niedziela, 17 marca 2019

Skyward vol. 1: My Low-G Life (Joe Henderson/Lee Garbett/Antonio Fabela)

Uważam, że chociaż w 2018 roku wydawnictwo Image Comics mogło poszczycić się kilkoma naprawdę mocnymi premierami (np. ”Gideon Falls” czy ”Isola”), to jednak było ich odczuwalnie mniej niż w latach wcześniejszych, nie wspominając nawet o złotym okresie z lat 2012-2014, gdy w Image raz za razem pojawiały się prawdziwe perły. Nie oznacza to jednak, iż czytelnicy nie mieli w czym wybierać, a niektóre serie stały/stoją na naprawdę wysokim poziomie. Tak jest właśnie ze ”Skyward”, o którym będę się wypowiadał dość ciepło w dalszej części tekstu, a jednak nie był to komiks, który umieściłem w blogowym zestawieniu najlepszych premier 2018 roku.

Joe Henderson przed rozpoczęciem pracy nad ”Skyward” miał bardzo nikłe doświadczenie jako twórca komiksów. Dotychczas jego nazwisko można było zlokalizować tylko w ”Witchblade Annual #1” z 2009 roku, gdzie był autorem jednej z krótszych historii owego zeszytu. Mimo to jego nazwisko było mi doskonale znane jeszcze zanim zdecydowałem się sięgnąć po tę serię, ponieważ twórca ten jest także jednym z głównych producentów serialu ”Lucifer”, który to dla fanów komiksu jest solą w oku, zaś na świecie cieszy się tak dużą popularnością, że po ogłoszeniu jego kasacji przez stację FOX, przez cały glob przetoczyła się akcja mająca na celu uratowanie produkcji. To ostatecznie udało się zrobić, lecz nietrudno zgadnąć, że największe zasługi w tym miał właśnie Joe Henderson. Cały czas prowadził on na mediach społecznościowych dialog z fanami i na bieżąco oraz z wyraźną pasją informował o dalszych losach serialu. I w końcu udało się. Być może też z tego powodu do ”Skyward” nie podchodziłem z tak dużym dystansem, jak do wielu innych komiksów tworzonych tak naprawdę przez debiutanta.

Willa Fowler przyszła na świat tuż przed G-Day – wydarzeniem, które trwale odmieniło losy ludzkości. Pewnego dnia bowiem, grawitacja po prostu znacząco zmniejszyła swoją siłę. Dwadzieścia lat później, ludzkość przyzwyczaiła się już do nowych realiów i opłakała tysiące ofiar feralnego dnia. Obecnie dziewczyna pracuje jako kurier, a jej młodzieńczy entuzjazm i zapał każdego dnia przyprawia o zawał jej wiecznie martwiącego się ojca. Ten skrywa przed córką sekret, który w końcu musi wyjść na jaw – to on jest jedną z osób, które spowodowały G-Day i wie, jak można to naprawić. Sęk w tym, że Willa wcale by tego nie chciała.
Skyward” od pierwszych stron urzekło mnie tym, czego akurat dokładnie się spodziewałem. Za warstwę graficzną odpowiedzialny jest Lee Garbett, którego – będąc wciąż w piekielnych klimatach – możecie kojarzyć chociaż z drugiego woluminu ”Lucifer”. Ja znam artystę tego z paru innych tytułów i nie ukrywam, że chociaż część z nich była… no, mocno średniej jakości pod kątem scenariusza, to jednak rysunki Garbetta zawsze były czymś, co całkowicie trafiało w mój gust. W przypadku omawianego teraz komiksu jest nawet jeszcze lepiej, gdyż dzięki pracy nad tytułem autorskim dla Image Comics, rysownik zapewne otrzymał więcej swobody dla siebie. ”Skyward” w efekcie jest nie tylko bardzo fajnie zilustrowaną pozycją, ale także moim zdaniem to zdecydowanie najlepsza praca w jego dorobku. Antonio Fabela, a więc kolorysta serii, również zasługuje na pochwały. Obaj dali nam ciekawie przedstawiony świat, którego paleta barw została dobrana we właściwy i nienarzucający się sposób. Garbetta należy pochwalić jeszcze za masę smaczków z drugiego planu. Dzięki nim na każdej planszy dzieje się sporo, a przedstawiony świat wydaje się autentycznie żył. ”Skyward” jest tytułem, który wręcz wymuszał na rysowniku zachowanie dużej dynamiki ilustracji i cieszę się, że udało się tego dokonać.

Jednakże Joe Henderson także odwalił kawałek przyzwoitej roboty i w zasadzie całkowicie nie widać tu po nim debiutanckiej tremy. ”Skyward” broni się nieźle pod w zasadzie każdym względem. Fabuła nie tylko ma sens i jest dość oryginalna, ale także potrafi zaintrygować. Bohaterowie rozpisani zostali dobrze i co nie powinno Was dziwić, zdecydowanie najlepiej prezentuje się główna bohaterka. Nie jest ona zbyt doskonała – momentami jej buńczuczność i przesadna pewność siebie potrafi wkurzać, lecz z czasem przekonujemy się, że taka konstrukcja tej postaci nie tylko ma sens, ale również zaczyna znakomicie działać. Willa nie jest do końca postacią, którą polubiłem, ale z pewnością w pewnym momencie całkowicie zacząłem jej kibicować. Jednakże najmocniej kupił mnie sposób, w jaki Henderson rozpisał świat przedstawiony. Jest tu pełno scen, które chociaż kręcą się wokół głównych postaci serii, to jednak pokazują w niezbyt nachalny sposób to, jak mocno G-Day odmieniło ludzkość. Tak dowiadujemy się, że dla niektórych jest to najlepsza rzecz, która wydarzyła się w ich życiu, inni zaś próbują żyć po staremu i różnymi sposobami trzymają się powierzchni. Cały czas w tle widać także, że niska grawitacja to nie tylko zabawa i nowe możliwości, lecz równie duża ilość zagrożeń. Pierwszy tom ”Skyward” pokazuje nam w zasadzie wszystko, co jest potrzebne i wydaje się, że dalsza budowa świata przedstawionego nie jest już potrzebna. Znacie zapewne przykłady tytułów, których pierwsze tomy skupiają się przede wszystkim na przedstawianiu i rozstawianiu pionków na planszy, zaś Henderson dodatkowo dał radę także rozegrać pierwszą partię. W ”My Low-G Life” dzieje się zaskakująco dużo i mnie całkowicie nastraja to pozytywnie względem kontynuacji, która już lada dzień trafi do moich łap.

Skyward” nie jest może komiksem, który podbił moje serce w stopniu tak mocnym, jak wiele moich ulubionych serii. Jednakże jest to bardzo fajnie narysowany i solidnie rozpisany komiks, który najzwyczajniej w świecie czyta się dobrze. Jest to także jeden z ostatnich tytułów wydawnictwa Image, który możecie kupić w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów. Zatem nawet jeśli się Wam nie spodoba, w co akurat szczerze wątpię, to nie ryzykujecie utraty dużej ilości gotówki.
     
---------------------------------------------------------------
    
"Skyward vol. 1: My Low-G Life" do kupienia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz