Uważam, że chociaż w 2018 roku
wydawnictwo Image Comics mogło poszczycić się kilkoma naprawdę mocnymi
premierami (np. ”Gideon Falls” czy ”Isola”), to jednak było ich odczuwalnie
mniej niż w latach wcześniejszych, nie wspominając nawet o złotym okresie z lat
2012-2014, gdy w Image raz za razem pojawiały się prawdziwe perły. Nie oznacza
to jednak, iż czytelnicy nie mieli w czym wybierać, a niektóre serie
stały/stoją na naprawdę wysokim poziomie. Tak jest właśnie ze ”Skyward”, o którym będę się wypowiadał
dość ciepło w dalszej części tekstu, a jednak nie był to komiks, który
umieściłem w blogowym zestawieniu najlepszych premier 2018 roku.
Joe Henderson przed rozpoczęciem
pracy nad ”Skyward” miał bardzo
nikłe doświadczenie jako twórca komiksów. Dotychczas jego nazwisko można było
zlokalizować tylko w ”Witchblade Annual
#1” z 2009 roku, gdzie był autorem jednej z krótszych historii owego
zeszytu. Mimo to jego nazwisko było mi doskonale znane jeszcze zanim
zdecydowałem się sięgnąć po tę serię, ponieważ twórca ten jest także jednym z
głównych producentów serialu ”Lucifer”, który to dla fanów komiksu jest solą w
oku, zaś na świecie cieszy się tak dużą popularnością, że po ogłoszeniu jego
kasacji przez stację FOX, przez cały glob przetoczyła się akcja mająca na celu
uratowanie produkcji. To ostatecznie udało się zrobić, lecz nietrudno zgadnąć,
że największe zasługi w tym miał właśnie Joe Henderson. Cały czas prowadził on
na mediach społecznościowych dialog z fanami i na bieżąco oraz z wyraźną pasją
informował o dalszych losach serialu. I w końcu udało się. Być może też z tego
powodu do ”Skyward” nie podchodziłem
z tak dużym dystansem, jak do wielu innych komiksów tworzonych tak naprawdę
przez debiutanta.
Willa Fowler przyszła na świat tuż
przed G-Day – wydarzeniem, które trwale odmieniło losy ludzkości. Pewnego dnia
bowiem, grawitacja po prostu znacząco zmniejszyła swoją siłę. Dwadzieścia lat
później, ludzkość przyzwyczaiła się już do nowych realiów i opłakała tysiące
ofiar feralnego dnia. Obecnie dziewczyna pracuje jako kurier, a jej młodzieńczy
entuzjazm i zapał każdego dnia przyprawia o zawał jej wiecznie martwiącego się
ojca. Ten skrywa przed córką sekret, który w końcu musi wyjść na jaw – to on
jest jedną z osób, które spowodowały G-Day i wie, jak można to naprawić. Sęk w
tym, że Willa wcale by tego nie chciała.
”Skyward” od pierwszych stron urzekło mnie tym, czego akurat
dokładnie się spodziewałem. Za warstwę graficzną odpowiedzialny jest Lee
Garbett, którego – będąc wciąż w piekielnych klimatach – możecie kojarzyć
chociaż z drugiego woluminu ”Lucifer”. Ja znam artystę tego z paru innych
tytułów i nie ukrywam, że chociaż część z nich była… no, mocno średniej jakości
pod kątem scenariusza, to jednak rysunki Garbetta zawsze były czymś, co
całkowicie trafiało w mój gust. W przypadku omawianego teraz komiksu jest nawet
jeszcze lepiej, gdyż dzięki pracy nad tytułem autorskim dla Image Comics,
rysownik zapewne otrzymał więcej swobody dla siebie. ”Skyward” w efekcie jest nie tylko bardzo fajnie zilustrowaną
pozycją, ale także moim zdaniem to zdecydowanie najlepsza praca w jego dorobku.
Antonio Fabela, a więc kolorysta serii, również zasługuje na pochwały. Obaj
dali nam ciekawie przedstawiony świat, którego paleta barw została dobrana we
właściwy i nienarzucający się sposób. Garbetta należy pochwalić jeszcze za masę
smaczków z drugiego planu. Dzięki nim na każdej planszy dzieje się sporo, a
przedstawiony świat wydaje się autentycznie żył. ”Skyward” jest tytułem, który wręcz wymuszał na rysowniku zachowanie
dużej dynamiki ilustracji i cieszę się, że udało się tego dokonać.
Jednakże Joe Henderson także odwalił
kawałek przyzwoitej roboty i w zasadzie całkowicie nie widać tu po nim
debiutanckiej tremy. ”Skyward” broni
się nieźle pod w zasadzie każdym względem. Fabuła nie tylko ma sens i jest dość
oryginalna, ale także potrafi zaintrygować. Bohaterowie rozpisani zostali
dobrze i co nie powinno Was dziwić, zdecydowanie najlepiej prezentuje się
główna bohaterka. Nie jest ona zbyt doskonała – momentami jej buńczuczność i
przesadna pewność siebie potrafi wkurzać, lecz z czasem przekonujemy się, że
taka konstrukcja tej postaci nie tylko ma sens, ale również zaczyna znakomicie
działać. Willa nie jest do końca postacią, którą polubiłem, ale z pewnością w
pewnym momencie całkowicie zacząłem jej kibicować. Jednakże najmocniej kupił
mnie sposób, w jaki Henderson rozpisał świat przedstawiony. Jest tu pełno scen,
które chociaż kręcą się wokół głównych postaci serii, to jednak pokazują w
niezbyt nachalny sposób to, jak mocno G-Day odmieniło ludzkość. Tak dowiadujemy
się, że dla niektórych jest to najlepsza rzecz, która wydarzyła się w ich
życiu, inni zaś próbują żyć po staremu i różnymi sposobami trzymają się
powierzchni. Cały czas w tle widać także, że niska grawitacja to nie tylko
zabawa i nowe możliwości, lecz równie duża ilość zagrożeń. Pierwszy tom ”Skyward” pokazuje nam w zasadzie
wszystko, co jest potrzebne i wydaje się, że dalsza budowa świata
przedstawionego nie jest już potrzebna. Znacie zapewne przykłady tytułów,
których pierwsze tomy skupiają się przede wszystkim na przedstawianiu i
rozstawianiu pionków na planszy, zaś Henderson dodatkowo dał radę także
rozegrać pierwszą partię. W ”My Low-G
Life” dzieje się zaskakująco dużo i mnie całkowicie nastraja to pozytywnie
względem kontynuacji, która już lada dzień trafi do moich łap.
”Skyward” nie jest może komiksem, który podbił moje serce w stopniu
tak mocnym, jak wiele moich ulubionych serii. Jednakże jest to bardzo fajnie
narysowany i solidnie rozpisany komiks, który najzwyczajniej w świecie czyta
się dobrze. Jest to także jeden z ostatnich tytułów wydawnictwa Image, który
możecie kupić w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów. Zatem nawet jeśli się Wam
nie spodoba, w co akurat szczerze wątpię, to nie ryzykujecie utraty dużej ilości
gotówki.
---------------------------------------------------------------
"Skyward vol. 1: My Low-G Life" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz