piątek, 11 września 2020

Ice Cream Man vol. 5: Other Confections (W. Maxwell Prince/Martin Morazzo/Chris O'Halloran)

Seria ”Ice Cream Man” nieustannie ewoluuje i trudno przewidzieć, w jakim kierunku pójdą kolejne odsłony. W początkowych dwóch, może trzech tomach czuć było jeszcze, że oprócz prezentowania kolejnych opowieści grozy, W. Maxwell Prince ma jeszcze w zanadrzu jakiś pomysł na fabułę, która przemyka gdzieś w tle kolejnych odsłon serii. Jednakże czwarty oraz najnowszy – piąty tom cyklu pokazał, że seria jest najlepsza wtedy, gdy mniej (lub też wcale) skupiamy się na tytułowym Lodziarzu, a mocniej obserwujemy koszmary, jakie zsyła na kolejnych nieszczęśników. Nie można przy tym nie dodać, że scenarzysta raz za razem udowadnia, iż jeśli chodzi o pokłady jego wyobraźni, to niemal wszyscy możemy mu tylko zazdrościć.

Jak zwykle otrzymujemy cztery kolejne, zamknięte historie grozy. I znowu W. Maxwell Prince mnie totalnie zaskoczył, bo postanowił sobie poeksperymentować z formą i w mojej ocenie, wyszło mu to lepiej niż dobrze. Na dobry początek otrzymujemy przekręconą wersję komiksu superbohaterskiego i nawet najmniej wprawne oko zauważy, że twórcy wzięli na tapet Supermana. Oto bowiem znana dziennikarka Parker Paige wpada w oko lokalnemu herosowi – niejakiemu Ice Cream Manowi. Ten zaprasza ją na randkę do swojej Fortecy Samotności… a, nie, przepraszam – do jego Pałacu Odizolowania, gdzie kobieta przekonuje się, że za niemal krystalicznym obliczem herosa tak naprawdę skrywa się prawdziwy koszmar. Generalnie zawsze doceniam dobry pomysł na parodię lub też pastisz gatunku superhero, o czym świadczy chociażby moje niemal bezkrytyczne uwielbienie wobec serii ”Czarny Młot” z Dark Horse Comics. Tutaj jest całkiem podobnie, tylko w wyraźnym sosie z grozy. Prince nie przejmuje się zbytnio, że praktycznie 1:1 przenosi nas w świat wykręconego Supermana, bo nie o to w tej opowieści chodzi. Prawdziwe dno tej historii jest ukryte gdzie indziej i myślę, że przyniesie Wam sporo radości odkrycie go, a i niewykluczone, że poczujecie się w międzyczasie mocno nieswojo.

W kolejnym rozdziale możemy się zastanowić nad tym, jak dochodzi do szczątkowej utraty pamięci. Tutaj właśnie twórcy przedstawiają nam historię umierającego, starszego człowieka, któremu z dnia na dzień umyka coraz więcej szczegółów z własnego życia. Skleroza? Alzheimer? Nie, tutaj w grę coś znacznie bardziej nadnaturalnego. I tu już scenarzysta rozwija skrzydła i pokazuje, że kreatywnością mógłby zawstydzić niejedną osobę. Strasznie podobał mi się w przypadku tego rozdziału nie tylko sposób przedstawienia całego pomysłu przez scenarzystę, ale także i to, jak rysownik serii ”Ice Cream Man” graficznie rozwiązał kwestię znikających fragmentów wspomnień. Bezspoilerowo napiszę, że zrobił to stosunkowo prosto, ale i cholernie pomysłowo :)

Przechodzimy wreszcie do trzeciej opowieści z tego tomu i znowu mamy do czynienia z ostrą zabawą formą. Dlaczego? Ponieważ tym razem W. Maxwell Prince postanawia zaprezentować nam rozpisaną na 22 strony… instrukcję prawidłowego bycia duchem. Ale takiego naprawdę zawodowego, a nie ograniczenia się do nałożenia prześcieradła na głowę. Jeśli kiedykolwiek mieliście do czynienia ze składaniem mebli z Ikei, możecie wyobrazić sobie jak konkretnie prezentuje się ta opowieść. I jest to kolejny raz, gdy scenarzysta serii ”Ice Cream Man” solidnie mnie zaskoczył. Postawił na niewielką ilość dialogów i skupił się na narracji, którą poprowadził w taki sposób, że ma się wrażenie, iż nic więcej w rozdziale tym nie jest potrzebne. Warto też zwrócić uwagę na kolory. A w zasadzie ich brak. Chris O’Halloran ograniczył tu paletę użytych kolorów do czerni, bieli i wszelakich odcieni szarości, co doskonale zdało egzamin.

I wreszcie na deserek, czas na opowiastki dla dzieci. Tym razem nasz ulubiony, przerażający lodziarz, odwiedza pewną rodzinkę, by utulić dwójkę tamtejszych dzieciaków do snu. I jak możecie się domyślić, jego dobór bajek nie należy do najbardziej typowych. To właśnie na łamach tego rozdziału najmocniej mógł wykazać się Morazzo, ponieważ każda z przedstawianych przez antagonistę opowiastek została zilustrowana w zupełnie inny sposób i artysta miał spore pole do popisu. Osobiście uważam, że o ile graficznie jest to najciekawszy fragment piątego już tomu, tak fabularnie jest tu, niestety, zdecydowanie najbardziej ”typowo”.

Nie zmienia to jednak nijak faktu, że serię ”Ice Cream Man” nieustannie cenię sobie bardzo wysoko i uważam, że z obecnej oferty Image Comics jest to ten tytuł, który zdecydowanie powinien znaleźć się w kręgu zainteresować rodzimych wydawców. Zresztą z tego co mi wiadomo, nie ja jeden tak uważam, zatem… Mucho? Egmoncie? Tutaj totalnie aż się prosi o puszczenie tej serii w tomach ”2 w 1” i w tym przypadku totalnie nawet przebolałbym twardą oprawę. Wydania oryginalne to jednak niezmiennie liczące nieco powyżej stu stron tomy, zawierające raptem po cztery zeszyty, a także galerię okładek wariantowych i niestety nic ponadto. Cena okładkowa jest oczywiście standardowa i wynosi 16,99$.

Piąty już tom serii ”Ice Cream Man” niezmiennie zaskakuje i jako całość, zdecydowanie trzyma wysoki poziom. Super jest też to, że niniejszą odsłonę możecie kupić i nijak nie przejmować się czterema poprzednimi tomami, więc tym bardziej nie wiem, na co w zasadzie czekacie. 

"Ice Cream Man vol. 5: Other Connections" do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz