Myślałem że było tego trochę mniej,
ale jednak szybki rzut oka tu i ówdzie potwierdza – pomiędzy wydaniem 4 i 5 tomu
serii ”Lazarus” dostaliśmy liczącą
34 miesiące przerwę, spowodowaną, jeśli wierzyć wersji podawanej przez Taurus
Media, brakiem komunikacji pomiędzy wydawnictwem i osobą z Image Comics
odpowiedzialną za sprzedaż licencji. Tajemnicą poliszynela jest to, że polska
strona postanowiła wybadać możliwości kontynuowania swoich serii z Image z
pominięciem centrali, co w przypadku ”Żywych
Trupów” i ”Black Science”
okazuje się, przynajmniej jak dotąd, niemożliwe. Ale z ”Lazarusem” wreszcie się udało i po blisko trzech latach przerwy
otrzymaliśmy wreszcie piąty tom, a ponoć i kolejny jest już w przygotowaniu (będzie
to miniseria ”X+66”). Osobiście jestem ciekaw, czy Taurus planuje lub
zdecyduje się na wydanie tomu zbierające trzy pierwsze sourcebooki (co byłoby
chyba debiutem takiego formatu w Polsce, poprawcie mnie jeśli się mylę), ale
nie to jest dziś najważniejsze. Przyjrzyjmy się temu, co otrzymaliśmy na łamach
”Odstrzału”.
Wojna pomiędzy poszczególnymi
Rodzinami trwa w najlepsze. Carlyle znaleźli się w trudnej sytuacji, ponieważ
Forever odniosła poważne rany podczas ostatnich walk i tymczasowo nie może
wrócić na pole bitwy. Co więcej, jest już ona świadoma tego czym jest i nie
potrafi sobie z tym poradzić. Jej ”Rodzina” także delikatnie zaczyna się
dzielić. Johanna, która stoi u władzy, ma swoją wizję dalszego prowadzenia walk
oraz tego jak użyć do tego swoją ”siostrę”. Nieco inaczej widzi te sprawy jej powracający
do zdrowia ojciec Malcolm. Rozbita fizycznie i psychicznie Forever nie wie komu
może ufać, a z czasem dowie się także kolejnych szokujących faktów. Tymczasem
Eve trenowana na kolejnego Łazarza rodziny Carlyle jest coraz mocniej ciekawa
otaczającego ją świata. Zaś na horyzoncie pojawia się kolejne wielkie
zagrożenie – Smok, potężny Łazarz rodziny Vassalovka włącza się do działań
wojennych.
Na łamach piątego tomu serii jest
odczuwalnie mniej akcji niż w poprzedniej odsłonie. Fakt, że Forever jest
czasowo niezdolna do walki Greg Rucka wykorzystuje na to, by pogłębić zarówno
portret psychologiczny swojej bohaterki, ale także kolejny raz z lubością oddać
się rodzinnym zawieruchom, knuciem, kłamstwom i zdradom. Zagubiona w tym wszystkim
Forever rozpisana jest tak, że przez dłuższy czas czytelnikowi jest jej
autentycznie żal. To zawsze była mocna strona Grega Rucki, który od lat słynie
z tego, że gdy pisze komiks z kobietą w roli głównej, to dostajemy kawałek
rewelacyjnie rozpisanej postaci. Ale nie tylko główna bohaterka przedstawione
jest w brawurowy sposób. Kolejny raz bowiem wyraźnie wzrasta rola Johanny Carlyle,
która dla mnie jest największą gwiazdą tego tomu. Nie mająca aż tak mocnej pozycji
jak myślała kobieta, która poczuła jaką potęgą jest kierowanie całą rodziną robi
teraz co może, by ”ustawić” Forever u swojej strony. Swoje kilka minut ma także
Sonja Bittner, która z tomu na tom staje się coraz bardziej charakterna i tylko
czekać, jak Rucka rozwinie jej wątek w kolejnych rozdziałach. I w końcu cały
czas gdzieś tam w tle rozwija się wątek Eve, czyli kolejnej wersji Forever. Na
razie dość niemrawo, ale jestem przekonany, że w końcu zobaczymy spotkanie obu
pań i nie mogę się tego doczekać.
Fałsz i obłuda, która jest wszechobecna
w domenie Carlyle mocno kontrastuje z tymi paroma postaciami, które uważają iż
pewne granice zostały przekroczone, ale są zbyt nisko w hierarchii, by móc
cokolwiek z tym zrobić. Jest także Malcolm, co do którego trudno mi uwierzyć w
to, że nie widzi knucia uprawianego przez Johannę. I zauważcie, że cały czas
wspominam tylko o tym, co dzieje się w domenie rodziny Carlyle, a przecież nie
tylko tam znajdziemy się podczas lektury. Czeka tu na nas także wprowadzenie
kolejnego, dużego zagrożenia, a więc Smoka, a także brawurowo przedstawione
starcie pomiędzy aż pięcioma Łazarzami. Na łamach piątego tomu serii ”Lazarus” dzieje się dużo i przede
wszystkim, kolejny raz otrzymujemy niesamowicie dobrze rozpisany scenariusz i
po lekturze aż chce się wiedzieć co będzie dalej.
Ale przecież to komiks, więc są też rysunki.
Swego czasu dość często w sieci czytałem opinie o tym, że Michael Lark nie umie
w choreografię. No nie wiem, czytałem masę rysowanych przez niego komiksów i
nie potrafię się z tym zgodzić. Zwłaszcza, że w ”Odstrzale” dostajemy kolejne dwie sekwencje walk, podczas których
trudno się zgubić, a ja osobiście jestem zachwycony tym, jak Lark i kolorysta
Santi Arras wykonują swoją robotę. Co prawda jako osoba, która cały czas zbiera
serię ”Lazarus” także w zeszytowych wydaniach
oryginalnych mam (jak sadzę) pełne prawo ponarzekać na tempo publikowania
kolejnych odsłon, no ale hej – kolejne odsłony nie wychodzą raz na trzy lata,
więc nie jest tak źle :) Niemniej jako fan tego, co Lark wyczynia jako rysownik,
złego słowa i na ten aspekt komiksu nie powiem.
Czy jest więc w ogóle coś, na co można
kręcić nosem? Trochę tak, lecz nie ma w tym winy Taurusa, ponieważ dostaliśmy
od nich komiks 1:1 przełożony względem wersji z USA. I niestety nie ma w nim dzieł
autorstwa Erica Trautmanna, który jest głównym… ”projektantem” (?) serii. No w
sensie takim, że obecne w zeszytowych wydaniach plakaty propagandowe, logotypy
czy udawane artykuły z gazet, które najczęściej wyglądają przerażająco prawdziwie,
nie znajdują się w wydaniach zbiorczych. By je obejrzeć, sięgajcie po zeszyty
lub wersje deluxe. W ”Odstrzale”
dostajemy tylko i aż wstęp oraz spis postaci, zaś na końcu mapę świata oraz
parę pojedynczych grafik. Całość jest zapakowana w miękką okładkę, lecz jej
jakość jest wyraźnie lepsza, niż komiksów z Egmontu czy Non Stop Comics. Także
i papier wydaje się być odczuwalnie lepszej jakości. Tom kupicie w cenie
okładkowej w wysokości 60 złotych minus rabaty.
Czy warto? Głupie pytanie. ”Lazarusa” warto mieć i znać w każdej
możliwej formie. Wszak to jedna z najlepszych serii, jaką w ostatniej dekadzie
wydało na świat Image Comics.
--------------------------------------------------
"Lazarus #5: Odstrzał" do kupienia w sklepie Centrum Komiksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz