niedziela, 12 listopada 2017

Royal City #1: Krewni (Jeff Lemire)

UWAGA: tekst pierwotnie ukazał się jako ocena wydania oryginalnego. 18.12.2018 został zedytowany i lekko zmieniony, ponieważ na rynku ukazała się edycja polskojęzyczna.

Jeff Lemire nie przestaje mnie zaskakiwać ostatnimi czasy. Co moment ogłaszane są kolejne komiksy sygnowane jego nazwiskiem i zdumiewające jest to, że większość z nich stoi na naprawdę wysokim poziomie. Uważam, że twórcy temu zdarzały się wyraźne spadki formy w Marvelu (”Extraordinary X-Men”), DC (”The New 52: Futures End”) czy także w Image (”Plutona”), lecz stosunek godnych polecenia tytułów spod jego ręki do tych, które nie przypadły mi do gustu, jest i jeszcze długo będzie korzystny dla komiksów, które po prostu warto znać. Pierwszym komiksem Jeffa Lemire, który przebił się do szerszej świadomości czytelników na całym świecie, były wydane także i w Polsce ”Opowieści z Hrabstwa Essex”. Dla mnie – mistrzowski komiks. Gdy więc pojawiła się zapowiedź publikacji ”Royal City”, które miało najmocniej nawiązywać do tamtego dzieła, byłem z miejsca kupiony. Czy pierwsze wydanie zbiorcze spełniło pokładane w nim nadzieje?
 
Ojciec Patricka Pike’a uległ wypadkowi i ten konsekwentnie marnujący swoją karierę pisarz wraca w rodzinne strony. Ponowne spotkanie z członkami jego rodziny do najłatwiejszych nie należy: siostra forsuje projekt głębokich zmian w Royal City, przez co cierpi jej małżeństwo. Brat wpadł w bardzo nieodpowiednie towarzystwo i dodatkowo nie odmawia sobie wszelkich używek. Z kolei konfliktowa matka nie szczędzi krytyki wszystkim przy każdej nadarzającej się okazji, a dodatkowo sama skrywa pewien sekret. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że każde z nich widzi inną wersję ducha Tommy’ego – najmłodszego syna państwa Pike, który kilka lat wcześniej tragicznie zmarł.

Według zapowiedzi, ”Royal City” jest komiksem dla Jeffa Lemire bardzo osobistym oraz najbardziej ambitnym z dotychczasowych prac. Przyznam się szczerze, że po lekkim zawodzie, jakim było dla ”A.D.: After Death” Scotta Snydera i z rysunkami twórcy omawianego dziś komiksu, do pierwszego wydania zbiorczego ”Royal City” podchodziłem z pewną rezerwą. Postanowiłem ocenić go po prostu jako historię samą w sobie, bez dorzucania do tego otoczki nadzwyczajności, jaką w wywiadach stworzył wokół tego projektu jego twórca. I wiecie co? Niepotrzebnie kombinowałem jak koń pod górę, ten komiks po prostu broni się pod każdym względem.

To, co zaskakuje już od samego początku, to fakt, iż Lemire kolejny raz nakreślił bardzo wyraziste, a przy tym niezwykle prawdziwe postacie. Bohaterowie ”Royal City” wydają się być osobami, które codziennie mijamy idąc ulicami. To zwykli ludzie trapieni zwykłymi problemami i twórca znakomicie przedstawił nam je już w pierwszym, pogrubionym zeszycie serii, zaś w kolejnych jedynie cementował dobre wrażenie. Na kartach pierwszego tomu ”Royal City” nie ma ani jednej postaci, która wydawałaby się gorzej napisana lub też mniej ciekawa od reszty. Lemire na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa Patricka – postać będącą zablokowanym twórczo pisarzem, lecz fragmenty skupiające się na innych członkach jego rodziny wcale nie stanowiły gorszej lektury. Całość jednak nie zrobiłaby tak dużego wrażenia na mnie, gdyby nie element nadprzyrodzony.

Tommy – spajający cała historię duch najmłodszego spośród dzieci państwa Pike, to nie tylko największa zagadka ”Royal City”, ale także postać, która po cichu popycha wydarzenia do przodu. Chociaż pytań pojawia się na jego temat bardzo dużo, Lemire nie daje nam na nie odpowiedzi, co dla mnie stanowi kolejną zaletę komiksu. Chociaż poszczególne postacie zachowują się, jakby obecność ducha Tommy’ego była dla nich codziennością, my wiemy iż tak nie jest i kryje się za tym coś znacznie głębszego. Twórca komiksu na tyle sprawnie manewruje tym wątkiem, że już teraz chciałbym sięgnąć po kolejny tom, którego zapowiedzi sugerują, iż skupimy się właśnie na jednej z tajemnic, które zostały tutaj zaznaczone. Kolejny raz Lemire dodaje do tworzonego przez siebie komiksu niepozorny dodatek, który w ostatecznym rozrachunku staje się jego kluczowym elementem.

Absolutnie nie uważam tego za wadę, lecz warto podkreślić, iż ”Royal City” raczej nie przemówi do tych z Was, którzy Jeffa Lemire znają głównie z ”Descendera” czy serii tworzonych dla Marvela, DC czy Valiant. Co więcej, jest on znacznie spokojniejszy od powszechnie chwalonego ”Sweet Tooth” czy sprawnie prowadzonego ”Czarnego Młota”. Przy ”Royal City” najbardziej odnajdą się osoby, którym przypadły do gustu ”Opowieści z Hrabstwa Essex” czy też ”Underwater Welder”. Miejcie to na uwadze, planując ewentualny zakup tego komiksu.

Lemire przy ”Royal City” zajmował się nie tylko scenariuszem, ale także i warstwą graficzną. I tutaj ani nie zachwycił, ani nie rozczarował. Jako, że jest to bardzo specyficzny twórca, nie będę się na temat rysunków zbytnio rozpisywać, chociaż nie ukrywam, że jego styl mi się podoba. Sami jednak oceńcie czy nie jest to dla Was bariera, ponieważ spotkałem się już z przypadkami osób, które odbiły się od komiksów rysowanych przez Jeffa Lemire właśnie z powodu ilustracji.

Delikatnie zaskoczony zostałem jakością wydania tomu wydania oryginalnego. Zrezygnowano bowiem z typowego w wydaniach zbiorczych, kredowego papieru i zastąpiono go offsetem. Dla mnie, zmiana na plus, ponieważ charakter komiksu jakby bardziej pasuje do takiego właśnie rodzaju zastosowanego przy druku papieru. Omawiane wydanie zbiorcze kosztuje niespełna dziesięć dolarów, co patrząc na objętość tomu (160 stron) jest znakomitą ceną. Na końcu otrzymujemy niewiele, bo raptem pięć stron materiałów dodatkowych, ale i tak jest to coś całkiem ciekawego: ewolucja logotypu serii czy też wczesny wygląd postaci. Wersja polskojęzyczna od Non Stop Comics jest w miarę wiernym odbiciem oryginału, za wyjątkiem odczuwalnie lepszego papieru na jakim wydrukowano komiks. Cena okładkowa wynosi 44 złote i oczywiście nie można mieć do niej żadnych zastrzeżeń.

Dla mnie ”Royal City” to zdecydowanie jeden z najlepszych komiksów, jakie przeczytałem w tym roku i nie umiem przyczepić się tu w zasadzie do niczego. Jednakże jest to też pozycja dość specyficzna, z pewnością nie dla każdego fana powieści graficznych. No i jestem, czego nigdy nie ukrywałem, wielkim fanem twórczości Jeffa Lemire, więc moja radość może jest odrobinę przesadzona. Ale tylko troszeczkę :) 
    
"Royal City #1: Krewni" do kupienia w sklepie Non Stop Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz