerykanin” Marka Millara i Rafaela Albuquerque.
Myślę, że znacznie lepszym tekstem do zachęcenia czytelnika byłoby ”A gdyby ktoś
znowu postanowił reinterpretować postać Supermana?”. I ok, przyznaję się tutaj
do pewnego skrótu myślowego, lecz podobieństwa pomiędzy głównym bohaterem tego
komiksu i Człowiekiem ze Stali są przez dłuższą część komiksu aż nadto
widoczne. Pytanie tylko, czy Millar zrobił z tego dobrą historię czy też
ponownie postanowił być Michaelem Bayem komiksów?
Tytułowy bohater to Huck – lekko
opóźniony w rozwoju pracownik stacji benzynowej, który lata temu został
podrzucony do sierocińca. Posiada nadludzkie zdolności i wykorzystuje je do
czynienia dobra. Nie są to jednak spektakularne akcje, a drobne rzeczy, które
ułatwiają życie mieszkańcom małego miasteczka, w którym Huck żyje. Ci w
podzięce utrzymują wieść o jego istnieniu w tajemnicy. Ale do czasu, nowa
mieszkanka okolic wyczuwa w tym szansę na swoje pięć minut i Huck błyskawicznie
staje się sensacją numer jeden w kraju. Doprowadza to do tego, że na jaw
zaczynają wychodzić tajemnice z przeszłości mężczyzny i sprowadzają na jego
głowę ogromne kłopoty.
Zanim w ogóle pojawił się temat
wydania komiksu ”Huck: Prawdziwy
Amerykanin” w Polsce, podpytałem jednego znajomego o ten komiks.
Odpowiedział, że to taki ”sympatyczny komiks o opóźnionym Supermanie” i nie
ukrywam, że słowa te utkwiły mi w głowie tak mocno, iż podczas lektury
sprawdzałem głównie to, ile w zasłyszanej opinii jest prawdy. I wiecie co?
Zgadzam się praktycznie w stu procentach.
”Huck: Prawdziwy Amerykanin” ma w sobie wiele rzeczy, za które ten
komiks trudno nie polubić. Przede wszystkim sam główny bohater jest szalenie
sympatycznym, chociaż w głębi duszy bardzo prostym mężczyzną. Czyni dobro na
poziomie lokalnym, nic nie chce za swoją pomoc i Millar na początku
konsekwentnie pisze go tak, by jego spojrzenie na świat sprawiało czytelnikowi
radość. Huck nie jest typowym ”wiejskim głupkiem” czy ”redneckiem”, ma w sobie
zaskakująco dużo mądrości, chociaż do samego końca komiksu jawi się nam jako
ogromnych rozmiarów dziecko. Tylko raczej jedno z tych grzecznych, a nie
drących japę w restauracjach bo dostało za mało frytek. Mnie jako czytelnikowi
było go momentami szkoda, czasem Millar sprawiał że cieszyłem się razem z
Huckiem i generalnie nie mogę narzekać na to, że scenarzysta ten kolejny raz stworzył
postać, która mi zwisa i powiewa.
No ale nie jest to komiks pozbawiony
wad dość typowych dla Millara. Po pierwsze: trudno nie mieć wrażenia, że w
Hucku mamy zbyt wiele rzeczy zaczerpniętych z Supermana (plus wygląd Kapitana
Ameryki). Tu coś dorysować, tam coś delikatnie pozmieniać i komiks ”Huck: Prawdziwy Amerykanin” spokojnie
mógłby funkcjonować w DC Comics jako jakiś elseworld. Po drugie: znowu nie
można powiedzieć, by scenarzysta stworzył coś lepszego niż punkt wyjściowy
komiksu. Podobnie jak w przypadku wielu poprzednio wydanych w naszym kraju
komiksów Millara, tak i ten zaczyna się obiecująco, a potem wskakuje na tory
prowadzące do najbardziej oczywistego finału, po drodze nie siląc się nawet
szczególnie na to, by czytelnika czymkolwiek zaskoczyć. Gdy jakakolwiek
oryginalność fabuły niknie, pojawia się sporych rozmiarów rozpierducha z
pustymi przeciwnikami. To właśnie sprawia, że wcześniej nazwałem scenarzystę
”Michaelem Bayem komiksu” – no niby ładne to, dzieje się sporo, wybuchy są, ale
w gruncie rzeczy za jakiś stosunkowo niedługi czas i tak wszyscy zapomnimy o co
tu w zasadzie chodziło.
Co jeszcze w ”Huck: Prawdziwy Amerykanin” jest typowe dla komiksów Marka Millara?
Ano to, że jest to bardzo ładnie narysowana pozycja. Rafael Albuquerque polski
czytelnik może znać chociażby z ”Amerykańskiego Wampira” wydawanego swego czasu
przez Egmont. Zdania na temat tamtego tytułu są mocno podzielone. Mnie na
przykład fabularnie nie porwał, ale doskonale pamiętam, że warstwie graficznej
w wykonaniu tego właśnie rysownika zarzucić nic nie mogłem. Tutaj Albuquerque
nie tylko ponownie pokazuje się z bardzo pozytywnej strony, ale także kolejny
raz współpracuje ze znakomitym kolorystą, jakim bez wątpienia jest Dave McCaig.
Bardzo podobało mi się zwłaszcza to, jak ten drugi sprawnie przedstawił barwami
to, iż w miasteczku zamieszkanym przez Hucka na brak słońca nikt zapewne
narzekać nie może. Rysownik zaś sprawnie manewruje pomiędzy realistyczną
kreską, a lekkim kreskówkowym pierwiastkiem. No co tu dużo mówić, ”Huck: Prawdziwy Amerykanin” oglądało mi
się znakomicie, a scenariusz nie raził w oczy, chociaż jak zapewne pamiętacie,
do wielkich fanów twórczości Marka Millara nie należę.
Mucha Comics niczym nie zaskoczyła i
dała nam komiks w twardej oprawie i nieco powiększonym formacie. Na końcu tomu
znajdziemy krótkie biografie twórców, cztery strony szkiców w wykonaniu
Albuquerque oraz zapowiedź kolejnych tytułów Millara, które pojawią się w
ofercie wydawnictwa. Przypomnę, że będą to wydany oryginalnie przez Marvela ”Nemezis”
oraz opublikowany już w barwach Image ”Jupiter’s
Circle”. Cena okładkowa komiksu ”Huck:
Prawdziwy Amerykanin” wynosi 65 złotych, czyli realnie jest możliwe
wyszukanie tej pozycji za około dwie dyszki mniej.
Czy warto? Fanów Millara zachęcać
nie trzeba. Jeśli jednak do komiksów tego twórcy podchodzicie mniej więcej tak
jak ja, to pewnie Was zaskoczę i stwierdzę, że jest to jeden z tych tytułów, za
które scenarzystę mimo wszystko można pochwalić. Nie jest to nic oryginalnego i
jak już wspomniałem, pierwiastek Supermana jest tu bardzo silny. Ale jednak
jest coś w tym komiksie co sprawia, że nie żałowałem czasu spędzonego przy
lekturze.
"Huck: Prawdziwy Amerykanin" do kupienia w sklepach Mucha Comics oraz ATOM Comics.
Zaczęłam czytać recenzję tylko dlatego, bo myślałam, że to jakaś reinterpretacja Huckleberry Finna. Zainteresowałeś mnie mocno, zwłaszcza gdy sama doczytałam, że Millar podobno napisał to, żeby poradzić sobie z "traumą" jakiej doznał po filmie Man of Steel. Tyle że, no, to Millar, ja mu nie ufam i go nie lubię. Tak, wiem, Ty też - ale chyba z innych powodów, więc nadal nie wiem, czy Twoja rekomendacja podziała na mnie ;)
OdpowiedzUsuń