poniedziałek, 6 lipca 2020

Oblivion Song: Pieśń Otchłani tom 3 (Robert Kirkman/Lorenzo De Felici/Annalisa Leoni)

Nierzadko recenzując komiksy Gartha Ennisa używam takiego umownego zwrotu ”dobry/zły Ennis”, który oznacza nic innego jak komiks dobry lub też zdecydowanie poniżej potencjału drzemiącego w tym dość specyficznym, ale i niezmiernie utalentowanym twórcy. Po lekturze trzeciego tomu ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” zastanawiam się nad wprowadzeniem podobnej podziałki dla tytułów Roberta Kirkmana. Bo pomimo potencjału, który z pewnością drzemie w niniejszym tytule, podczas lektury najnowszej odsłony od Non Stop Comics, najzwyczajniej w świecie się wynudziłem.

”Dobry Kirkman” to dla mnie ten facet, który potrafi rozpisać swoją komiksową telenowelę na grubo ponad setkę zeszytów i sprawić, że nawet pomimo wielu przestojów po drodze, zawsze znajdzie się jakiś moment, w którym poczuję się jak uderzony w pysk i nie będę mógł doczekać się powtórki. Do tej grupy zaliczam oczywiście ”Żywe Trupy” i ”Invincible”, niezapomnianego ”Battle Pope”, ale także chociażby takiego niedokończonego niestety ”Super Dinosaura”. Z kolei ”złym Kirkmanem” będę nazywał faceta, który dał nam takie dziwy jak jego run w ”Ultimate X-Men” w Marvelu, totalnie mi nieodpowiadające ”Die! Die! Die!” czy też (w pewnym stopniu) ”Outcast: Opętanie”, które w mojej ocenie stało się naprawdę ciekawe dopiero w okolicach trzeciego tomu, czyli trochę zbyt późno. No i teraz do tego zestawu dorzucam niestety ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani”.

W trzecim tomie widzimy moment, w którym Nathan Cole wychodzi z więzienia i odkrywa, że w tym czasie nowa organizacja kontynuowała eksplorację i badania Oblivion. W tym samym czasie tajemniczy Bezimienni ujawniają na nowo swoją obecność oraz przystępują do działania, co sprowadza ogromne niebezpieczeństwo na dobrowolnie żyjących w obcym świecie ludzi. W obliczu tego niebezpieczeństwa, Nathan i jego brat Ed muszą połączyć siły, chociaż ich spojrzenie na otaczające ich, obie rzeczywistości nadal dość diametralnie się od siebie różnią.

To, co jest dla mnie zdecydowanie największą wadą serii ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” jest paradoksalnie tą samą rzeczą, za którą cenię inne komiksy Kirkmana. Otóż ten tytuł jest masakrycznie przeciągnięty. Trzy tomy, osiemnaście zeszytów, a mam wrażenie, jakby wszystko to szło spakować w jedno wydanie zbiorcze. Także i standardowe dla tego scenarzysty wątki obyczajowe jakoś na mnie nie działają. Skrajnie wręcz nie znoszę obu głównych postaci komiksu, lecz nie w sensie takim, jak na przykład Negan z ”Żywych Trupów”, który jednocześnie był ch*jem, ale przy tym przynajmniej bardzo dobrze pisanym. Ciężko mi napisać to samo zarówno na Nathanie jak i Edzie, a jest to dla mnie duży problem, jeżeli najważniejsze postacie danego komiksu potrafią wywołać we mnie co najwyżej uczucie srogiego zażenowania. Rozczarowaniem są także tajemniczy Bezimienni, teasowani przez Kirkmana od samego początku serii, a obecnie wyglądający na największe zagrożenie w zasadzie tylko z tego powodu, że są nieco bardziej inteligentni od typowych stworzeń żyjących na terenie Oblivion. Ach, no i mają jakieś nadprzyrodzone moce. No wow, doprawdy niesamowite. Oczywiście zawsze istnieje możliwość, że jest z nimi związany jakiś większy twist fabularny, który Kirkman ujawni za kolejnych osiemnaście zeszytów. Nie wiem tylko, czy komuś będzie się jeszcze chciało czekać.
Ogólnie w trzecim tomie omawianej serii nie umiem znaleźć nic w fabule, co określiłbym mianem ”ciekawego”. I jest to smutne oraz zaskakujące, bo nie do tego przyzwyczaiły mnie pozycje pisane przez Roberta Kirkmana.

Lorenzo De Felici nadal stanowi tę ciekawszą część twórców serii ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani”. I chociaż jasne, jego rysunków nie uważam za jakiś ścisły top na rynku USA, lecz komiks ogląda mi się przyjemnie, mają one swój wyrazisty sznyt, zaś projekty niektórych stworzeń z Oblivion potrafią zrobić bardzo pozytywne wrażenie. Rysownik przy tym bardzo fajnie uzupełnia się z całkiem utalentowaną kolorystką Annalisą Leoni. Tak więc co jak co, ale na warstwę graficzną niniejszego komiksu akurat narzekać nie będę.

Podobnie jak miało to miejsce w przypadku poprzednich tomów, tak i tym razem na końcu ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” nie znajdziecie żadnych materiałów dodatkowych. W sumie to ciekawe, czy wydania oryginalne też są tak wykastrowane z czegokolwiek, aczkolwiek, wiedząc jak wyglądały chociażby zwykłe trejdy ”Żywych Trupów”, to myślę iż wydawnictwo Non Stop Comics nic tu nie powycinało. Komiks liczy sobie zatem 144 strony oraz kosztuje okładkowo dokładnie 44 złote i w obecnej, kolejnej już megapromocji na pozycje od tego wydawnictwa, możecie złapać go za nieco mniej niż 25 polskich złotych.

Sęk w tym, że przy pierwszym tomie miałem jeszcze jakieś nadzieje, przy drugim już tylko się łudziłem, zaś przy trzecim i tego już zabrakło - ”Oblivion Song: Pieśń Otchłani” najzwyczajniej w świecie nie jest komiksem, którego zakup bym polecał. Osiemnaście zeszytów spakowanych w trzy wydania zbiorcze za nami, a historia nadal jakoś nie potrafi porwać i zainteresować na tyle, by w ogóle obchodziło mnie to, kiedy pojawi się kontynuacja.
    
"Oblivion Song: Pieśń Otchłani tom 3" do kupienia w sklepach Non Stop Comics oraz ATOM Comics.

1 komentarz:

  1. Mnie akurat wciągnął od pierwszego zeszytu, nawet odstawiłem 3ci tom na później bo szkoda wszystko na raz czytać, no ale to kwestia gustu ;-) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń