środa, 15 kwietnia 2020

Glitterbomb vol. 2: The Fame Game (Jim Zub/Djibril Morissette-Phan/K. Michael Russell)

W 2016 roku w ofercie Image Comics pojawiła się miniseria ”Glitterbomb”, której zapowiedzi od razu zwróciły moją uwagę. Jim Zub – scenarzysta, którego pracę bardzo lubię od czasów mocno niedocenionego cyklu ”Skullkickers” – zaproponował nam horror z wyraźnym wątkiem aktorskim. Oto bowiem obserwowaliśmy kobietę po czterdziestce, która tak mocno próbowała powrócić na szczyt celebryckiej sławy, że dała się… opętać przez demona. I bynajmniej nie skończyło się to dla niej najlepiej. ”Glitterbomb” w wydaniu zbiorczym wyszło w marcu 2017 roku, zachwycało okładką (KLIK) i czytało mi się na tyle mocno, by nawet nie zastanawiać się nad tym, czy sięgnąć także po opublikowaną równo rok później kontynuację. Jakoś jednak tak się złożyło, że dopiero teraz wspominam o tym komiksie. Dlaczego? Więcej na ten temat znajdziecie oczywiście w dalszej części posta. I od razu UWAGA – w kolejnym akapicie są małe spoilery na temat zakończenia pierwszego tomu serii.

Po tym jak bohaterka pierwszej części komiksu – wspomniana aktorka Farrah – urządza dość krwawą łaźnię, oczy większości mediów na świecie zwrócone są na Kaydon, która pracowała u niej jako opiekunka jej synka. Dziewczyna od zawsze pragnęła być sławna i chociaż okoliczności zdecydowanie nie należą do najbardziej radosnych, to jednak fakt pozostaje faktem – ma ona swoje pięć minut w mediach i może je wykorzystać. Ale czy na pewno? Wkrótce Kaydon odkrywa, że na jej temat pojawiają się krzywdzące fake-newsy, które doprowadzają ją na skraj rozpaczy. I właśnie takich osób poszukuje demon, który wcześniej opętał Farrah. Czy jednak młoda dziewczyna stanie się jego kolejną ofiarą?

Po powyższym opisie można spokojnie pomyśleć, że Jim Zub w drugim woluminie ”Glitterbomb” po prostu dostarczył drugi raz to samo, tylko z inną główną bohaterką. Nic bardziej mylnego. O ile faktycznie zgodzę się, że kwestia demonicznego bytu pozostała grubsza taka sama, to jednak trudno mi jest nie rozpatrywać tego komiksu jako dość mocny i niestety trafny komentarz co do tego, jak funkcjonują w dzisiejszych czasach media i do czego może doprowadzić hejt. Pierwsze ”Glitterbomb” znacznie mocniej rozprawiało się ze smutnymi praktykami wobec kobiet, niestety wszechobecnymi w przemyśle filmowym, tu zaś możemy obserwować to, jak Internet może samodzielnie stworzyć i równie szybko zniszczyć celebrytę. Kaydon co prawda zawsze chciała być sławna, lecz wydarzenia z ”The Fame Game” wyraźnie dzieją się poza jakąkolwiek jej kontrolą, sprowadzając na głowę dziewczyny problemy, o istnieniu których dotąd nawet nie zdawała sobie sprawy. I wcale nie chodzi mi o wspomnianego demona. Smutne? Owszem. Prawdziwe? Niestety, jak najbardziej. W przypadku ”Glitterbomb” dodatkowo danie to podane jest w bardzo smakowitym sosie z co najmniej przyzwoitego horroru.
Jim Zub na łamach omawianego komiksu nie ukrywa, że warstwa grozy jest tutaj niejako drugoplanowa, jednakże w żadnym przypadku nie mógłbym napisać, by wątki te zostały jednocześnie potraktowane po macoszemu. Klimat pierwszej części został w stu procentach zachowany, a ponieważ ten ceniłem sobie bardzo wysoko, to i tutaj narzekać nie będę. O ile jednak fabularnie komiks może się podobać, to tym razem zabrało mi w nim czegoś, co zostałoby w pamięci na dłużej. Pierwsza odsłona ”Glitterbomb” to była, nomen omen, jak dla mnie bomba. W dwójce historia nadal trzyma poziom, to jednak gdzieś z tyłu głowy jakiś podły głosik mówi, że tym razem Zub nie rozwinął zbytnio zaprezentowanego przez siebie świata, nie zaskoczył, ani też nie odpowiedział jednoznacznie na pewne pytania (chociażby wątek detektywa Rahala w pewnym momencie się po prostu urywa). I tak, wiem iż w planach była jeszcze część trzecia, jednakże autor w wywiadach podkreślał, iż jest świadom, że już sprzedaż pierwszej miniserii wcale nie powalała, zatem mógł spróbować jednak lepiej domknąć fabułę już tutaj. To też spowodowało, że tak długo zwlekałem z tą reckę – najzwyczajniej w świecie czekałem na trzeci tom. Niestety, ani widu, ani słychu.

”Robotę” robi tu jednak w głównej mierze Djibril Morissette-Phan, a przypomnę przy okazji, drugi tom ”Glitterbomb” to także i drugi komiks przy jakim kiedykolwiek pracował. Jestem pełen podziwu dla niego, że stworzył równie dobrą okładkę, co w przypadku pierwszej odsłony i przysięgam, że gdybym miał gdzie, to bym obie te grafiki powiesił na ścianach w formie plakatów. W środku komiksu jest równie dobrze i dziwię się, że od tego czasu artysta ten skacze sobie od tytułu do tytułu, nigdzie nie mogąc zagrzać na dłużej miejsca.

W komiksie znajdziecie jeszcze trochę materiałów dodatkowych. Są to okładki wariantowe, szkice, oraz – co ciekawe – eseje, które znalazły się także i w zeszytach. Za całość zapłacić trzeba 17 dolców i jeśli nie przeraża Was to, że seria (na dzień dzisiejszy) nie doczekała się finału, to sięgajcie śmiało. To wciąż solidna i godna polecenia lektura.

"Glitterbomb vol. 2: The Fame Game" do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz