Rok 2019 był w na polskim rynku
komiksowym okresem całkowitego panowania Jeffa Lemire. W ciągu ostatnich
dwunastu miesięcy, dzięki wspólnym wysiłkom wydawnictw Mucha Comics, Non Stop
Comics, Egmont oraz KBOOM, dostaliśmy aż dwadzieścia pięć albumów w jego nazwiskiem
na okładce plus krótki udział w ”Batman: Metal #3”. Oczywiście nie wszystkie te
tytuły były godne uwagi, ponieważ obok naprawdę fajnych komiksów jak ”Czarny
Młot” lub ”Green Arrow”, potrafiły pojawić się również takie pozycje jak bardzo
przeciętne ”Extraordinary X-Men” czy też w mojej ocenie zaledwie poprawny
”Bloodshot: Odrodzenie”. Co ciekawe, aż przy siedmiu tomach spośród wspomnianej
dwudziestki piątki, Lemire współpracował z tym samym rysownikiem, którym jest
Andrea Sorrentino. Ich najnowsze wspólne dzieło otrzymało w tym roku Eisnera w
kategorii ”najlepsza nowa seria” i jest to oczywiście ”Gideon Falls”, którego drugi tom niedawno pojawił się w Polsce,
dzięki wydawnictwu Mucha Comics.
Jak to niejednokrotnie wspominałem
tu przy okazji wcześniejszych recenzji, także i ”Gideon Falls” to komiks, którego część zdążyłem najpierw poznać w
wersji oryginalnej. Lekturę tej serii zawiesiłem w momencie ogłoszenia
zapowiedzi przez Muchę i miało to miejsce w chwili, gdy byłem na szóstym
zeszycie. I nie ukrywam, że tytuł ten nie był moim faworytem do zgarnięcia tegorocznego
Eisnera, lecz gdzieś tam w kuluarach dało się słyszeć, że materiał zawarty w
drugim tomie owej serii jest znacząco lepszy niż jej otwarcie, które i tak
oceniłem bardzo wysoko. Podczas niedawnych świąt postanowiłem osobiście to
sprawdzić.
Tajemnica nieustannie goni
tajemnicę. Po wydarzeniach z końcówki pierwszego tomu, Norton jest jeszcze
mocniej zdecydowany, by odkryć sekrety Czarnej Stodoły i wydaje mu się, że
został wybrany do tego, by ją odbudować. Jednakże ktoś ma zamiar pokrzyżować
plany chłopaka i pomagającej mu terapeutki Angie, przez co Norton ponownie
trafia do szpitala psychiatrycznego. Tymczasem ojciec Fred coraz mocniej
angażuje się w sprawę morderstw na terenie parafii, na którą niedawno został
zesłany. Ich działania ostatecznie doprowadzą do tego, że drogi tej dwójki
zostaną skrzyżowane.
Finał pierwszego tomu serii ”Gideon Falls” mocno mnie zaskoczył i
byłem niesamowicie ciekawy tego jak Jeff Lemire pociągnie dalej zaprezentowane
wydarzenia. Nie miałem jednak obaw co do tego, że dokona tego co najmniej w
dobrym stylu, ponieważ nie jest to komiks wydany przez Marvela lub DC, a znane
porzekadło mówi, iż scenarzysta ten najczęściej u „wielkiej dwójki” po prostu
chałturzy. Z paroma wyjątkami od reguły, rzecz jasna. Omawiany dzisiaj komiks
tylko potwierdził to porzekadło, chociaż osobiście nie zgadzam się z tym, co
usłyszałem jakiś czas temu. Drugi tom ”Gideon
Falls” nie jest lepszy od pierwszego – jest tak samo solidny i dobry. Lemire
sprawnie rozwija wykreowany przez siebie świat i co dla mnie najważniejsze –
nie skąpi odpowiedzi na postawione pytania. Już po dwóch tomach nasza wiedza o
tajemniczej Czarnej Stodole jest dość spora, ale jednocześnie wciąż
niekompletna i zagadkowa. Scenarzysta prowadzi przy tym opowieść w sposób na
tyle interesujący, bym czuł ekscytację na samą myśl o tym, że zapewne za kilka
miesięcy otrzymamy kolejną odsłonę. Tym samym ”Gideon Falls” odróżnia się zdecydowanie chociażby od w pewnym
sensie podobnych pod kątem konstrukcji fabuły ”Odrodzenia” czy ”Palcojada”,
których scenarzyści strasznie ”męczyli bułę” w niektórych tomach, byle tylko
nie udzielić odpowiedzi na jakiekolwiek istotniejsze pytania. Tu tego nie ma, a
dodatkowo klimat komiksu znakomicie mi leży. Co prawda na widok obecnego na
tyle okładki kolejnego porównania z ”Miasteczkiem Twin Peaks” przewracam nieco
oczami, to jednak tym razem… coś w tym jest. Tyle tylko, że przy komiksie Jeffa
Lemire nie musimy tak często zastanawiać się co autor mógł mieć na myśli :)
Podoba mi się także to, jak Lemire
prowadzi obu głównych bohaterów. Po lekturze obu tomów ”Gideon Falls” mogę śmiało powiedzieć, że obu… nie lubię. No, może
to nie do końca odpowiednie określenie. Norton mnie odrobinę przeraża, Fred zaś
irytuje. Ale zarazem obaj mocno fascynują i jestem ciekawy jak potoczą się ich
dalsze losy.
Pewnie już wspominałem o tym przy
innych okazjach, lecz wspomnę raz jeszcze, że jestem dużym fanem talentu Andrea
Sorrentino. Śledziłem jego postępy zapewne zanim większość z Was w ogóle usłyszała
to nazwisko, ponieważ charakterystyczny styl tego twórcy wpadł mi w oko już w
2010 roku (notabene przy jego debiucie) w miniserii ”God of War”, wówczas
franszyzy znajdującej się w rękach DC WildStorm. Jednakże w moich oczach
rozwinął skrzydła dopiero przy swoim drugim, komiksowym projekcie, jakim było
mało znane ”I, Vampire” zrealizowane w ramach linii New52 od DC. Przez jakiś
czas, a konkretniej w momencie gdy artysta ten osiadł w Marvelu, myślałem, że
Sorrentino niczym mnie już nie zaskoczy. Tymczasem ”Gideon Falls” raz za razem powoduje u mnie opad szczeny. Absolutnie
uwielbiam wszystkie momenty najmocniej związane z tajemniczą stodołą, ponieważ
to tutaj rysownik totalnie popuszcza wodze fantazji i zachwyca pomysłowością
oraz niesamowitym wykonaniem rozkładówek. Jak zwykle świetnie uzupełnia go
kolorysta Dave Stewart, no ale co klasa to klasa. Nie umiem sobie przypomnieć
chociaż jednego komiksu z barwami nałożonymi przez tego artystę, który nie
przypadłby mi do gustu.
W drugim tomie cyklu ”Gideon Falls” dodatków w zasadzie nie
ma. Ograniczają się one do ściśniętej na raptem dwóch stronach galerii okładek
wariantowych. Całość tradycyjnie opakowana jest w twardą okładkę i ma nieco
powiększony format. Ze względu na mniejszą ilość stron, cena okładkowa również
spadła i w tym przypadku wynosi 59 złotych. Czy warto? Pierwszy tom wymieniłem
w ósemce najlepszych komiksów Image wydanych w Polsce w 2019 roku. O drugim mam
mniej więcej tę samą opinię, więc odpowiedź jest jasna jak słońce.
"Gideon Falls #2: Grzechy pierworodne" do kupienia w sklepach Mucha Comics oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz