Wow, pierwsza odsłona "Top 5" od stycznia tego roku, ale po prostu nie umiałem wytrzymać - obejrzałem początkową połowę premierowej serii "The Walking Dead: Nowy świat" i czuję się tak, jak nazywane są tam zombiaki - pusty. Po prostu nie dam rady... no dobra, kooooogo ja oszukuję? Dam radę wycierpieć do końca serii, ale muszę się uzewnętrznić z tym, jak badziewnie prezentuje się ten tytuł, zwłaszcza przy równolegle emitowanym, szóstym sezonie "Fear the Walking Dead".
UWAGA: lecą spoilery.
5. Czy coś tu nie gra z timeline?
Według zapowiedzi twórców serialu, "The Walking Dead: Nowy świat" miało prezentować nam wydarzenia mające miejsca 10 lat po wybuchu epidemii zombie i przedstawić "pierwsze pokolenie wychowane w nowych realiach". Problem w tym, że trochę się to gryzie z pozostałymi dwoma "trupimi" serialami. Jeśli moje wyliczenia są w miarę dokładne, to dziesięć sezonów "The Walking Dead" zaprezentowało jak dotąd wydarzenia z okolic ośmiu, może nawet dziewięciu lat od wybuchu epidemii (przypominam, w dziewiątym sezonie mieliśmy pięcioletni przeskok czasowy), zaś "Fear The Walking Dead" - mniej więcej z pięciu-sześciu lat od rozpoczęcia apokalipsy. Trochę nie kupuję tego, że trzęsące terenem USA Civil Republic Military, które jest osią fabuły trzeciego serialu z tego uniwersum, tu jest przedstawiane jako potęga militarna, zaś w dziejącym się w zasadzie niewiele wcześniej serialu-matce, praktycznie nie ma po nich śladu, a w osadzonym prawdopodobnie jeszcze bardziej w przeszłości "Fear the Walking Dead" ich istnienie i działalność jest już znana co najmniej kilku miejscom oraz coraz większej ilości osób.
4. Czy CRM ssie?
W tej telewizyjnej serii trzeba było aż dziewięciu lat, by ktoś wytłumaczył skąd bohaterowie trupich seriali biorą paliwo. To znaczy częściowo, ponieważ w piątym i obecnym sezonie "Fear the Walking Dead" pewne wątki toczą się na amatorsko skleconej rafinerii. Tymczasem w "The Walking Dead: Nowy świat" mamy niby-potężną i samowystarczalną organizację CRM, która z jednej strony przemierza kraj wzdłuż i wszerz helikopterami, mają masę broni, sprzętu, leków, naukowców (no, przynajmniej podobno), sposób na łączność na dalekie dystanse i tak dalej, a jednocześnie widzimy w czwartym epizodzie, jak dowódczyni oddziału Elizabeth, po przejęciu miasteczka głównych bohaterów odczuwa jakąś niesamowitą radość z powodu tego, że miejsce to ma prąd, bieżącą wodę i czynną kanalizację, co sugeruje, że super-tajna baza CRM to prawdopodobnie jakieś pole namiotowe, tyle tylko, że z nielimitowanym paliwem lotniczym ;) Może twórcy serialu mnie jeszcze zaskoczą, ale na razie odkrywanie tajemnic tej organizacji idzie im topornie.
3. W zasadzie to jaki "nowy świat"?
Kolejną rzeczą, jaką obiecywali nam twórcy serialu, to spojrzenie na zupełnie inną rzeczywistość, w której mieszkają ludzie dekadę po apokalipsie zombie. I co? I nic. Oprócz tego, że ocaleni skupiają się w większych i lepiej zorganizowanych społecznościach (co widzieliśmy w nieco mniejszej skali w obu wcześniejszych serialach), zaś same zombiaki są jedynie nieco mocniej porozkładane, ale przy tym tak samo groźne. Tak oto dostaliśmy trzeci serial z rzędu, w którym bohaterowie głównie chodzą po lasach i ulicach, a od czasu do czasu znajdują miejsce, gdzie przez dziesięć lat leżały sobie na półkach puszki z tuńczykiem.
2. Dlaczego to postacie są "puste"?
Pięć odcinków serialu za nami i można odnieść wrażenie, że o wszystkich głównych bohaterach powiedziano już nawet za dużo. W momencie, gdy takie "Fear the Walking Dead" od czwartego sezonu pokazuje, że nawet po trzech latach można zaskoczyć widza jakimś twistem fabularnym dotyczącym tej czy innej postaci, "The Walking Dead: Nowy świat" wyczerpuje pomysły nadmiernie szybko. I tak oto mamy tu do czynienia z kolejno:
- Grzeczną uczennicą, która wcale nie jest taka uległa, jak można było początkowo sądzić. Miała trudne dzieciństwo.
- Jej buntowniczą siostrą, która odważna była tylko w bezpiecznych murach miasta i miała trudne dzieciństwo.
- Kolesiem będącym materiałem na niezrównoważonego mordercę, bo miał trudne dzieciństwo.
- Chudym mózgowcem, który miał trudne dzieciństwo.
- Odpowiedzialnym i obowiązkowym żołnierzem, który miał trudne dzieciństwo.
- Twardą i wyluzowaną panią ex-marine. Strzelam, że też miała trudne dzieciństwo.
Pomijając już fakt, że chyba nie ma w uniwersum "Żywych Trupów" kogoś, kto nie miał większych problemów, to faktycznie w przypadku postaci w większości nastoletnich, zagrywka "trudne dzieciństwo" jest aż nazbyt oczywista. Można ją jednak wykorzystać pomysłowo. Tyle tylko, że w "The Walking Dead: Nowy świat" jest jeszcze jeden problem.
1. Kto tu kurde robił casting?
Otóż to - moim skromnym zdaniem, cała nastoletnia obsada serialu jest beznadziejna. Tu to nawet nie chce mi się rozpisywać za mocno, bo tylko bym się niepotrzebnie wkurzał. Dodam tylko, że według IMDb, tylko chłopak grający Silasa jest debiutantem, zaś cała reszta od co najmniej paru lat jest obeznana z kamerą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz