UWAGA: tekst pierwotnie ukazał się jako ocena wydania oryginalnego. 18.12.2018 został zedytowany i lekko zmieniony, ponieważ na rynku ukazała się edycja polskojęzyczna.
Jeff Lemire nie przestaje mnie zaskakiwać ostatnimi czasy. Co moment ogłaszane są kolejne komiksy sygnowane jego nazwiskiem i zdumiewające jest to, że większość z nich stoi na naprawdę wysokim poziomie. Uważam, że twórcy temu zdarzały się wyraźne spadki formy w Marvelu (”Extraordinary X-Men”), DC (”The New 52: Futures End”) czy także w Image (”Plutona”), lecz stosunek godnych polecenia tytułów spod jego ręki do tych, które nie przypadły mi do gustu, jest i jeszcze długo będzie korzystny dla komiksów, które po prostu warto znać. Pierwszym komiksem Jeffa Lemire, który przebił się do szerszej świadomości czytelników na całym świecie, były wydane także i w Polsce ”Opowieści z Hrabstwa Essex”. Dla mnie – mistrzowski komiks. Gdy więc pojawiła się zapowiedź publikacji ”Royal City”, które miało najmocniej nawiązywać do tamtego dzieła, byłem z miejsca kupiony. Czy pierwsze wydanie zbiorcze spełniło pokładane w nim nadzieje?
Jeff Lemire nie przestaje mnie zaskakiwać ostatnimi czasy. Co moment ogłaszane są kolejne komiksy sygnowane jego nazwiskiem i zdumiewające jest to, że większość z nich stoi na naprawdę wysokim poziomie. Uważam, że twórcy temu zdarzały się wyraźne spadki formy w Marvelu (”Extraordinary X-Men”), DC (”The New 52: Futures End”) czy także w Image (”Plutona”), lecz stosunek godnych polecenia tytułów spod jego ręki do tych, które nie przypadły mi do gustu, jest i jeszcze długo będzie korzystny dla komiksów, które po prostu warto znać. Pierwszym komiksem Jeffa Lemire, który przebił się do szerszej świadomości czytelników na całym świecie, były wydane także i w Polsce ”Opowieści z Hrabstwa Essex”. Dla mnie – mistrzowski komiks. Gdy więc pojawiła się zapowiedź publikacji ”Royal City”, które miało najmocniej nawiązywać do tamtego dzieła, byłem z miejsca kupiony. Czy pierwsze wydanie zbiorcze spełniło pokładane w nim nadzieje?
Ojciec Patricka Pike’a uległ wypadkowi i ten
konsekwentnie marnujący swoją karierę pisarz wraca w rodzinne strony. Ponowne
spotkanie z członkami jego rodziny do najłatwiejszych nie należy: siostra
forsuje projekt głębokich zmian w Royal City, przez co cierpi jej małżeństwo.
Brat wpadł w bardzo nieodpowiednie towarzystwo i dodatkowo nie odmawia sobie
wszelkich używek. Z kolei konfliktowa matka nie szczędzi krytyki wszystkim przy
każdej nadarzającej się okazji, a dodatkowo sama skrywa pewien sekret.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że każde z nich widzi inną
wersję ducha Tommy’ego – najmłodszego syna państwa Pike, który kilka lat
wcześniej tragicznie zmarł.
Według zapowiedzi, ”Royal City” jest komiksem dla Jeffa Lemire bardzo osobistym oraz
najbardziej ambitnym z dotychczasowych prac. Przyznam się szczerze, że po
lekkim zawodzie, jakim było dla ”A.D.:
After Death” Scotta Snydera i z rysunkami twórcy omawianego dziś komiksu,
do pierwszego wydania zbiorczego ”Royal
City” podchodziłem z pewną rezerwą. Postanowiłem ocenić go po prostu jako
historię samą w sobie, bez dorzucania do tego otoczki nadzwyczajności, jaką w
wywiadach stworzył wokół tego projektu jego twórca. I wiecie co? Niepotrzebnie
kombinowałem jak koń pod górę, ten komiks po prostu broni się pod każdym
względem.
To, co zaskakuje już od samego początku, to
fakt, iż Lemire kolejny raz nakreślił bardzo wyraziste, a przy tym niezwykle
prawdziwe postacie. Bohaterowie ”Royal
City” wydają się być osobami, które codziennie mijamy idąc ulicami. To
zwykli ludzie trapieni zwykłymi problemami i twórca znakomicie przedstawił nam
je już w pierwszym, pogrubionym zeszycie serii, zaś w kolejnych jedynie
cementował dobre wrażenie. Na kartach pierwszego tomu ”Royal City” nie ma ani jednej postaci, która wydawałaby się gorzej
napisana lub też mniej ciekawa od reszty. Lemire na pierwszy plan zdecydowanie
wysuwa Patricka – postać będącą zablokowanym twórczo pisarzem, lecz fragmenty
skupiające się na innych członkach jego rodziny wcale nie stanowiły gorszej
lektury. Całość jednak nie zrobiłaby tak dużego wrażenia na mnie, gdyby nie
element nadprzyrodzony.
Tommy – spajający cała historię duch
najmłodszego spośród dzieci państwa Pike, to nie tylko największa zagadka ”Royal City”, ale także postać, która po
cichu popycha wydarzenia do przodu. Chociaż pytań pojawia się na jego temat
bardzo dużo, Lemire nie daje nam na nie odpowiedzi, co dla mnie stanowi kolejną
zaletę komiksu. Chociaż poszczególne postacie zachowują się, jakby obecność ducha
Tommy’ego była dla nich codziennością, my wiemy iż tak nie jest i kryje się za
tym coś znacznie głębszego. Twórca komiksu na tyle sprawnie manewruje tym
wątkiem, że już teraz chciałbym sięgnąć po kolejny tom, którego zapowiedzi
sugerują, iż skupimy się właśnie na jednej z tajemnic, które zostały tutaj
zaznaczone. Kolejny raz Lemire dodaje do tworzonego przez siebie komiksu
niepozorny dodatek, który w ostatecznym rozrachunku staje się jego kluczowym
elementem.
Absolutnie nie uważam tego za wadę, lecz warto
podkreślić, iż ”Royal City” raczej
nie przemówi do tych z Was, którzy Jeffa Lemire znają głównie z ”Descendera” czy serii tworzonych dla
Marvela, DC czy Valiant. Co więcej, jest on znacznie spokojniejszy od
powszechnie chwalonego ”Sweet Tooth” czy sprawnie prowadzonego ”Czarnego
Młota”. Przy ”Royal City”
najbardziej odnajdą się osoby, którym przypadły do gustu ”Opowieści z Hrabstwa
Essex” czy też ”Underwater Welder”. Miejcie to na uwadze, planując ewentualny
zakup tego komiksu.
Lemire przy ”Royal City” zajmował się nie tylko scenariuszem, ale także i
warstwą graficzną. I tutaj ani nie zachwycił, ani nie rozczarował. Jako, że
jest to bardzo specyficzny twórca, nie będę się na temat rysunków zbytnio
rozpisywać, chociaż nie ukrywam, że jego styl mi się podoba. Sami jednak oceńcie
czy nie jest to dla Was bariera, ponieważ spotkałem się już z przypadkami osób,
które odbiły się od komiksów rysowanych przez Jeffa Lemire właśnie z powodu
ilustracji.
Delikatnie zaskoczony zostałem jakością wydania
tomu wydania oryginalnego. Zrezygnowano bowiem z typowego w wydaniach zbiorczych, kredowego papieru
i zastąpiono go offsetem. Dla mnie, zmiana na plus, ponieważ charakter komiksu
jakby bardziej pasuje do takiego właśnie rodzaju zastosowanego przy druku
papieru. Omawiane wydanie zbiorcze kosztuje niespełna dziesięć dolarów, co
patrząc na objętość tomu (160 stron) jest znakomitą ceną. Na końcu otrzymujemy
niewiele, bo raptem pięć stron materiałów dodatkowych, ale i tak jest to coś
całkiem ciekawego: ewolucja logotypu serii czy też wczesny wygląd postaci. Wersja polskojęzyczna od Non Stop Comics jest w miarę wiernym odbiciem oryginału, za wyjątkiem odczuwalnie lepszego papieru na jakim wydrukowano komiks. Cena okładkowa wynosi 44 złote i oczywiście nie można mieć do niej żadnych zastrzeżeń.
Dla mnie ”Royal
City” to zdecydowanie jeden z najlepszych komiksów, jakie przeczytałem w
tym roku i nie umiem przyczepić się tu w zasadzie do niczego. Jednakże jest to
też pozycja dość specyficzna, z pewnością nie dla każdego fana powieści
graficznych. No i jestem, czego nigdy nie ukrywałem, wielkim fanem twórczości
Jeffa Lemire, więc moja radość może jest odrobinę przesadzona. Ale tylko
troszeczkę :)
"Royal City #1: Krewni" do kupienia w sklepie Non Stop Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz