środa, 17 kwietnia 2019

Invincible #3 (Robert Kirkman/Ryan Ottley/Bill Crabtree)

Od premiery pierwszego tomu serii ”Invincible” w Polsce minęło nieco ponad pół roku i już możemy cieszyć się lekturą trzeciej odsłony. Mimo to nie dalej jak parę dni temu widziałem na pewnym Facebookowym fan-page’u w komentarzach narzekanie na to, że Egmont wydaje ten cykl za wolno i przecież serial animowany, który powstanie mniej więcej ”w sumie nie wiadomo kiedy, ale wkrótce”, może szybko wyprzedzić wydarzenia zaprezentowane już w naszym kraju. Śmiechłem srogo i złośliwie, bo owy fan-page za komiksy bierze się niejako przy okazji i nieraz w komentarzach widzę tam, iż zasada ”nie znam się, więc się wypowiem” na emeryturę się nie wybierze w najbliższym. Podobnie jak ta, że jeśli coś Wam przeszkadza w komiksach, to na pewno jest to wina Egmontu. ALE warto podkreślić, że ”Invincible” spotyka się z tego co widzę przede wszystkim z pozytywnymi opiniami i to zarówno w jak i na zewnątrz naszego środowiska komiksowego. Czy może mnie to w jakikolwiek sposób dziwić? Absolutnie nie. Bo mamy do czynienia ze zwyczajnie świetnie pisanym komiksem superbohaterskim.
 
Tym razem Mark Grayson spotyka na swojej drodze Science Doga – bohatera swoich ulubionych komiksów. To znaczy tak naprawdę kosmitę, który w tym przebraniu przybył na Ziemię, by poprosić Niezwyciężonego o pomoc dla jego rodzinnej planety. Tam Mark odkryje kilka nowych szczegółów dotyczących dalszych losów swojego ojca oraz zmierzy się z oddziałem Viltrumian. Po powrocie chłopak wybierze się ze swoją dziewczyną na zasłużone wakacje do Afryki, które jednak zostaną brutalnie przerwane przez powrót Angstroma Levy’ego. Po drodze zdarzą się kolejne szkolne perypetie, miłosne zawirowania, problemy w ”pracy”, a także podróże w czasie i przestrzeni, nieraz do podejrzanie znajomych miejsc. Na sam koniec do zbioru dorzucono jeden z zeszytów serii ”The Pact”, ale o nim napiszę nieco pod koniec tekstu.

Niezwykle ujął mnie napis, jaki wydawnictwo Egmont zafundowało nam na tylnej stronie okładki omawianego właśnie tomu. Brzmi on: ”Ciag dalszy wielkiej kolekcji prawdopodobnie najlepszego komiksu superbohaterskiego we wszechświecie”. Za każdym razem traktuję tego typu teksty z przymrużeniem oka, lecz jakoś trudno odmówić Robertowi Kirkmanowi aspiracji, byśmy faktycznie po lekturze kolejnych odsłon ”Invincible” jakoś tak inaczej patrzyli na obecne na naszych półkach inne produkcje spod znaku peleryny i maski. Nie ma co twierdzić inaczej, zresztą sam scenarzysta nigdy się z tym nie krył – to nie jest komiks, który odkrywa gatunek superbohaterski na nowo. Nigdy nie było takich ambicji. Dla Kirkmana jest to list miłosny do tego, co znany i lubimy, chociaż każdego miesiąca kilka wydawnictw w USA przewałkowuje temat na każdy możliwy sposób. ”Invincible” również korzysta i czerpie pełnymi garściami z dobrodziejstw gatunku, lecz robi to w sposób inny – pełen pasji i autentycznej miłości, jednocześnie w tak fajny i ciekawy sposób budując prowadzone postacie jak i świat wokół nich, przez co po lekturze tej trykociarskiej telenoweli patrzymy na nią przychylniej.
No bo umówmy się – czy ”Invincible” prezentuje coś, czego dotąd w komiksach superbohaterskich nie mieliśmy? Obce rasy, najeźdźcy z kosmosu, złowieszczy naukowcy, inne wymiary, wychodzące na światło dzienne sekrety, tłuczenie się po ryjach i to momentami bardzo krwawe – nie ma tu nic, czego byśmy już nie znali. Jednakże z komiksem tym jest jak z daniem, które dotąd niejednokrotnie jedliśmy – niby trudno już nas tu czymś zaskoczyć, ale od czasu do czasu jakiś kucharz wymyśli nieco inną mieszankę przypraw i okazuje się, że z pozornie oklepanego dania można wyciągnąć coś więcej. ”Invincible” ma te swoiste moment, za które komiks ten bardzo polubiłem już lata temu i znajdziecie je także i tutaj. Emocjonalność Marka, jego świetnie rozpisana ludzka strona, to jak próbuje pogodzić bycie herosem z byciem dobrym uczniem, synem i chłopakiem – Kirkman prowadzi to wszystko z niesamowitym wyczuciem, dbając jednocześnie o drugi plan. W tomie tym było kilka dialogów, które mocno zapadły mi w pamięć właśnie z powodu tego, jak scenarzysta doskonale (nie pierwszy raz zresztą) pokazuje tą ludzką stronę swoich bohaterów. Były to: rozmowa Cecila z matką Marka, gdy mężczyzna dostał w pysk za głupie przejęzyczenie, a także dialog między samym Niezwyciężonym a jego zaprzyjaźnionym krawcem, konkretnie fragment dotyczący dziewczyn.

Niemal cały tom zilustrował Ryan Ottley, przy pomocy kolorysty Billa Crabtree (kolory) oraz Cliffa Rathburna (tusz w rozdziałach #28-31). W przypadku rysownika widać wyraźnie, że rozkręca się on z historii na historię, dzięki czemu ”Invincible” nie tylko może pochwalić się bardzo udaną warstwą scenariuszową, ale również i graficzną. Jestem także fanem specyficznej palety barw używanej przez Billa Crabtree.

W ramach ciekawostki dodam, że podczas walki Niezwyciężonego z Levym, nasz bohater na moment przenosi się do uniwersum Marvela i jest to pokazane w komiksie ”Marvel Team-Up #14”, który niestety nie został dołączony do tego wydania zbiorczego.

Jest jeszcze zeszyt ”The Pact vol. 2 #4”, który trochę odstaje poziomem od reszty zbioru, nawet jeśli autorem scenariusza też jest tu Robert Kirkman. Miniseria ta korzysta z tytułu bardzo nieudanego komiksu wydanego przez Image w 1994 roku, lecz mocno zmienia jego wymowę. Tam mieliśmy do czynienia z kolejną grupą postaci tłukących się bez sensu z innymi, tutaj nastoletni herosi z czterech różnych komiksów Image łączą siły na cztery przygody. Każdy z zeszytów to samodzielna historyjka i każdą z nich stworzył kolejny twórca jednej z postaci. Kirkmanowi przypadło zakończyć tytuł i zrobił to w przyzwoity, lecz mało zapadający w pamięci sposób. Zeszyt ten to raczej ciekawostka (a także zbiór paru niecodziennych zagadek), którą można spokojnie ominąć.

Jak zwykle wydanie od Egmontu oprawione jest w twardą okładkę przy nadrukowanej cenie w wysokości 99,99zł. Jak zwykle w cenie tej dostajemy solidną porcję dodatków, nie tylko tych ze wspomnianego ”The Pact vol. 2 #4”. Są szkice, fragmenty scenariusza oraz galeria okładek. Sporo i bardzo przyjemnie się to wszystko czyta. Oby tak dalej.

Invincible” to nie tylko niezmiennie bardzo dobra seria superbohaterska, ale i dobry komiks ogólnie. Poleca się ze wszystkich sił, bo w cenie mniej więcej dwóch i pół Marveli Nał dwa-zero czy DC Ogrodzenie macie tyle samo czytania, a poziom nieporównywalnie lepszy.
   
---------------------------------------------------------------
    
"Invincible #3" do kupienia w sklepie Egmontu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz