niedziela, 4 października 2020

Jedynki pod lupą #49

Za nami kolejny miesiąc i nowa porcja komiksowych "jedynek" od wydawnictwa Image Comics. Podobnie jak w zeszłym miesiącu, tak i tym razem było ich trzy, zaś ja postanowiłem przyjrzeć się dwóm z nich. Paradoksalnie, ominąłem tę chyba najmniej wyczekiwaną i więcej na ten temat znajdziecie jak zwykle w rozwinięciu posta.

"The Department of Truth #1" (James Tynion IV/Martin Simmonds)

Zdecydowanie (no, przynajmniej tak sądzę) wyczekiwana premiera września od Image Comics. Niestety, jak dla mnie, niezbyt rzucająca na kolana. Przede wszystkim z powodu tego, że wszystko, co ma miejsce w premierowym zeszycie, zostało już wcześniej ujawnione w zapowiedziach. Głównym bohaterem komiksu jest niejaki Cole Turner, który wierzy w wiele teorii spiskowych i pewnego dnia dowiaduje się, że niemal wszystkie są prawdą. Tyle tylko, że mamy tytułowy departament, który robi co może, by to wszystko nadal uznawano za majaki ludzi niespełna rozumu. W premierowej odsłonie zarysowana jest lekko teoria płaskiej Ziemi, przedstawieni zostają nam główni bohaterowie i w sumie tyle. Tynion nawet nie zarysowuje jakiegoś głównego wątku. Jest jednak nadzieja, ponieważ jeśli czytaliście "Coś Zabija Dzieciaki" lub inny, autorski projekt tego scenarzysty, to powinniście już mniej więcej wiedzieć, że twórca ten z reguły zalicza średnie otwarcia, a dopiero potem się rozkręca. Ciekawa jest warstwa graficzna komiksu, przypominająca trochę miks Bena Templesmitha ze współczesnym Billem Sienkiewiczem. Zdecydowanie nie jest to kreska "mainstreamowa", co pewnie parę osób może odrzucić. Ja tam lubię. Ale przekonany się na razie nie czuję.

"Inkblot #1" (Rusty Gladd/Emma Kubert)
I to jest właśnie ta "jedynka", którą postanowiłem ominąć. Nie wiem dlaczego, lecz od pierwszych zapowiedzi mam wrażenie, że jest to komiks, który po prostu mi "siądzie" i w ciemno postanowiłem dać mu szansę w wydaniu zbiorczym. Jest więc szansa, że o komiksie na blogu wspomnę, ale dopiero za parę miesięcy. Jeśli jednak go czytaliście, dajcie znać na fb. Bezspoilerowo oczywiście.
"Stillwater #1" (Chip Zdarsky/Ramon K. Perez)
Jest takie stare, komiksowe porzekadło, że nie każdy dobry rysownik musi być zaraz dobrym scenarzystą. Chip Zdarsky to facet, który stara się jak może, żeby udowodnić, iż nie jest to prawda. W latach 2019-2020 złapał dwa Eisnery za swoje scenariusze, dorzucił do tego dwie nominacje i wygraną w nagrodach Shustera. Mnie jednak nadal kojarzy się zdecydowanie mocniej z solidnymi rysunkami, zaś pisane przez niego tytuły z Image ("Kaptara" oraz "White Trees") po prostu nie rzucały mnie na kolana. I niestety "Stillwater" również tego nie zrobiło. Oto bowiem otrzymujemy historię kolejnego życiowego przegrywa, który w nie do końca jasnych okolicznościach trafia do małego miasteczka, w którym ludzie po prostu nie umierają. Stojąca za tym tajemnica będzie osią fabuły kolejnych zeszytów, tyle tylko, że na razie nieszczególnie chce mi się po nie sięgać. Skojarzenia z "Odrodzeniem" nasuwają się w zasadzie same, a tytuł ten nie zrobił nic w pierwszym zeszycie, by nadać sobie jakiejś bardziej wyrazistej tożsamości. Odpuszczam, chyba że nagle zewsząd zaczną spływać ogromne zachwyty dotyczące tego tytułu.

Na dziś to tyle, kolejna odsłona "Jedynek pod lupą" powinna pojawić się 8 listopada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz