wtorek, 8 grudnia 2020

Invincible tom 9 (Robert Kirkman/Ryan Ottley/John Rauch)

To już dziewiąty tom serii ”Invincible” i wydawać by się mogło, że wraz z dotarciem do oryginalnego numeru setnego czekają na nas naprawdę wielkie wydarzenia. No tylko, że nie. Robert Kirkman miał w przypadku tego komiksu dokładnie ten sam kłopot, co z ”Żywymi Trupami” – to, co w serii najlepsze, jest niestety za nami i już teraz mogę śmiało napisać, że żaden z czterech finałowych tomów niestety nie dorówna ”Wojnie Viltrumiańskiej”. Co jednak nijak nie oznacza, iż czeka nas brud, smród i ubóstwo. ”Invincible” to w końcu niezmiennie jest (prawdopodobnie) najlepszy komiks superbohaterski we wszechświecie ;)

Tym razem jesteśmy świadkami powrotu Marka do pełni sił (a to niespodzianka) i jego ostatecznego starcia z Dinosaurusem, którego niezaprzeczalnie genialny umysł ponownie mocno skręcił w bardzo niebezpiecznym kierunku. Grayson będzie musiał podjąć kilka bardzo ważnych decyzji, a to nie koniec jego perypetii, ponieważ powracają także dwie jego alternatywne wersje z innych uniwersów. Na kolejny poziom wznosi się jego związek z Eve, a i wśród jego przyjaciół oraz najbliższej rodziny dzieje się wiele różnych, nie mniej interesujących rzeczy. I tak oto Nolan dowiaduje się wreszcie, dlaczego regent Thragg tak mocno się na niego uwziął. Nie oznacza to niczego innego, jak potężnych przetasowań w szeregach Viltrumian. Dodatkowo kontynuowany jest wątek Rexa i Monster Girl, a także konsekwencji ich pobytu na planecie Thrax.

Dziewiąty tom serii ”Invincible” uderza nas z piąchy już od pierwszych stron, lecz niestety, nie jest to otwarcie, jakiego bym się spodziewał i oczekiwał. To, co tam zostało przedstawione, a więc dopisanie małego back-story do postaci Bulletproofa, który czasowo zastąpił Marka w roli Niezwyciężonego, wyszło strasznie… nijako. Kirkman chyba chciał zszokować czytelników tym, co się w owej scenie wydarzyło, lecz uzyskał efekt odwrotny do zamierzonego, ponieważ przynajmniej w moich oczach, dostaliśmy pośpiesznie napisaną scenę pełną niezamierzonego (no cóż, przynajmniej taką mam nadzieję) cringe’u. Na szczęście im dalej lecimy z lekturą, tym w dziewiątej odsłonie cyklu ”Invincible” jest tylko lepiej.

Co prawda trudno mi nie odnosić wrażenia, że Kirkman w tych wszystkich dwunastu zeszytach przede wszystkim odhacza kolejne motywy superbohaterskie (tym razem nawet umieszcza tak jakby parodię samego siebie w jednej ze scen) i przygotowuje sobie grunt pod następną historię epickich rozmiarów, to jednak nie licząc dziwacznego początku z Bulletproofem, kontynuowanie poszczególnych wątków idzie mu całkiem nieźle. Kręcić nosem mogę tylko na to, że nie dzieje się tu AŻ tyle, ile bym oczekiwał po bądź co bądź, jubileuszu serii. Nie zwracajcie na to zbytniej uwagi. Jako, że jest to już dziewiąty tom cykl, przekonanych do tytułu pewnie nie będę musiał nawracać, a nieprzekonani swojej opinii już nie zmienią. Niemniej warto docenić kunszt scenarzysty, któremu udaje się utrzymać cykl we względnej świeżości i nie brakuje mu kolejnych pomysłów na to, by czytelnik był ciekawy tego, co może wydarzyć się w kolejnych odsłonach. W oklepanym na niemal każdy sposób gatunku stricte superbohaterskim (nie licząc wszelakich komiksów nawiązujących lub lekko zahaczających o trykoty) jest to jednak spore osiągnięcie. I to bez przeprowadzania dziesiątek bezsensownych rebootów, restartów i relaunchów po drodze.

Invincible” ma jednak jedną i dla mnie totalnie niezaprzeczalną zaletę – możliwość oglądania na własne oczy, jak Ryan Ottley rozwija się jako artysta komiksowy i zmienia się ze stosunkowo mało znanego gościa w kogoś, kogo koniecznie będzie chciało podkupić wydawnictwo Marvel. Zwłaszcza materiały dodatkowe (jak zwykle spora porcja szkiców i nie tylko, tym razem są to dokładnie 42 strony) to festiwal popisów tego artysty. Ottley jest niesamowity i szkoda, że obecnie marnuje się w Domu (kiepskich) Pomysłów :P

Podsumowując, dziewiąta odsłona serii ”Invincible” stoi na przyzwoitym poziomie, ale nie dorównuje temu, który zdarzał się poprzednimi razami. Mam jednak dziwne wrażenie, że Kirkman i Ottley wkrótce znów pozytywnie nas zaskoczą. Kolejna szansa już w styczniu, gdy premierę zaliczy dziesiąty tom cyklu. Ja już czekam z niecierpliwością. 

"Invincible tom 9" do kupienia między innymi w sklepach Egmontu i ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz