sobota, 18 kwietnia 2020

Head Lopper #3: Rycerze Venorii (Andrew MacLean/Jordie Bellaire)

Head Lopper” to zdecydowanie jedna z najciekawszych premier komiksowych ostatnich lat z oferty wydawnictwa Image. Nie ukrywam, że przed jej powstaniem nazwisko Andrew MacLeana nie mówiło mi kompletnie nic, a i zapowiadany sposób publikacji tej serii początkowo wydał mi się nietypowy na tyle, bym nie chciał inwestować w nią swoje pieniądze. Przypomnę, seria ukazuje się w kwartalnych odstępach czasu, zaś każdy zeszyt liczy około 48 stron i jeśli się nie mylę, kosztują sześć dolarów. Potem jednak zacząłem natrafiać na kolejne recenzje, które praktycznie bez wyjątku chwaliły dany tytuł i niewiele brakło, bym się w końcu złamał i kupił pierwszy tom. I właśnie wtedy, na białym rumaku wjeżdża wydawnictwo Non Stop Comics i zapowiada rodzimą edycję. Premierowa odsłona przygód Dekapitatora Norgala najzwyczajniej w świecie totalnie mnie rozwaliła, druga co prawda nieco mniej, ale wciąż była to ścisła czołówka lubianych przeze mnie tytułów. Niedawno do sprzedaży trafił wreszcie trzeci tom serii ”Head Lopper” i nie będę kłamać – to była jedna z (jak dotąd) najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku.

Tym razem Norgal wraz z głową Agathy napotykają na swojej drodze tytułowych rycerzy pochodzących z miasta Venoria. Doprowadzi to do tego, że nasz ulubiony Dekapitator, dość niechętnie, przekroczy mury miasta, w którym nie jest zbyt mile widziany. Ale jaka wiąże się z tym historia? I w zasadzie dlaczego główny bohater cały czas strzeże odciętej głowy Agathy? Odpowiedzi na te pytania znajdzie właśnie na łamach niniejszego tomu serii ”Head Lopper”.

Pojadę z grubej rury – moim skromnym zdaniem ”Rycerze Venorii” to nie tylko zdecydowanie najlepsza fabuła, jaką dotąd zaprezentowano nam na łamach cyklu ”Head Lopper”, ale również jeden z najciekawszych komiksów, jakie było mi dane przeczytać. Mamy tu wszystko, czego od tego typu komiksu, począwszy od wciągającej jak diabli fabuły, poprzez liczne zwroty akcji, a na ciekawie prowadzonych postaciach kończąc.

Kolejny raz to wcale nie Norgal jest największą gwiazdą komiksu, a Agatha oraz osoby, które pojawiają się w otoczeniu tej dwójki. Gdy w końcu docieramy wraz z nimi do Venorii, komiks rozkręca się na dobre i prezentuje nam opowieść, która pomimo stosunkowo dużego tempa oraz dość licznej obsady, nawet na moment nie gubi się we własnych zawiłościach. Same postacie, to też swoista klasa sama w sobie, ponieważ każde z nich jest, jak to lubię sobie napisać, ”jakiś”. MacLeanowi udawało się nadać wyraziste rysy każdemu, nawet jeśli pojawiał się w komiksie dosłownie na kilka chwil i w zasadzie trudno jest mi wskazać jedną postać, która spodobała mi się najbardziej. Trzymałem także mocno kciuki za to, by zasygnalizowane wyjaśnienie kwestii dotyczących Agathy nie było zbyt lakoniczne. Nie tylko MacLean bardzo pozytywnie zaskoczył mnie tym, co wymyślił dla naszej ulubionej wiedźmy, ale także szeroko otworzył drzwi na to, co może wydarzyć się w kolejnych tomach serii ”Head Lopper”. Nawet nie próbuję ukrywać faktu, że czekam na niego już teraz z ogromnymi oczekiwaniami i nadziejami. I wyjątkowo nie mam ani odrobiny wątpliwości, że autorowi komiksu uda się nie zawieść czytelników.
Jeśli podobała Wam się warstwa graficzna poprzednich tomów cyklu ”Head Lopper”, to najprawdopodobniej najnowszy tom i tak wielokrotnie Was zadziwi. Nie mamy tu co prawda do czynienia z jakąś gruntowną zmianą stylu w wykonaniu Andrew MacLeana, jednakże widać wyraźnie, że twórca ten z tomu na tom coraz mocniej się rozkręca. W ”Rycerzach Venorii” pojawia się coś, co sprawiło iż pierwszy raz od dawna zgadzam się z czyjąś polecaną z okładki, a uwierzcie mi, że z reguły uważam je jedynie za śmieci nie warte większej uwagi. Tym razem jednak Ed Piskor napisał bowiem, że ten tom serii ”Head Lopper” na nowo zapoznaje czytelników z właściwym znaczeniem słowa ”epicki” i tylko tak mogę określić to, jak MacLean narysował niektóre sceny w komiksie. Cieszę się również, że pierwszy raz od dłuższego czasu dostałem też tyle od Jordie Bellaire, że jak żyw przypomniały mi się czasy, gdy robiła ona ogromną różnicę swoim kolorowaniem. Tutaj nie odmówię sobie możliwości skorzystania z okazji i bardzo mocno zachęcam Was do obserwowania Instagramowego konta Andrew MacLeana, które jest po prostu pełne szczerego złota. Koniecznie zatem klikajcie TUTAJ.

Jak zwykle nie zawiodło wydawnictwo Non Stop Comics, przygotowując nam komiks tak, jak można było oczekiwać. Tłumaczenie jest w porządku, objętość słuszna – 224 strony, a całość zapakowano w miękką okładkę i przyozdobiono identyczną ceną jak w przypadku poprzednich odsłon, a więc w wysokości 55 złotych. Tym razem grzbiet komiksu pasuje do poprzedniego tomu, zatem nie mogę się przyczepić. Oczywiście otrzymujemy także nieco materiałów dodatkowych w postaci galerii okładek poszczególnych rozdziałów czy też czegoś w stylu komiksowej sceny po napisach.

Napisałem to raz, napiszę i drugi – trzecia odsłona serii ”Head Lopper” niniejszym stała się moją ulubioną i nie wyobrażam sobie tego co jeszcze z Image Comics musiałoby wyjść w Polsce w tym roku, abym nie umieścił tego komiksu w grudniu w swoim podsumowaniu. Świetna fabuła, rewelacyjne rysunki i masa świetnej zabawy – nie ma co się zastanawiać, biegnijcie czym prędzej do sklepów w komiksikami i nadrabiajcie zaległości.

"Head Lopper #3: Rycerze Venorii" do kupienia w sklepach Non Stop Comics i ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz