Bardzo często zdarza się nam (tak,
zarówno Wam jak i mi) narzekać na tempo wydawnicze jakie prezentuje Mucha
Comics. Ale jakby tak zatrzymać się i trochę pomyśleć, jest kilka pozycji od
tej firmy, które ukazują się po polsku w bardzo przyzwoitym tempie. Przykład? ”Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny”
oczywiście – ta powieść graficzna w USA zadebiutowała jedenaście miesięcy temu,
po drodze zaliczyła zdobycie nagrody Eisnera i już mamy ją w naszym kraju. No
dobra, nie sugerujmy się jednak przyznaniem tej pozycji komiksowego Oscara, bo
wiadomo – kapituła swoje, a nam wcale ten wybór nie musi pasować. Gdy więc
dostałem wreszcie w swoje łapska owy tytuł, nie czekał on szczególnie długo na
spałaszowanie i napisanie tego tekstu.
Warto na początku podkreślić, chociaż wydaje mi się iż jest to dość powszechna wiedza, że ”Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny” jest komiksem osadzonym w świecie znanym z ”Criminal”, lecz znajomość tego drugiego nie jest wymagana. Z pewnością jednak pozwoli rozpoznać kilka twarzy, które przewijają się w komiksie. Wydawnictwo Mucha Comics ułatwiło nam połapanie się w sytuacji, umieszczając logo serii ”Criminal” zarówno na grzbiecie jak i na tyle okładki.
Główną bohaterką komiksu jest młoda
dziewczyna o imieniu Ellie, która uwielbia muzyków, których kariera utonęła w
prochach. Znajduje się ona w ośrodku leczenia osób uzależnionych, do którego
trafiła dekadę po tym, jak jej matka przedawkowała. Poznaje tam nieco starszego
od siebie Skipa z którym po jakimś czasie nawiązuje romans, a ten z kolei
przeradza się w chęć ucieczki z ośrodka, w którym oboje przebywają. Ponieważ
cały czas znajdujemy się w świecie znanym z serii ”Criminal”, nietrudno się domyślić iż dla obojga będzie to niezwykle
niebezpieczna podróż, a kto wie, czy również nie ostatnia.
Słówko o wydaniu Muchy - ”Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny” to
komiks liczący sobie raptem 72 strony. Jest to jeden z tych przypadków, z
których się trochę nabijam, że grubość okładki przekracza grubość wkładki i nie
do końca tak powinno to wyglądać. Jest to jednak pozycja bardzo tania (cena
okładkowa to 45 złotych), a pochwalić trzeba Muchę za podjęcie decyzji, by
kredowy papier zastąpić tutaj przyjemnym i dość grubym offsetem (tak, na
stronie Muchy jest błąd), co nadaje tej znakomitej opowieści dodatkowego
klimatu.
W zasadzie trudno jest mi napisać
coś o tym komiksie, co mogłoby Was zaskoczyć. Ed Brubaker i Sean Phillips
stworzyli kolejne dzieło na poziomie nieosiągalnym dla wielu twórców, a efekt
ten uzyskali z niezwykłą lekkością. Jeśli przeczytaliście wspomnianego już
kilkukrotnie ”Criminala”, ale także
i ”Zaćmienie” lub ”Zabij albo zgiń”, to czysto
teoretycznie powinniście wiedzieć z czym przyjdzie Wam się zmierzyć. Mamy tu
więc soczystą opowieść kryminalną, w której nic nie jest tym, czego należałoby
się spodziewać. Jest tu od groma nawiązań do popkultury, które pokazują iż
Brubaker znakomicie zdaje sobie sprawę z tego co pisze, a i można odnieść
wrażenie, że wychodzą na jaw jego bardzo przyjemne preferencje muzyczne. Są i
pełnokrwiści bohaterowie, którzy mimo tego iż mają raptem 72 strony na godne
zaprezentowanie samych siebie, to jednak są tak prowadzeni przez scenarzystę,
że można nawet zapałać do nich dozą sympatii. Jest wreszcie i finał, który… no
cóż, zaskakuje mimo wszystko. I wszystko to zilustrowane przez jak najbardziej odpowiedniego
człowieka na odpowiednim miejscu. Sean Phillips nawet przez moment nie zawodzi,
ale jest tutaj i jego syn.
Przyznam się szczerze, że początkowo
bardzo niechętnie podchodziłem do wiadomości, z której wynikało iż rewelacyjna
kolorystka Elizabeth Breiweiser nie udzieli się na stronach komiksu ”Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny”. W
końcu skoro coś działa doskonale, to po co to zmieniać? No i zwłaszcza zmieniać
na syna rysownika? No jak to tak można? Tymczasem Jacob Phillips objawił mi się
jako nie mniej utalentowany kolorysta, co poprzednia współpracowniczka jego
ojca i Eda Brubakera. Bardzo podobało mi się to, jak Phillips junior rozsądnie
rozdzielił kolorystycznie sceny dziejące się teraz jak i te z przeszłości, a
całość pokolorował z wyczuciem. Z jednej strony widać, że komiks ten nie
wyszedł spod ręki Breiweiser, ale z drugiej – kompletnie mi to nie
przeszkadzało, bo Jacob Phillips okazał się mieć inny, ale równie dobry styl kolorowania.
Czy Eisner dla tego komiksu był
słuszny? No cóż, nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nie znam części tytułów z
którym ”Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny”
rywalizowało. Na pewno jednak mogę powiedzieć, że jest to bardzo dobry i godny
polecenia, a przy tym niedrogi komiksik. Czego chcieć więcej?
-------------------------------------------------------------
"Wszyscy moi bohaterowie to ćpuny" do kupienia w sklepie Mucha Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz