sobota, 22 sierpnia 2020

Airboy Deluxe Edition (James Robinson/Greg Hinkle)

Fajna była ta lipcowa promocja na komiksy Image, prawda? Była to dla mnie okazja kupić kilka komiksików, które z różnych powodów lądowały na liście ”na kiedyś” i nie umiały jej przez lata opuścić. Tak właśnie miało miejsce z ”Airboy Deluxe Edition” z 2016 roku, które wpisałem na ową rozpiskę, chociaż nie kryłem się nawet za szczególnie z tym, że raczej poczekam na standardowe wydanie TP. No więc tak czekałem i czekałem, aż w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że takowej wersji najprawdopodobniej nigdy nie będzie. No a skoro deluxe można było kupić za mniej niż pięć dyszek, to czemu nie skorzystać? W dalszej części posta postaram się wyjaśnić, dlaczego komiks ten podobał mi się na tyle, by chcieć go kupić i co mi w nim nie pasowało, że w efekcie czekanie z zakupem trwało aż cztery lata.

Airboy to komiksowy superbohater, który na świat przyszedł w 1941 roku, za sprawą Charlesa Biro, Dicka Wooda oraz Ala Camy’ego. Nie przebił się jakoś szczególnie mocno, ponieważ komiksy z jego udziałem zaprzestano publikować w już dwanaście lat później i gdyby nie Chuck Dixon oraz jego komiks z 1986 roku, o postaci tej dziś być może mało kto by pamiętał. Oryginalnie był to David Nelson II, który pomimo młodego wieku skonstruował niesamowity samolot i postanowił uczcić pamięć swojego zmarłego ojca, poprzez walkę z nazistami podczas II Wojny Światowej. We wspomnianej serii Nixona z kolei mieliśmy do czynienia z Davidem Nelsonem III, któremu też przyszło wsiąść za stery super-samolotu po tym, jak jego ojciec został zamordowany. James Robinson i Greg Hinkle poszli w nieco innym kierunku.

Oto bowiem na łamach ”Airboy Deluxe Edition” przenosimy się… a nie moment, nigdzie się nie przenosimy, bo rzecz jest osadzona jak najbardziej w naszym świecie. Eric Stephenson – wydawca Image Comics – dzwoni do Jamesa Robinsona i proponuje mu napisanie dla Image komiksu o Airboyu. Ten co prawda nienawidzi tej postaci, ale zgadza się, bo ostatnio u niego krucho z pieniędzmi. No nic dziwnego, jeśli cierpi się na totalną blokadę twórczą. Żona Robinsona proponuje, by jej mąż zabrał ze sobą Grega Hinkle i wyruszył na weekend do neutralnego miejsca, by poszukać inspiracji. Ci szybko ruszają w tango – narkotyki, chlanie, prostytutki i… Airboy we własnej osobie, który ewidentnie potrzebuje ich pomocy w swoim świecie.

Klasyka, prawda? Postać z komiksu przenika do prawdziwego świata i rozpoczynają się kłopoty. W samym Image mieliśmy w ostatnich latach co najmniej dwa takie projekty – ”Reality Check” oraz ”Olympia”, a i zapowiedziany na listopad ”Crossover” w ogólnym założeniu jest bardzo podobny. Co zatem może wyróżnić ten komiks na tle pozostałych wymienionych? Dwie rzeczy. po pierwsze, ”Airboy Deluxe Edition” jest totalnie bezkompromisową, pozbawioną cenzury opowieścią o zabawieniu humorystycznym, aczkolwiek z pewnością nie jest to tego typu dzieło, które każdego swym rodzajem humoru przekona. Nawet i mnie w pewnym momencie zaczął zwyczajnie męczyć pewien uporczywie powtarzany żart o ogromnym penisie Hinkle’a. Oczywiście osoby, które są w stanie poczuć się obrażone z byle powodu, nie powinny sięgać po ten tytuł, ponieważ momentami autorzy jadą dość blisko bandy. W ogólnym rozrachunku jednak, pod względem humorystycznym tytuł ten spełniał moje pokładane w nim oczekiwania.

Po drugie zaś, komiks ten to wciąż opowieść o Airboyu, który całkiem nieźle eksploruje jego realia, przypomina i przedstawia na nowo postacie poboczne oraz, kto wie, może ktoś po przeczytaniu narkotyczno-pijackich przygód Robinsona oraz Hinkle’a, ktoś się skusi, by sięgnąć po inne tytuły z Airboyem (te klasyczne, wznawiało swego czasu IDW).

Osobiście uważam, że chociaż ”Airboy Deluxe Edition” to jeden ze zdecydowanie lepszych komiksów Jamesa Robinsona w ostatnich latach, to jednak mamy tutaj do czynienia z komiksem, który przede wszystkim wyróżnia się pomysłem na siebie, niekoniecznie zaś bardzo wysoką jakością wykonania. Bo nie ma się co oszukiwać, ten tytuł nie odmieni Waszego życia i całkiem możliwe, że dość szybko zapomnicie o jego detalach, a finał nie będzie zbyt satysfakcjonujący. Nie sądzę jednak, by był to tytuł, który ktokolwiek mógłby uznać za słaby czy średni. Jest bardzo w porządku, lecz brakuje mu tej kropki nad I, która może wyrwać czytelnika z butów.

Jeśli chodzi o rysunki, Greg Hinkle dysponuje mocno kreskówkowym stylem, aczkolwiek doceniam go za ilość detali, które wrzuca na niemal każdą stronę komiksu. ”Airboy Deluxe Edition” utrzymany jest w bardzo charakterystycznej palecie kolorów, za które również odpowiedzialny był ten artysta. Jak widzicie na okładce, ”nasz” świat skąpany jest tu w różnych odcieniach zieleni, aczkolwiek w pewnych konkretnych momentach, barwę tę zastępuje fiolet lub czerwień. Dopiero gdy przenosimy się do świata Airboya, otrzymujemy normalne kolory, aczkolwiek Robinson i Hinkle ich nie nabierają. Daje to bardzo fajny oraz oczywiście zamierzony efekt, lecz pozwolę sobie nie tłumaczyć detali. Z tym akurat warto osobiście się zapoznać.

Airboy Deluxe Edition” to komiks w powiększonym formacie, twardej oprawie i zawierający dość sporo dodatków. Aczkolwiek nie jakoś bardzo dużo, ponieważ całość zamyka się w 128 stronach, z czego blisko 88 to czysty komiks, zaś około 12 to tytuły rozdziałów oraz creditsy. Dlatego trochę się śmieję z tego, że ten deluxe jest takim bardzo umownym wydaniem tego typu, bo nieraz większą ilość materiałów bonusowych można znaleźć w zwykłych TPkach. Cena okładkowa to 24,99$ i w tej cenie komiksu tego nie polecam, ale gdyby wpadł do jakiejś konkretnej promocji, to wówczas warto będzie rozważyć jego kupno.

"Airboy Deluxe Edition" do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz