Od premiery pierwszego tomu serii ”Invincible” w Polsce minęło nieco ponad
pół roku i już możemy cieszyć się lekturą trzeciej odsłony. Mimo to nie dalej
jak parę dni temu widziałem na pewnym Facebookowym fan-page’u w komentarzach
narzekanie na to, że Egmont wydaje ten cykl za wolno i przecież serial
animowany, który powstanie mniej więcej ”w sumie nie wiadomo kiedy, ale
wkrótce”, może szybko wyprzedzić wydarzenia zaprezentowane już w naszym kraju.
Śmiechłem srogo i złośliwie, bo owy fan-page za komiksy bierze się niejako przy
okazji i nieraz w komentarzach widzę tam, iż zasada ”nie znam się, więc się
wypowiem” na emeryturę się nie wybierze w najbliższym. Podobnie jak ta, że
jeśli coś Wam przeszkadza w komiksach, to na pewno jest to wina Egmontu. ALE
warto podkreślić, że ”Invincible”
spotyka się z tego co widzę przede wszystkim z pozytywnymi opiniami i to
zarówno w jak i na zewnątrz naszego środowiska komiksowego. Czy może mnie to w
jakikolwiek sposób dziwić? Absolutnie nie. Bo mamy do czynienia ze zwyczajnie świetnie
pisanym komiksem superbohaterskim.
Tym razem Mark Grayson spotyka na
swojej drodze Science Doga – bohatera swoich ulubionych komiksów. To znaczy tak
naprawdę kosmitę, który w tym przebraniu przybył na Ziemię, by poprosić
Niezwyciężonego o pomoc dla jego rodzinnej planety. Tam Mark odkryje kilka
nowych szczegółów dotyczących dalszych losów swojego ojca oraz zmierzy się z
oddziałem Viltrumian. Po powrocie chłopak wybierze się ze swoją dziewczyną na
zasłużone wakacje do Afryki, które jednak zostaną brutalnie przerwane przez
powrót Angstroma Levy’ego. Po drodze zdarzą się kolejne szkolne perypetie,
miłosne zawirowania, problemy w ”pracy”, a także podróże w czasie i
przestrzeni, nieraz do podejrzanie znajomych miejsc. Na sam koniec do zbioru
dorzucono jeden z zeszytów serii ”The
Pact”, ale o nim napiszę nieco pod koniec tekstu.
Niezwykle ujął mnie napis, jaki
wydawnictwo Egmont zafundowało nam na tylnej stronie okładki omawianego właśnie
tomu. Brzmi on: ”Ciag dalszy wielkiej kolekcji prawdopodobnie najlepszego
komiksu superbohaterskiego we wszechświecie”. Za każdym razem traktuję tego
typu teksty z przymrużeniem oka, lecz jakoś trudno odmówić Robertowi Kirkmanowi
aspiracji, byśmy faktycznie po lekturze kolejnych odsłon ”Invincible” jakoś tak inaczej patrzyli na obecne na naszych półkach
inne produkcje spod znaku peleryny i maski. Nie ma co twierdzić inaczej,
zresztą sam scenarzysta nigdy się z tym nie krył – to nie jest komiks, który
odkrywa gatunek superbohaterski na nowo. Nigdy nie było takich ambicji. Dla
Kirkmana jest to list miłosny do tego, co znany i lubimy, chociaż każdego
miesiąca kilka wydawnictw w USA przewałkowuje temat na każdy możliwy sposób. ”Invincible” również korzysta i czerpie
pełnymi garściami z dobrodziejstw gatunku, lecz robi to w sposób inny – pełen
pasji i autentycznej miłości, jednocześnie w tak fajny i ciekawy sposób budując
prowadzone postacie jak i świat wokół nich, przez co po lekturze tej
trykociarskiej telenoweli patrzymy na nią przychylniej.
No bo umówmy się – czy ”Invincible” prezentuje coś, czego dotąd
w komiksach superbohaterskich nie mieliśmy? Obce rasy, najeźdźcy z kosmosu,
złowieszczy naukowcy, inne wymiary, wychodzące na światło dzienne sekrety,
tłuczenie się po ryjach i to momentami bardzo krwawe – nie ma tu nic, czego
byśmy już nie znali. Jednakże z komiksem tym jest jak z daniem, które dotąd
niejednokrotnie jedliśmy – niby trudno już nas tu czymś zaskoczyć, ale od czasu
do czasu jakiś kucharz wymyśli nieco inną mieszankę przypraw i okazuje się, że
z pozornie oklepanego dania można wyciągnąć coś więcej. ”Invincible” ma te swoiste moment, za które komiks ten bardzo
polubiłem już lata temu i znajdziecie je także i tutaj. Emocjonalność Marka,
jego świetnie rozpisana ludzka strona, to jak próbuje pogodzić bycie herosem z
byciem dobrym uczniem, synem i chłopakiem – Kirkman prowadzi to wszystko z
niesamowitym wyczuciem, dbając jednocześnie o drugi plan. W tomie tym było
kilka dialogów, które mocno zapadły mi w pamięć właśnie z powodu tego, jak
scenarzysta doskonale (nie pierwszy raz zresztą) pokazuje tą ludzką stronę
swoich bohaterów. Były to: rozmowa Cecila z matką Marka, gdy mężczyzna dostał w
pysk za głupie przejęzyczenie, a także dialog między samym Niezwyciężonym a
jego zaprzyjaźnionym krawcem, konkretnie fragment dotyczący dziewczyn.
Niemal cały tom zilustrował Ryan
Ottley, przy pomocy kolorysty Billa Crabtree (kolory) oraz Cliffa Rathburna
(tusz w rozdziałach #28-31). W przypadku rysownika widać wyraźnie, że rozkręca
się on z historii na historię, dzięki czemu ”Invincible” nie tylko może pochwalić się bardzo udaną warstwą
scenariuszową, ale również i graficzną. Jestem także fanem specyficznej palety
barw używanej przez Billa Crabtree.
W ramach ciekawostki dodam, że
podczas walki Niezwyciężonego z Levym, nasz bohater na moment przenosi się do
uniwersum Marvela i jest to pokazane w komiksie ”Marvel Team-Up #14”, który
niestety nie został dołączony do tego wydania zbiorczego.
Jest jeszcze zeszyt ”The Pact vol. 2 #4”, który trochę
odstaje poziomem od reszty zbioru, nawet jeśli autorem scenariusza też jest tu
Robert Kirkman. Miniseria ta korzysta z tytułu bardzo nieudanego komiksu
wydanego przez Image w 1994 roku, lecz mocno zmienia jego wymowę. Tam mieliśmy
do czynienia z kolejną grupą postaci tłukących się bez sensu z innymi, tutaj
nastoletni herosi z czterech różnych komiksów Image łączą siły na cztery
przygody. Każdy z zeszytów to samodzielna historyjka i każdą z nich stworzył
kolejny twórca jednej z postaci. Kirkmanowi przypadło zakończyć tytuł i zrobił
to w przyzwoity, lecz mało zapadający w pamięci sposób. Zeszyt ten to raczej
ciekawostka (a także zbiór paru niecodziennych zagadek), którą można spokojnie
ominąć.
Jak zwykle wydanie od Egmontu
oprawione jest w twardą okładkę przy nadrukowanej cenie w wysokości 99,99zł. Jak
zwykle w cenie tej dostajemy solidną porcję dodatków, nie tylko tych ze
wspomnianego ”The Pact vol. 2 #4”.
Są szkice, fragmenty scenariusza oraz galeria okładek. Sporo i bardzo
przyjemnie się to wszystko czyta. Oby tak dalej.
”Invincible” to nie tylko niezmiennie bardzo dobra seria
superbohaterska, ale i dobry komiks ogólnie. Poleca się ze wszystkich sił, bo w
cenie mniej więcej dwóch i pół Marveli Nał dwa-zero czy DC Ogrodzenie macie
tyle samo czytania, a poziom nieporównywalnie lepszy.
---------------------------------------------------------------
"Invincible #3" do kupienia w sklepie Egmontu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz