Gdy jakiś czas temu ogłoszono, że
Christopher Sebela pojawi się ponownie z dwoma autorskimi projektami w Image
Comics, nie mogłem się bardziej cieszyć. Scenarzysta ten z pewnością nie jest
szerzej znany typowym zjadaczom superbohaterskiej papki z Marvela czy DC, lecz
ja kojarzę go z paru projektów, które niemal nigdy nie zeszły poniżej poziomu
bycia bardzo dobrym. Takim małym wyjątkiem była miniseria ”Aliens vs Predator:
Fire and Stone”, lecz na licencyjnych komiksach i lepsi od Sabeli potrafili
sobie połamać nogi. No ale wróćmy do Image. Tu zapowiedziane zostały dwa
tytuły: lekko futurystyczne i cieszące się dość dużym uznaniem ”Crowded” oraz miniseria ”Shanghai Red”, która przeszła trochę
bez echa i kompletnie tego nie rozumiem. Dlatego też dziś poświęcę jej nieco
uwagi, bo w mojej ocenie, jest to właśnie lepszy z tych dwóch tytułów i
najlepsze, co Sebela jak dotąd przygotował dla Image.
Na początek warto podkreślić, że w
tytule ”Shanghai Red” pierwsze słowo
wcale nie oznacza dosłownie znanego azjatyckiego miasta. Zwrot ”shanghaied”
oznacza tu dokładnie porwanie i umieszczenie kogoś na pokładzie statku w celu
pracy przymusowej, co owszem było niesamowicie rozpowszechnione właśnie w
Szanghaju, lecz w komiksie akcja dzieje się w USA. To właśnie takie porwanie przydarzyło
się niejakiej Red, która jest główną bohaterką komiksu. Trafiła ona na pewną
łajbę, gdzie miesiącami ukrywała iż w rzeczywistości jest kobietą. W końcu
jednak ktoś popełnił błąd, niewolnicy zbuntowali się i pozabijali swoich panów,
a Red objęła kruche przywództwo. Jej cel jest od teraz tylko jeden – wrócić do
Portland i zemścić się na tych, którzy zniszczyli jej życie, a także dowiedzieć
się gdzie są jej najbliżsi.
Christopher Sebela oferuje nam więc
opowieść, która na pierwszy rzut oka przypomina dość klasyczny motyw zemsty i
nie ukrywam, przynajmniej częściowo trudno się z tym nie zgodzić. Główna
bohaterka ”Shanghai Red” to osoba
zmotywowana i zdeterminowana oraz nie bez problemów krocząca po trupach do
celu. Jasne, widzieliśmy takich historii już dziesiątki, a jednak kolejni
twórcy sięgają po podobne pomysły i sprawiają, że czytelnicy mają prawo czuć
się co najmniej zadowoleni. Co zatem decyduje o tym, że omawiany właśnie komiks
oceniam tak wysoko? Ponieważ jest tu kilka zasadniczych plusów, które totalnie
mnie do siebie przekonały.
Przede wszystkim poruszona tematyka
oraz osadzenie akcji w Portland na początku XIX wieku wyszło brawurowo zarówno
pod kątem wizualnym jak i tekstowym. Tutaj więc przejdę od razu do rysownika
komiksu, którym jest mało znany Joshua Hixson. Artysta ten połączył siły w ”Shanghai Red” z kolorystą Hassanem
Otsmane-Elhaou i wspólnie wykreowali przytłaczający, smutny, szary i dość
przerażający obraz zepsutego do cna miejsca, jakim zarówno był statek na którym
pracowała Red jak i Portland, do którego wróciła się mścić. Hixson delikatną,
odrobinę rozmytą kreską idealnie rozmieszczał najważniejsze akcenty na
kolejnych planszach, zaś oszczędna paleta kolorów używana przez jego kolegę
dobrze podkreślała to, na czym nasza uwaga miała skupiać się najmocniej. Jest
tu wiele scen w których dominują dosłownie dwie barwy, a mimo to nie zabrakło w
”Shanghai Red” scen mocno
symbolicznych, jak na przykład kadr w którym widzimy stojącą przy brzegu morza
Red, a woda wydaje się mieć krwisty kolor.
Sebela postawił na kartach swojego
komiksu na spory realizm, co w pewnym sensie odróżnia w moich oczach ”Shanghai Red” od wielu innych opowieści
w stylu ”zabili go i uciekł”. Główna bohaterka nie jest napędzana byle powodem,
ma masę wątpliwości, czasem za dużo myśli, innym razem wręcz za mało i zdaje
sobie sprawę z własnych ograniczeń. Red jednak nie jest jedyną dobrze i
wiarygodnie nakreśloną postacią w komiksie, lecz gdybym ujawnił kto się z
czasem pojawia, walnąłbym niepotrzebny spoiler, więc sobie podaruję. Najważniejsze jest to, że Sebela poradził
sobie z zadaniem przedstawienia nam wyrazistej grupy postaci i nawet ktoś, kto
przez cały komiks trzyma się nieco na uboczu (widzimy go w trzech zeszytach) jest
przedstawiony na tyle dobrze, by przynajmniej na chwilę zapadł w pamięci
czytelnika.
”Shanghai Red” ma dosłownie kilka stron dodatków na samym końcu i
standardowo jest to galeria okładek wariantowych, ale nie tylko. Dorzucono
także trzy strony, na których Christopher Sebela wyjaśnia jak stworzył świat,
który widzimy na kartach komiksu. Poznajemy tu część historycznych źródeł na
których się opierał, a całość dopełniają szkice Hixsona, a także dwa niewielkie
projekty logotypu całej miniserii. Wszystko to w cenie niecałych siedemnastu
dolców, więc w standardowej cenie obecnych wydań zbiorczych od Image.
No co tu dużo pisać? Jestem fanem
Sebeli i jego ”Shanghai Red” ani
trochę mnie nie zawiodło, a wręcz przeciwnie – przewyższyło oczekiwania, jakie
miałem wobec tego tytułu. Podoba Wam się ”Crowded”
tego samego scenarzysty? Dajcie więc i szansę temu tytułowi. To tylko jeden
tom, ale zawierający solidną i godną polecenia historię.
-------------------------------------------
"Shanghai Red TP" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz