wtorek, 17 kwietnia 2018

Snowfall (Joe Harris/Martin Morazzo/Kelly Fitzpatrick)

Nie jest to może moja ulubiona tematyka komiksów, ale od czasu do czasu lubię sięgnąć po coś, co oprócz przedstawienia czytelnikom fikcyjnej opowieści zwraca uwagę na bardzo aktualne problemy, zaś twórca dzieła nie boi się przekazać, ale nie chamsko narzucać w nim swojej osobistej opinii. Takim komiksem było właśnie ”Great Pacific” autorstwa duetu Joe Harris/Martin Morazzo. Ta licząca trzy tomy opowieść skupiała się na powstaniu i rozwoju fikcyjnego państwa, które powstało na terenie ogromnej, pływającej góry śmieci. Z jednego strony był to całkiem przyjemny tytuł osadzony w klimatach political-fiction z elementami akcji oraz nawet science-fiction. Z drugiej zaś była to totalna krytyka naszych nawyków, przez które otaczający nas świat każdego dnia staje się coraz większym śmietniskiem. ”Great Pacific” nawet spodobało mi się – z recenzjach niżej oceniłem tylko drugi tom – i stąd kredyt zaufania dla wspomnianego zespołu twórców. Ci po jakimś czasie zapowiedzieli ”Snowfall” i już po opisach można było wywnioskować, że tym razem wezmą na tapet temat globalnego ocieplenia. Niezależnie od tego, czy uważacie zjawisko to za prawdę czy też spisek ludzi-jaszczurów, warto zajrzeć do dalszej części tekstu ;)

W roku 2045 ludzkość kontroluje zmiany klimatyczne w pełni. No dobra, to duże niedopowiedzenie, ponieważ udało się to właścicielom Hazeltyne Corporation, która tym samym stała się najpotężniejszą firmą na świecie. Tak wielką i silną, że obaliła rząd Stanów Zjednoczonych i na miejsce tego kraju powołała nową jednostkę – Stany Kooperacyjne. Agenci Hazeltyne są wszędzie i czasem po cichu, czasem bez ogródek kontrolują wszystkie aspekty życia cywili. Czy aby na pewno? Korporacji wojnę wypowiada tajemniczy White Wizard – człowiek, który w sobie tylko znany sposób opanował sztukę przywoływania opadów śniegu gdzie tylko zechce. Jakie są jego zamiary? Czy jest to ktoś obdarzony nadludzkimi mocami? A może to po prostu osoba związana z powstaniem Hazeltyne? Jakie by nie były odpowiedzi, dalszy ciąg wydarzeń doprowadzi do cierpienia wielu niewinnych osób oraz odmieni świat na zawsze.

Przyznać muszę, że twórcy ”Snowfall” zaskoczyli mnie kilkoma rozwiązaniami, które zastosowali w swoim komiksie. Świat przedstawiony na łamach opowieści w pewnym sensie poradził już sobie z kwestią globalnego ocieplenia, lecz twórcy i tak raz za razem pokuszają się o komentarze dotyczące czasów obecnych. Odnoszę jednak wrażenie, że w przeciwieństwie do ”Great Pacific” nie jest to tutaj aż tak łopatologicznie wyłożone, zaś podział na czarne i białe ulega tutaj pewnemu zatarciu. Wszystko dzięki fajnemu zabiegowi polegającemu na tym, że zarówno White Wizard jak i przedstawiciele korporacji Hazeltyne momentami trudno zakwalifikować jako jednoznacznie dobrych lub złych. Główny bohater komiksu to postać zdecydowanie nie będąca w pełni władz umysłowych. Wiemy o co walczy, w pewnym momencie wiemy też dlaczego to robi, ale problemem dla mnie było to, jak do tego dąży. White Wizard ewidentnie gubi się w pewnym momencie, podejmuje niezbyt mądre decyzje, przez to także niszczy życia osób, które zdecydowały się mu zaufać i przez to nie można się w żaden sposób dziwić, że jego krucjata zmierza ku porażce. Także i na korporację Hazeltyne nie można do końca patrzeć jako na tych złych – chociażby dlatego, że swego czasu faktycznie uratowali świat, a po zdobyciu ogromnej władzy nie stworzyli ogromnego aparatu opresyjnego, zaś cywilom zasadniczo żyje się dobrze. W komiksie widać momentami, że działania White Wizarda nie są powszechnie chwalone i nie stanowią punktu zapalnego do ogromnej rewolucji przeciwko władzy. Właśnie dzięki temu także to drugie dno nie jest przedstawione jednoznacznie, zaś ”Snowfall” potrafi momentami zmusić do myślenia pomiędzy jedną i drugą sceną napakowaną akcją.

Bo jednak nie można nie zauważyć, że Joe Harris wrzucił do swojego dzieła mnóstwo strzelanin, wybuchów i pojedynków, zaś sam komiks jest znacznie mniej przegadany od ”Great Pacific”. W mojej ocenie ucierpiały na tym kreacje poszczególnych postaci z dalszego planu, które nie do końca przedstawione zostały satysfakcjonująco. Chociażby pojawiający się już na początku student Anthony Farrow, któremu ewidentnie przydałoby się dopisanie kilku kwestii dotyczących jego buntu przeciwko Hazeltyne, o którym wiemy iż istnieje i w sumie nie podano skąd taka postawa się u niego wzięła.

Snowfall” może jednak poszczycić się dobrym wyważeniem i wyczuciem w prowadzeniu akcji. Tempo przedstawiania kolejnych wydarzeń co moment a to wzrasta, a to nieco wyhamowuje, lecz niezależnie od danej sytuacji, podczas lektury komiksu nie nudziłem się. Wydanie zbiorcze zawiera całość miniserii, a więc 9 numerów i wszystko zamyka się w 240 stronach, więc tym bardziej duży szacunek dla Harrisa za to, że udało mu się uniknąć momentów, w których dominuje tak zwane ”męczenie buły”, czyli ciąg scen które nijak nie ruszają historii do przodu i służą tylko temu, aby zapchać czymś kolejne rozdziały.

Martin Morazzo to rysownik dość charakterystyczny. Po jego pracach widać, że lubi tak zwane ”dziubanie”, przez co rozumiem stawianie mnóstwa małych kropek i kresek na swoich rysunkach, które podkreślają konkretne elementy danych kadrów. Na łamach ”Snowfall” jest tego sporo, ale jednocześnie ilustracje tego artysty sprawiają wrażenie stosunkowo prostych. Bardzo podoba mi się to, co Morazzo robi w rysowanych przez siebie komiksach, dlatego też bez wahania sięgnę także po publikowane obecnie ”Ice Cream Man”. Kolory Kelly Fitzpatrick są w porządku, lecz bez rewelacji. Udało się pokazać surowy klimat szaroburego, futurystycznego miasta, ale brakło mi tu jakiegoś błysku. Czegoś, za co zapamiętałbym pojawiające się w komiksie kolory na nieco dłużej.

Jak już wspomniałem, ”Snowfall” ukazało się pod postacią pogrubionego wydania zbiorczego, które zawiera kompletną miniserię oraz dodatki pod postacią biografii ekipy autorów oraz okładek poszczególnych zeszytów. I tyle, nie pokuszono się o nic więcej. Cena okładkowa to 19,99$ i wydaje mi się uczciwa, chociaż sądzę, że nawet parę stron szkiców spokojnie można było dorzucić.

Pytanie tylko, czy te dwadzieścia dolców warto wydać na ”Snowfall”? Moim zdaniem… niekoniecznie. To nie jest zły komiks i jeśli komuś tematyka leży, to proszę bardzo. Ja kupna nie żałuję. Ale zarazem nie jest to historia wybitna i w tej cenie z łatwością znajdziecie coś znacznie lepszego. 
                     
---------------------------------------------------------------------------------------
                          
"Snowfall" do kupienia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz