czwartek, 30 lipca 2020

Invincible tom 8 (Robert Kirkman/Ryan Ottley i Cory Walker/FCO Plascencia)

Delikatnie zmienił się cykl wydawniczy serii ”Invincible” z powodu pandemii i na ósmy tom przygód Marka Graysona trzeba było czekać nie trzy, a cztery miesiące. Dla fanów pewnie to żaden kłopot, wszak mało która, a w zasadzie żadna inna seria z Image wydawana w naszym kraju, nie może pochwalić się podobną częstotliwością ukazywania się. Inni zaś, umówmy się, od ósmego tomu nie zaczną zapewne znajomości z wykreowanym przez Roberta Kirkmana, Cory’ego Walkera oraz Ryana Ottleya światem. Chociaż de facto mogliby, bo tym razem scenarzysta postanowił zabawić się z kolejnym dość popularnym schematem komiksu superbohaterskiego i przedstawił nam zupełnie nowego, niekoniecznie lepszego Invincible’a.

Po niezbyt satysfakcjonującym zakończeniu wojny z Viltrumianami, nasz bohater postanowił zmienić swoje metody działania i sprzymierzył się z Dinosaurusem, odpowiedzialnym za zniszczenie jednego z miast w USA. To oczywiście sprawia, że Marc zostaje wyjęty spod prawa, chociaż nikt nawet nie próbuje zrozumieć, co właściwie obaj robią. Chłopak jednak będzie musiał niedługo opuścić swoją kryjówkę, ponieważ ku Ziemi zbliża się Allen z wirusem, który powinien wybić wszystkich Viltrumian ukrywających się na Ziemi. Sęk w tym, że przy okazji, może zginąć cała rasa ludzka. Konsekwencje tego starcia będą tak duże, że koniec końców ktoś inny musi wskoczyć w strój Niezwyciężonego. I będzie to zmagający się z własnymi problemami Bulletproof, który w poprzednich tomach pełnił rolę raczej trzecioplanową. Ponadto dowiemy się wreszcie co Robot i Monster Girl robili w odległym świecie i jak konsekwencje ich czynów przeniosą się w końcu na Ziemię.

Jakiego jeszcze schemaciku znanego z komiksów superbohaterskich nie było jeszcze na łamach serii ”Invincible”? Oczywiście tak zwanych ”legacy heroes”, a więc postaci, które przejmują czasowo lub na stałe, znany już pseudonim. Czarnoskóry Niezwyciężony na okładce to właśnie nic innego, jak Kirkmanowa wersja przekazania komuś dziedzictwa, tyle tylko… że robi to całkowicie po swojemu. W dość zabawny sposób zresztą. Nie będę tu zdradzać konkretnie szczegółów, by nie zepsuć Wam ewentualnej lektury, lecz jeśli znacie już co najmniej jako tako komiksy Kirkmana, to zapewne wiecie doskonale, że scenarzysta ten nie lubi korzystać ze schematów, a bardziej je przerabiać. Bulletproof otrzymuje tu oczywiście solidne pogłębienie swojej historii i cieszy mnie, że jeśli chodzi o charakter, to nie jest on totalnym klonem Marka Graysona i chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że już w kolejnym tomie zobaczymy powrót oryginalnego Niezwyciężonego, to jednak liczę, iż postać ta doczeka się rozwiązania tych paru zaznaczonych wątków (i cały czas po cichu liczę na wydanie w Polsce ”Invincible Universe”).
Niemniej powyżej pisałem o drugiej części niniejszego tomu. Wcześniej otrzymaliśmy story-arc z Allenem i wirusem plagi, gdzie było znacznie więcej klepania się po mordach i dość zaskakujących zwrotów akcji. Na koniec z kolei więcej miejsca poświęca się Robotowi i Monster Girl, co w mojej ocenie jest najmniej ciekawą częścią niniejszej pozycji. Byłby to może dobry materiał na osobną miniserię, tu wydaje się być zbędny.

Kolejny raz za warstwę rysunkową odpowiedzialni byli zarówno Cory Walker (pierwszy rysownik serii ”Invincible”) oraz Ryan Ottley. Zapewne się powtarzam, lecz specyficzny styl graficzny, jaki nadano przedstawionemu na łamach komiksu światu trochę może ograniczać rysowników. Jednakże wyraźnie widać, że przynajmniej Ottley z każdym kolejnym tomem rozkręca się coraz mocniej, co czytelnika może tylko i wyłącznie cieszyć. Poziomem nie odstawali zarówno zajmujący się kolorami FCO Plascencia, jak i znany chociażby także z ”Żywych Trupów” Cliff Rathburn, który wspomagał rysowników swoim tuszem. Graficznie zatem także bez większych zaskoczeń.

Ósmy tom ”Invincible” jak zwykle zawiera kilkanaście stron dodatków, które nie ukrywam, są fajne i męczące zarazem. Naprawdę dobrze przegląda się te wszystkie szkice, koncepty, ale już załączone do całości komentarze zwyczajnie męczą. Twórcy komiksu prześcigają się tam o to, kto komu mocniej wejdzie w tyłek, co po ośmiu tomach już zwyczajnie męczy. Komiks wydano oczywiście w twardej oprawie i ponownie w cenie okładkowej wynoszącej 99,99zł. Całość tym razem zamyka się w niecałych trzystu stronach.

Najnowsza odsłona serii ”Invincible” to przede wszystkim odpoczynek po tym, co zaserwowano nam w poprzednim tomie oraz kolejny dowód na to, że jest jeszcze kilka superbohaterskich schematów, których Kirkman jeszcze na łamach tego cyklu nie przemielił. Ja tam bawiłem się całkiem nieźle, chociaż cały czas niepokoją dochodzące z paru miejsc głosy, że nic lepszego od tomu siódmego już w tej serii nie dostaniemy.
   
"Invincible tom 8" do kupienia w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.

1 komentarz:

  1. Invincible Universe to w sumie jedyny naprawdę warty wydania tie-en z Invincible (nie liczę oddzielnych serii). Obie serie Guarding the globe mnie bardzo rozczarowały :/

    OdpowiedzUsuń