czwartek, 6 kwietnia 2017

Nienawidzę Baśniowa #2: Fujowy żywot (Skottie Young)

UWAGA: Poniższa recenzja powstała w oparciu o wersję zeszytową. W lutym 2019 roku, po ukazaniu się edycji PL, tekst został zmodyfikowany i odświeżony.

Nie tak dawno wydawnictwo Non Stop Comics zaoferowało nam pierwszy tom serii ”Nienawidzę Baśniowa”. Ten przedstawił zakręconą, bezkompromisową oraz moim zdaniem całkiem zabawną historię Gertrudy, który od kilkunastu lat uwięziona jest w ciele dziecka w baśniowej krainie i naprawdę jest w stanie zrobić i zabić wszystko, byle tylko się z niej wydostać. To, co całkiem przyjemnie zadziałało we wspomnianym otwarciu tytułu, w drugim jego tomie musiało zostać w jakiś sposób rozwinięte, by utrzymać świeżość tytułu i zainteresowanie czytelnika. Skottie Young stanął więc przed zadaniem, które w jego karierze scenarzysty nie wychodziło mu jak dotąd szczególnie dobrze i uważam, że chociaż końcówka pierwszej zbiorczej odsłony serii ”Nienawidzę Baśniowa” dawała pewne nadzieje, to jednak tym razem także autor się nie końca obronił.

"Fujowy żywot”, podobnie jak poprzedni tom serii, składa się z pięciu zeszytów. Końcówka pierwszego story-arcu umieściła Gertrudę na tronie baśniowej krainy i można było pomyśleć, że właśnie to będzie głównym wątkiem kolejnego. Nic bardziej mylnego. Osobiście uważałem, że na łamach dzisiaj omawianego komiksu Skottie Young musi odejść od dotychczas stosowanego zabiegu, polegającego na pokazywaniu kolejnych, krwawych bijatyk, połączonych ze sobą luźno zarysowaną fabułą. Tu jednak nasze spojrzenia na ”Nienawidzę Baśniowa” mocno się rozjechały. Wydawało mi się bowiem, że dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie na karty komiksu bardziej wyrazistej i skoncentrowanej w jednym punkcie historii, przy jednoczesnym zachowaniu największych zalet komiksu - niebanalnego humoru i pokazu olbrzymiej wyobraźni twórcy. Young uznał z kolei, że znacznie lepszym wyjściem będzie kontynuacja pierwotnego pomysłu w postaci serii ciągu krótkich historii, które tym razem w zasadzie nie mają wspólnego motywu - ot, Gertruda sprawdza kolejne sposoby na opuszczenie baśniowej krainy. Efekt jest taki, że drugi tom ”Nienawidzę Baśniowa” już zaczyna odrobinę zjadać swój własny ogon, pomimo faktu bycia tytułem liczącym raptem dwa tomy..

Pierwsze tego oznaki widać już w zeszycie otwierającym ”Fujowy żywot”, w którym Young kompletnie nie wykorzystał potencjału pomysłu, jakim zamknął pierwszy tom serii i po zaledwie jednym zeszycie wracamy do tego, czym komiks raczył nas dotychczas. Wskutek pewnych dość naciąganych wydarzeń, Gertruda ponownie wyrusza w poszukiwania drogi do swojego prawdziwego domu, a seria ponownie staje się ciągiem krwawych rozpieruch, które nierzadko nie tylko w żaden sposób nie zaskakują, ale też w pewnym momencie czytelnik ma wszelkie prawo zacząć odczuwać, że do niczego konstruktywnego one nie prowadzą. Ktoś z Was pewnie powie, że przecież ”Nienawidzę Baśniowa” nigdy nie uchodziło za tytuł szczególnie ambitny i nie powinienem mieć zbyt wysokich oczekiwań. Tutaj oczywiście się nie zgodzę. Nawet tytuł nie posiadający aspiracji do bycia czymkolwiek więcej niż komedią akcji nie może zapominać o tym, by małymi chociaż kroczkami robić jakiekolwiek postępy. Komiks, by zachować świeżość i zainteresowanie musi wraz z kolejnymi odsłonami wykonywać zauważalne kroki do przodu, a moim zdaniem właśnie z tym Young ma na łamach ”Fujowego żywota” bardzo wyraźne problemy. Praktycznie nie rozwija on swoich postaci, drugi plan nikogo nie interesuje bo i tak jest przeznaczony na przemiał, a gdy już okazyjnie pojawia się nieźle zapowiadający się pomysł, kilkanaście stron później zostaje on spuszczony w kiblu przez wcześniej przyjętą, niestety z rozdziału na rozdział coraz mniej zaskakującą konwencję. Weźmy na przykład pojawienie się kolejnego przybysza z ”naszego świata”, a więc chłopca o imieniu Duncan. Gdy wydaje się, że ten ślamazarny i biegający w stroju smoka jegomość może być fajnym dodatkiem do obsady, wprowadzającym w świat Gertrudy wyczekiwaną przeze mnie nową dynamikę, już w kolejnym numerze wątek ten dość naiwnie się kończy (aczkolwiek muszę dodać, że pada wtedy chyba najlepszy żart tego tomu), a my znów wracamy do znanego nam już duetu Gert/Larry, który na łamach drugiego tomu ”Nienawidzę Baśniowa” nie zmienił się nijak w stosunku do początkowych numerów. Obie te postacie są dokładnie takie same i nie widać było nawet przez moment jakichkolwiek prób ich rozwoju - ona wyrzyna wszystko na swojej drodze, on jest towarzyszącym jej żywym wrakiem... robaka. Dreptanie w miejscu oraz jeszcze bardziej niż w pierwszym tomie szczątkowa fabuła są zdecydowanie największymi wadami omawianego dzisiaj komiksu.

Kurcze. Rozpisałem się o tych wadach jak oszalały, a przecież to nie jest tak, że zupełnie nie dostrzegam licznych zalet omawianego dzisiaj komiksu. Humor prezentowany na łamach ”Nienawidzę Baśniowa” przez Younga nadal momentami potrafi być obezwładniająco zabawny. Niejednokrotnie szczerze zaśmiałem się na widok konkretnej sceny czy dialogu, a przeuroczo zmiękczone przekleństwa nadal totalnie przypadają mi do gustu. Ponadto zawsze lubiłem doszukiwać się odniesień do bardziej lub nieco mniej znanych popkulturowych tworów i zapewniam, że ”Fujowy żywot” jest pod tym kątem prawdziwą kopalnią, a część ze smaczków jest naprawdę pomysłowa i ciekawie wykorzystana. Na wyszukiwaniu ich wszystkich można spędzić całkiem sporo czasu i jest to świetna zabawa. Nie mam także zupełnie nic do zarzucenia warstwie graficznej. Skottie Young i jego bardzo charakterystyczny styl spokojnie mógł części z Was już dawno się przejeść, lecz dla mnie nadal jest to wyborna uczta dla oczu. ”Nienawidzę Baśniowa” obfituje w sceny, w których naprawdę dużo rzeczy dzieje się na drugim planie poszczególnych plansz, a twórca dodatkowo raz za razem potrafi wpaść na bardzo niekonwencjonalne rozwiązanie. W jednym z rozdziałów Younga wspomógł Jeffrey ”Chamba” Cruz, który przedstawił tam ”Baśniowy fight club” bardzo udanie i bardzo klimatycznie pokazał jako bijatykę niemal żywcem wyjętą z popularnych przed wieloma laty automatów do gier.

Kolejny raz pochwalić trzeba bardzo mocno wydawnictwo Non Stop Comics za jakość wydania, a przede wszystkim wybór tłumacza do "Nienawidzę Baśniowa". Zadanie postawione przed Marcelim Szpakiem było niesamowicie trudne, lecz on jakby nic sobie z tego nie zrobił i dał nam rewelacyjnie przełożone na język polski baśniowe przekleństwa. W przypadku "Fujowego żywota" chyba najszerzej uśmiechnąłem się, gdy padło zdanie "Żryj to, ty królwo!", lecz popisów pomysłowości tłumacza mamy tu ogromną masę. Tom zawiera jeszcze galerię okładek wariantowych (w zeszytach bonusów było znacznie więcej niestety) i kosztuje okładkowo 42 złote.

Czy warto jednak sięgnąć po drugi tom ”Nienawidzę Baśniowa”? Z jednej strony komiks ma swoje wyraźne wady i można już teraz zacząć się zastanawiać, czy wszystkie cztery tomy nie będą przypadkiem wałkowanym w kółko, jednym i tym samym żartem. Z drugiej zaś, "Fujowy żywot" cały czas potrafi oczarować czytelnika tym, co stanowiło siłę premierowej odsłony: rewelacyjnym tłumaczeniem, luźnym i niczym nieskrępowanym podejściem do tematu, przeurocznymi rysunkami oraz miejscami bardzo dobrym humorem. Dlatego też jestem przekonany, że dla większości z Was zalety przesłonią wady i nie tylko sięgniecie po ten komiks, ale też będziecie bawić się podczas lektury znacznie lepiej niż ja, chociaż wbrew pozorom wcale nie wystawiam ostatecznie komiksowi jakiejś niesamowicie niskiej oceny. Nie każdy komiks musi z automatu być arcydziełem, czasem przecież po prostu chcemy sobie usiąść i poczytać o dziewczynce, która wybija w pień liczne baśniowe stworzenia. Właśnie dlatego takich tytułów jak "Nienawidzę Baśniowa" od Non Stop Comics po prostu nam trzeba.

"Nienawidzę Baśniowa #2: Fujowy żywot" do kupienia w sklepie Non Stop Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz