Siedem nowych serii i miniserii ze znaczkiem Image Comics na okładce wystartowało w lipcu. Dość niespodziewanie tyle, ponieważ na jeden dzień przed swoim debiutem, ogłoszone zostało "Die! Die! Die!". Z tychże siedmiu pozycji przyglądam się dzisiaj bliżej pięciu i jeśli chcecie poznać moje krótkie opinie, to zapraszam do rozwinięcia posta.
"Aphrodite V #1" (Bryan Hill/Jeff Spokes)
Od kiedy Matt Hawkins i Bryan Hill położyli swoje łapy na tym, co pozostało z uniwersum Top Cow, konsekwentnie unikam lektury komiksów sygnowanych ich nazwiskami. Tym razem jest podobnie, więc bez oceny.
"Die! Die! Die! #1" (Robert Kirkman & Scott M. Gimple/Chris Burnham & Nathan Fairbairn)
Czasem każdy twórca musi po prostu zluzować i stworzyć komiks, który jest po prostu niezbyt sensowną nawalanką. "Die! Die! Die!" to wspomniany już komiks, którego pierwsza zapowiedź pojawiła się dzień przed faktyczną premierą. Zjawisko w USA raczej niespotykane, przynajmniej jeśli chodzi o pozycja ukazujące się drukiem. No ale pal licho, najważniejsze jest to, co twórcy zaprezentowali w środku. I muszę Wam powiedzieć, że pierwszy numer tej serii stanowi bardzo dziwny miks Gartha Ennisa oraz Marka Millara. Mamy więc dużo mocno zobrazowanej przemocy, masę przekleństw, ocean krwi (taki tam pierwiastek Ennisa), a także całkiem niezłe tempo i fabułę, która wydaje się być mocno przegięta i mimo to skrywać w sobie sporo potencjału. Co my tutaj mamy? Super tajnych agentów, głębokie konspiracje, masę akcji oraz złą panią senator, która moooocno inspirowana jest na Hilary Clinton. Jedynkę czytało się nieźle, jako takie luźne czytadło sprawdziło się doskonale, ale na chwilę obecną nie wiem, czy da się z tego wycisnąć coś więcej. Coś, co zatrzymałoby czytelnika na dłużej.
"Farmhand #1" (Rob Guillory)
Rysownik wydawanego u nas "Chew" tym razem w solowym dziele, w którym jednak trudno nie dostrzec echa jego poprzedniego komiksu. Zeke Jenkins i jego rodzina jadą odwiedzić ojca mężczyzny - Jebediaha. Ten naukowiec odkrył sposób na to, by tak zmodyfikować rośliny, by rosły na nich ludzkie organy. Tym samym może on rozwiązać wiele problemów współczesnej medycyny, ale... no właśnie, zawsze musi być jakieś "ale". Jebediah skrywa kilka sekretów i już w pierwszym numerze dowiadujemy się, że nie jest tak krystalicznie uczciwy, jak mogłoby się wydawać. Praktycznie od pierwszych stron komiksu "Farmhand" widać wyraźnie, że gdyby parę rzeczy delikatnie pozmieniać, to fabuła spokojnie mogłaby być osadzona w świecie "Chew". Komiks jest jednak wyraźnie bardziej na serio i chociaż ponownie Guillory umieścił tutaj sporo easter-eggów (mój ulubiony: naukowiec z raportem o treści "WTF Science?"), to jednak momentów do pośmiania się jest tutaj niewiele. Nie zmieniła się też charakterystyczna kreska Guillory'ego i to może trochę przeszkadzać przy odbieraniu komiksu jako w gruncie rzeczy poważny, ale do wszystkiego da się przyzwyczaić. Jak dla mnie "Farmhand" było najbardziej oczekiwaną premierą lipca i nie zawiodłem się ani trochę.
"New Lietenants of Metal #1" (Joe Casey/Ulises Farinas)
Jeśli jesteście zapoznani z twórczością Łukasza Kowalczuka i ją lubicie, to ta miniseria jest zdecydowanie dla Was. Komiks skupia się na czwórce herosów wyglądających jakby uciekli z koncertu metalowego, wśród których mamy między innymi wilkołaka i robota, a ich pojazdem jest gigantyczna maszyna krocząca. Wspólnie walczą z ogromnymi zagrożeniami, zaś wiele wskazuje na to, że ich głównymi przeciwnikami będą członkowie boys bandu. Wszystko to jest utrzymane w konwencji najbardziej szlamiastych przykładów kina klasy B, przy zachowaniu bardzo zinowej estetyki i właśnie tak do tego komiksu trzeba podchodzić. Dodatkowy plus za artykuł z końca zeszytu, gdzie Casey wspomina o swojej krótkiej pracy przy "Youngblood" i tym, jak świetnie się bawił przy tym zadaniu. Uwielbiam czytać teksty, z których aż wylewa się miłość do komiksów. Zdecydowanie polecam i dopisuję sobie tę pozycję do listy trejdów do kupienia.
"The New World #1" (Ales Kot/Tradd Moore)
Ales Kot chyba już ostatecznie ochłonął po tym, jak parę lat temu skutecznie starał się zniechęcić czytelników do własnej twórczości. Scenarzysta od jakiegoś czasu nie stara się wywoływać licznych kontrowersji, a jego komiksy stały się nieco prostsze w odbiorze i przestały być tak silnie nasiąknięte rozmaitymi ideologiami (przypomnijcie sobie "Material" czy "The Surface"). Na łamach "The New World" jest co prawda odrobina polityki, ale najmocniej skupiamy się na futurystycznej wersji "Romea i Julii". On: haker i anarchista, chcący zmienić porządek świata. Ona: policjantka i gwiazda reality show o jej pracy. Spotykają się na imprezie, która kończy się dla nich wspólnym seksem. Następnego dnia, ona dostaje rozkaz schwytania go i postawienia przed oblicze tego, co w tym świecie nazywa się sprawiedliwością. Cieszy mnie fakt, że tytuł ten jest drugą wydawaną obecnie przez Kota w Image miniserią, co mocno ogranicza możliwość kolejnych kasacji jego tytułów. Sama historia jednak jakoś niczego szczególnie nie urwała. Rysunki Tradda Moore'a są bardzo przyjemne, lecz w cyklu o Lutherze Strode prezentował się znacznie lepiej. Fabularnie z kolei jest nieźle i... tylko tyle. Nie czuję się zbyt mocno zachęcony, by sięgnąć po kontynuację.
"Outpost Zero #1" (Sean Kelley McKeever/Alexandre Tefenkgi)
Sean McKeever to twórca znany głownie z komiksów skierowanych dla młodszych odbiorców. Ma na swoim koncie takie tytuły jak "Teen Titans" dla DC czy "Spider-Man Loves Mary Jane" dla Marvela. I "Outpost Zero" też celuje głównie w nastolatków, chociaż momentami robi się tu mrocznie. Obserwujemy losy kilkoro młodych ludzi, którzy żyją w mieście pod kopułą. Świat wokół nich nie nadaje się do zamieszkania i w tej ciasnej rzeczywistości snują oni swoje marzenia, przeżywają problemy i powoli wchodzą w dorosłość. Pytanie tylko, czy będzie im dane jej dożyć. Pierwszy numer o podwójnej objętości fajnie wprowadza w świat wykreowany przez McKeevera, który jest duszny, klaustrofobiczny i nieco pozbawiony nadziei. Dlatego też młodzieńcza radość życia bijąca od głównych bohaterów tak fajnie kontrastuje z niemal wszechobecnym smutkiem i powagą. Komiks nie wyjaśnia jednak kierunku, w jakim chce podążać (przypuszczam: na odkryciu sekretu jednej z postaci), ale ma fragmenty na tyle dobre, by czuć się po lekturze mocno zaciekawionym. Rysunkowo otrzymujemy coś dość klasycznego, lecz jednocześnie z mocnymi wpływami mangi zwłaszcza przy przedstawianiu postaci. Sprawdzę co twórcy przygotowali w numerze drugim i wtedy podejmę decyzję czy śledzić tytuł dalej.
"Unnatural #1" (Mirka Andolfo)
I drugi dziś komiks bez oceny. "Unnatural" to po prostu anglojęzyczna wersja komiksu, który na naszym rynku ukazał się w ubiegłym roku jako "Wbrew Naturze" (wyd. Non Stop Comics).
Na dziś to wszystko, kolejna odsłona "Jedynek pod lupą" ukaże się 9 września.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz