Nie jest to może moja ulubiona tematyka
komiksów, ale od czasu do czasu lubię sięgnąć po coś, co oprócz przedstawienia
czytelnikom fikcyjnej opowieści zwraca uwagę na bardzo aktualne problemy, zaś
twórca dzieła nie boi się przekazać, ale nie chamsko narzucać w nim swojej
osobistej opinii. Takim komiksem było właśnie ”Great Pacific” autorstwa duetu Joe Harris/Martin Morazzo. Ta
licząca trzy tomy opowieść skupiała się na powstaniu i rozwoju fikcyjnego
państwa, które powstało na terenie ogromnej, pływającej góry śmieci. Z jednego
strony był to całkiem przyjemny tytuł osadzony w klimatach political-fiction z
elementami akcji oraz nawet science-fiction. Z drugiej zaś była to totalna
krytyka naszych nawyków, przez które otaczający nas świat każdego dnia staje
się coraz większym śmietniskiem. ”Great
Pacific” nawet spodobało mi się – z recenzjach niżej oceniłem tylko drugi
tom – i stąd kredyt zaufania dla wspomnianego zespołu twórców. Ci po jakimś
czasie zapowiedzieli ”Snowfall” i
już po opisach można było wywnioskować, że tym razem wezmą na tapet temat
globalnego ocieplenia. Niezależnie od tego, czy uważacie zjawisko to za prawdę
czy też spisek ludzi-jaszczurów, warto zajrzeć do dalszej części tekstu ;)
W roku 2045 ludzkość kontroluje zmiany
klimatyczne w pełni. No dobra, to duże niedopowiedzenie, ponieważ udało się to
właścicielom Hazeltyne Corporation, która tym samym stała się najpotężniejszą
firmą na świecie. Tak wielką i silną, że obaliła rząd Stanów Zjednoczonych i na
miejsce tego kraju powołała nową jednostkę – Stany Kooperacyjne. Agenci
Hazeltyne są wszędzie i czasem po cichu, czasem bez ogródek kontrolują
wszystkie aspekty życia cywili. Czy aby na pewno? Korporacji wojnę wypowiada
tajemniczy White Wizard – człowiek, który w sobie tylko znany sposób opanował sztukę
przywoływania opadów śniegu gdzie tylko zechce. Jakie są jego zamiary? Czy jest
to ktoś obdarzony nadludzkimi mocami? A może to po prostu osoba związana z
powstaniem Hazeltyne? Jakie by nie były odpowiedzi, dalszy ciąg wydarzeń
doprowadzi do cierpienia wielu niewinnych osób oraz odmieni świat na zawsze.
Przyznać muszę, że twórcy ”Snowfall” zaskoczyli mnie kilkoma rozwiązaniami, które zastosowali
w swoim komiksie. Świat przedstawiony na łamach opowieści w pewnym sensie
poradził już sobie z kwestią globalnego ocieplenia, lecz twórcy i tak raz za
razem pokuszają się o komentarze dotyczące czasów obecnych. Odnoszę jednak
wrażenie, że w przeciwieństwie do ”Great
Pacific” nie jest to tutaj aż tak łopatologicznie wyłożone, zaś podział na
czarne i białe ulega tutaj pewnemu zatarciu. Wszystko dzięki fajnemu zabiegowi
polegającemu na tym, że zarówno White Wizard jak i przedstawiciele korporacji
Hazeltyne momentami trudno zakwalifikować jako jednoznacznie dobrych lub złych.
Główny bohater komiksu to postać zdecydowanie nie będąca w pełni władz
umysłowych. Wiemy o co walczy, w pewnym momencie wiemy też dlaczego to robi,
ale problemem dla mnie było to, jak do tego dąży. White Wizard ewidentnie gubi
się w pewnym momencie, podejmuje niezbyt mądre decyzje, przez to także niszczy
życia osób, które zdecydowały się mu zaufać i przez to nie można się w żaden
sposób dziwić, że jego krucjata zmierza ku porażce. Także i na korporację
Hazeltyne nie można do końca patrzeć jako na tych złych – chociażby dlatego, że
swego czasu faktycznie uratowali świat, a po zdobyciu ogromnej władzy nie
stworzyli ogromnego aparatu opresyjnego, zaś cywilom zasadniczo żyje się
dobrze. W komiksie widać momentami, że działania White Wizarda nie są
powszechnie chwalone i nie stanowią punktu zapalnego do ogromnej rewolucji
przeciwko władzy. Właśnie dzięki temu także to drugie dno nie jest
przedstawione jednoznacznie, zaś ”Snowfall”
potrafi momentami zmusić do myślenia pomiędzy jedną i drugą sceną napakowaną
akcją.
Bo jednak nie można nie zauważyć, że Joe Harris
wrzucił do swojego dzieła mnóstwo strzelanin, wybuchów i pojedynków, zaś sam
komiks jest znacznie mniej przegadany od ”Great
Pacific”. W mojej ocenie ucierpiały na tym kreacje poszczególnych postaci z
dalszego planu, które nie do końca przedstawione zostały satysfakcjonująco.
Chociażby pojawiający się już na początku student Anthony Farrow, któremu
ewidentnie przydałoby się dopisanie kilku kwestii dotyczących jego buntu
przeciwko Hazeltyne, o którym wiemy iż istnieje i w sumie nie podano skąd taka
postawa się u niego wzięła.
”Snowfall”
może jednak poszczycić się dobrym wyważeniem i wyczuciem w prowadzeniu akcji.
Tempo przedstawiania kolejnych wydarzeń co moment a to wzrasta, a to nieco
wyhamowuje, lecz niezależnie od danej sytuacji, podczas lektury komiksu nie
nudziłem się. Wydanie zbiorcze zawiera całość miniserii, a więc 9 numerów i
wszystko zamyka się w 240 stronach, więc tym bardziej duży szacunek dla Harrisa
za to, że udało mu się uniknąć momentów, w których dominuje tak zwane ”męczenie
buły”, czyli ciąg scen które nijak nie ruszają historii do przodu i służą tylko
temu, aby zapchać czymś kolejne rozdziały.
Martin Morazzo to rysownik dość
charakterystyczny. Po jego pracach widać, że lubi tak zwane ”dziubanie”, przez
co rozumiem stawianie mnóstwa małych kropek i kresek na swoich rysunkach, które
podkreślają konkretne elementy danych kadrów. Na łamach ”Snowfall” jest tego sporo, ale jednocześnie ilustracje tego artysty
sprawiają wrażenie stosunkowo prostych. Bardzo podoba mi się to, co Morazzo
robi w rysowanych przez siebie komiksach, dlatego też bez wahania sięgnę także
po publikowane obecnie ”Ice Cream Man”.
Kolory Kelly Fitzpatrick są w porządku, lecz bez rewelacji. Udało się pokazać
surowy klimat szaroburego, futurystycznego miasta, ale brakło mi tu jakiegoś
błysku. Czegoś, za co zapamiętałbym pojawiające się w komiksie kolory na nieco
dłużej.
Jak już wspomniałem, ”Snowfall” ukazało się pod postacią pogrubionego wydania zbiorczego,
które zawiera kompletną miniserię oraz dodatki pod postacią biografii ekipy
autorów oraz okładek poszczególnych zeszytów. I tyle, nie pokuszono się o nic
więcej. Cena okładkowa to 19,99$ i wydaje mi się uczciwa, chociaż sądzę, że nawet
parę stron szkiców spokojnie można było dorzucić.
Pytanie tylko, czy te dwadzieścia dolców warto
wydać na ”Snowfall”? Moim zdaniem…
niekoniecznie. To nie jest zły komiks i jeśli komuś tematyka leży, to proszę
bardzo. Ja kupna nie żałuję. Ale zarazem nie jest to historia wybitna i w tej
cenie z łatwością znajdziecie coś znacznie lepszego.
---------------------------------------------------------------------------------------
"Snowfall" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz