poniedziałek, 21 września 2020

Die tom 1: Fantastyczne rozczarowanie (Kieron Gillen/Stephanie Hans)

Jeśli zaufać internetowemu słownikowi PWN, pojęcie ”hermetyczny” ma kilka znaczeń. Najbardziej popularne to oczywiście ”szczelnie zamknięty”, ale możemy też rozumieć przez to, iż coś jest ”dostępne tylko dla niewielkiego kręgu wtajemniczonych”. I jak to się w zasadzie ma do wydanego niedawno przez wydawnictwo Non Stop Comics, pierwszego tomu serii ”Die”? Ano właśnie, że o komiksie tym można śmiało powiedzieć, że w sumie jest dobry, ale hermetyczny. Bo został on napisany z wyraźną myślą o bardzo konkretnej grupie docelowej i jeśli w niej nie jesteście, to niestety trochę zabawy stracicie.

Przenosimy się do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Szóstka nastolatków, którzy w większości kochają grać w klasyczne erpegi, zostaje wciągnięta w świat tajemniczej, nowej gry. Do naszej rzeczywistości wracają, lecz niestety już nie w komplecie. Mijają trzy dekady i dorośli już bohaterowie odkrywają, że to nie koniec ich koszmaru i muszą ponownie wrócić do miejsca, które na zawsze odmieniło ich życie.

Nie będę zbytnio przedłużał i od razu napiszę, dlaczego na początku tekstu nazwałem wcześniej komiks ten ”hermetycznym”. Otóż Kieron Gillen – scenarzysta ”Die” – nawet przez moment nie ukrywa, że jest fanatykiem klasycznych erpegów, swego czasu spędzał dużo czasu przy ”Dungeons and Dragons”, a oparta na systemie tym kreskówka (konkretnie – fakt, iż została niedokończona) zainspirowała go, do stworzenia niniejszej pozycji. I tą miłość do erpegów widać oraz czuć praktycznie na każdej stronie komiksu, co dla osób, które nigdy się do tego typu rozrywki nie przekonały lub też nie miały okazji jej spróbować, staje się lekko problematyczne. To nie jest tak, że nieznajomość sesji RPG sprawia, iż ”Die” staje się kompletnie niezrozumiałym bełkotem, lecz ”postronna” osoba na widok scen z kostkami, tłumaczeniem reguł oraz innych rzeczy, które są w rozdziale otwierającym komiks, w zasadzie wzruszy ramionami i ruszy dalej. Potem zaś dostanie niby ”typowe” schematy, pokroju ”jest drużyna, ma misję i robi po drodze questy poboczne”, co w dzisiejszych czasach chyba mocniej kojarzy się z grami komputerowymi, niż tym, co chciał przekazać autor. Dodatkowo, myślę iż wielu osobom przyjdzie także do głowy film ”Jumanji”.

Dlatego właśnie z komiksem ”Die” jest ten problem hermetyczności. Widziałem już kilka rodzimych recenzji tej pozycji i o ile chyba wszyscy, zgodnie zauważają, iż jest to pozycja przesiąknięta klimatem klasycznych erpegów, tak chyba będę pierwszy, który jednak dostrzega w tym pewien kłopot. Jest to sprawa podobna do chociażby innych, autorskich projektów Gillena i mam tu na myśli ”The Wicked + The Divine” czy nieznany szerzej w Polsce ”Phonogram”, gdzie także spokojnie można czerpać satysfakcję (i to niemałą) z lektury, tyle tylko, iż znajomość kontekstów i licznych odwołań do popkultury tylko pomagają. Generalnie lubię wszelkie, tego typu smaczki w komiksach, lecz gdy wysuwają się za mocno na pierwszy plan, jest to już dla mnie nieco męczące. Zaznaczę przy okazji, że w erpegi grałem, lubię, ilość posiadanych przeze mnie wszelakich kostek do gry to już pewnie trzycyfrowa liczba i pierwszy tom ”Die” generalnie w stu procentach ogarnąłem, lecz nie mogę udawać, że komiks ten ewidentnie nie przemówi z pełną mocą do wszystkich czytelników. I uważam to jednak za minus.


Mimo wszystko, tak jak wspomniałem wcześniej, tytuł ten nie jest czymś kompletnie niezrozumiałym. Ba, zapewne wielu z Was przypadnie do gustu i nic w tym dziwnego nie będzie. Wszak to cały czas pokaz bardzo dobrego, scenariuszowego rzemiosła i chociaż liczę, że w kolejnych tomach (w USA zapowiedziano już trzeci) będzie tylko lepiej, to na pewno nie nazwę ”Die” pozycją słabą. Myślę, iż lepszym słowem jest ”nietypowy”.

Zaskoczyć może także warstwa graficzna komiksu, która zdecydowanie odbiega od tego, co znamy jako standard rodem z USA. Stephenie Hans zajęła się tu nie tylko szkicem i tuszem, ale również kolorami i mi akurat jej prace zdecydowanie do gustu przypadły. No, może za wyjątkiem twarzy jednej z postaci, aczkolwiek może był to celowy zabieg, by jej widok doprowadzał mnie do szału :)

Ogólnie ”Die” jest (przynajmniej jak na razie) taką pozycją, która dziwi mnie tym, jak dużo szumu narobiła w USA. Osobiście wyżej cenię inne dzieła Gillena, lecz zarazem cieszę się, że twórca ten nie schodzi poniżej całkiem porządnego poziomu. Aha, no i jak zwykle cieszy mnie całkiem duża ilość dodatków w komiksie.

Zatwardziali erpegowcy prawdopodobnie pokochają, reszta może niekoniecznie.

"Die tom 1: Fantastyczne rozczarowanie" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz